Sławomir Zatwardnicki Sławomir Zatwardnicki
379
BLOG

Czy Kościół wyjdzie do mężczyzn?

Sławomir Zatwardnicki Sławomir Zatwardnicki Kultura Obserwuj notkę 3
 

Już sam tytuł książki[1] mówi o niej wiele. To nie pytanie: „Czy mężczyźni nienawidzą chodzić do kościoła?", ale stwierdzenie: „nienawidzą". A odpowiedź na pytanie: „dlaczego tak jest?" musi zrodzić się jako refleksja czytelnika sprowokowana poruszonym przez Davida Murrowa problemem braku mężczyzn w Kościele. Książka nie pozostawia czytelnika obojętnym, co zresztą jest celem jej autora. Nie jest to lektura tylko dla mężczyzn. W Kościele, w którym oprócz przywódczych stanowisk każda inna działalność jest w rękach kobiet, a ich zaangażowanie i uczestnictwo w kościelnych nabożeństwach jest daleko większe niż mężczyzn, to być może one jako pierwsze muszą zdać sobie sprawę z problemu nieobecności mężczyzn, aby potem wesprzeć konieczne zmiany. Przesłanie skierowane jest jednak przede wszystkim do odpowiedzialnych Kościoła- zarówno świeckich, jak i duchownych liderów i duszpasterzy.

Ponad czterysta ciekawie napisanych stron, opartych na olbrzymiej liczbie gęsto cytowanych przez autora badań (dostępnych na stronach: http://www.barna.org/  oraz http://www.gallup.com/), których lektura wciąga czytelnika tak, jak mężczyzn pochłania oglądanie filmów akcji. Bo to właśnie w nich znajduje normalny mężczyzna więcej spraw poruszających jego- użyję tu tytułu książki Johna Eldredge'a- „dzikie serce" niż w tym, do czego wzywa go współczesny Kościół. Murrow ukończył antropologię, i z tej perspektywy widzi w mężczyźnie „myśliwego" (w przeciwieństwie do kobiet- „zbieraczek"). Mężczyzna zawsze będzie wolał polować, tymczasem Kościół proponuje mu formy aktywności typowe dla zbieraczy: monotonne i niekończące się zajęcia. Tak jakby odpowiedzialni za Kościół nie chcieli zobaczyć tego, co świat biznesu już dawno odkrył- aby mężczyzna mógł się czemuś poświęcić, trzeba mu przedstawić WNOC (to skrót od: „Wielki, Niebezpieczny, Odważny Cel"). A ponieważ Kościołowi wydaje się nie zależeć na tym, aby wykorzystać powołanie właściwe mężczyznom, jego wypełnienia szukają oni poza Nim.

Mężczyzn z dala od Kościoła trzymają trzy dysproporcje (zwane przez Murrowa „nieświętą trójcą"): liczebna (więcej kobiet niż mężczyzn w Kościele), uczestnictwa (więcej kobiet angażujących się w kościelną działalność) i dysproporcja wynikająca z różnic osobowości (kobiecie łatwiej odnaleźć się we współczesnym Kościele). To wszystko powoduje, że mężczyzna podświadomie odbiera Kościół jako „klub dla pań". Żeby poważnie pomyśleć o swoim miejscu w Kościele, musiałby mężczyzna zgodzić się z tym, że przyjdzie mu usiąść w jednej ławce z kobietami i tymi świętoszkowatymi mężczyznami, którzy właściwie niczym nie różnią się od kobiet. Bo przecież niełatwo w Kościele spotkać mężczyzn choć trochę przypominających bohaterów biblijnych! Mężczyzna wie, że w Kościele wymagać się będzie od niego, aby był miły i pilnie wykonywał swoje małe obowiązki. Nie usłyszy o duchowej walce prowadzonej na śmierć i życie, nie będzie się go nawoływać do podjęcia wyzwania, współzawodnictwa, przygody i ryzyka.

Żeby dobrze czuć się w takim Kościele- twierdzi autor- musiałby mężczyzna „przejść przeszczep osobowości". Nic dziwnego więc, że mężczyzna woli trzymać się z dala od Kościoła, a jeżeli już bierze udział w kościelnym nabożeństwie, robi to według „strategii mafii"- dla żony lub dla podtrzymania tradycji- w taki sposób, żeby nic z tego, co słyszy, nie dotarło do jego wnętrza. We współczesnym Kościele preferuje się wartości powszechnie uważane za kobiece: pokorę, słabość, bezpieczeństwo, stabilizację, zachowawczość, przewidywalność i wsparcie. Może więc zamiast oczekiwać aż mężczyźni przyjdą do takiego Kościoła, sam Kościół zwróci się do mężczyzn?- proponuje Murrow. Pierwszym krokiem do tego byłoby poznanie ich, drugim zaspokojenie ich potrzeb.

Autor zwraca więc uwagę na naturalne różnice między mężczyzną a kobietą, które same w sobie stawiają mężczyznę w trudnej sytuacji. Testosteron i inna budowa mózgu nie ułatwiają mu ani przyjęcia tego, co słyszy w zbyt długich dla niego kazaniach lub czyta w czasie lektury Słowa Bożego, ani odpowiedzi na to przesłanie- nie potrafi tak dobrze jak kobieta werbalizować myśli, nie lubi też tego, co we wspólnotach kościelnych nazywa się „dzieleniem". W czasie dojrzewania uruchamia się w mężczyźnie mechanizm znany w psychologii „oddzieleniem"- odrzuca wszystko to, co kojarzy mu się z kobietami; w tym Kościół. Nie dostrzega u siebie takiej potrzeby do rozwijania relacji z innymi, jaką obserwuje się u większości kobiet, unika więc także przyjaźni kościelnych (potrafi za to nazwać przyjacielem kolegę z wojska, którego nie widział od wielu lat).

W głębi swojego serca każdy mężczyzna pragnie być bohaterem. Marzy o wielkości, tymczasem w Kościele istnieje coś, co Murrow nazywa „policją pokory", która kara za „grzech" dążenia do tej wielkości. Zamiast moralizowania mężczyzna potrzebuje usłyszeć wezwanie do przygody i radykalnej przemiany życia. Nie można zachęcać go do „zażyłej relacji z Jezusem", ponieważ mężczyzna nigdy nie określa w ten sposób swojej znajomości z innym mężczyzną. Potrzebuje on za to usłyszeć o „pójściu za Panem" i zobaczyć, czy „to działa". Musi mu zostać pokazany biblijny obraz Mistrza, bo obraz Jezusa ukazywany przez Kościół odrzuca go- zarówno jeżeli chodzi o te słodkie pobożne obrazki, na których Pan wygląda jak kobieta z męskim zarostem, jak i o to, w jaki sposób się Go przedstawia- jako delikatnego, preferującego nie zwyciężać, a przegrywać, nikogo nie sądzącego. Za takim mężczyzną mieliby podążać?

Dyrektor organizacji „Kościół dla mężczyzn" (http://www.churchformen.com/) zachęca do tego, aby przełożeni kościelni zaczęli stawiać na mężczyzn i inwestować w ich duchowy rozwój, tak jak czynił to Pan. To się opłaca Kościołowi (także dlatego, że- jak pokazują badania- za nawróconym mężczyzną do Boga przychodzi zwykle cała rodzina), który w ten sposób stanie się bardziej dynamiczny na zewnątrz i gotowy do podjęcia ryzyka śmiałego niesienia Dobrej Nowiny. Według Murrowa potrzeba odejść od tradycyjnego modelu, w którym jeden pasterz prowadzi stado owiec (który mężczyzna chce być owcą?), i wyszkolić świeckich mężczyzn, którzy mogliby być ojcami duchownymi dla innych mężczyzn (więcej o duchowym ojcostwie na stronie: http://www.buildingbrothers.org/): mężczyźni zawsze „podążają za innymi mężczyznami". Taki duchowy ojciec prowadziłby swoje dziecko do dojrzałości i odkrycia „imienia", jakie nadał mu Bóg. Mężczyźni powinni mieć też innych braci, razem z którymi mogliby odkrywać, jak być uczniami Chrystusa. Współczesne duszpasterstwo nie przemienia mężczyzn: „...wiedzą o istnieniu Boga, ale nie znają Go osobiście".

Czy można winić mężczyzn za ich nieobecność w Kościele? Może są oni mniej religijni od kobiet (ale co w takim razie powiedzieć choćby o męskich wyznawcach islamu?)? Jeżeli nie, to może w samym Kościele jest coś, co odpycha mężczyzn? Zastanawiając się nad tym, dlaczego przesłanie Kościoła tak dobrze dociera do kobiet, a tak słabo do mężczyzn, cytuje Murrow słowa guru biznesu, Deminga: „Każdy system przyniesie takie rezultaty, dla jakich został zaprogramowany". To mocne słowa, tak jak mocne jest przesłanie całej książki, które ma wstrząsnąć czytelnikiem. Warto po nią sięgnąć i po męsku zmierzyć się z tym tematem, przed którym i tak uciec się nie da.

 

Sławomir Zatwardnicki

 

David Murrow, „Mężczyźni nienawidzą chodzić do kościoła", W drodze, Poznań 2007

 



[1] Sporo już było o tej książce na moim blogu, ale może nie każdy czytał; zresztą, tamtych wpisów było dużo (pierwszy odcinek z pięciu dostępny jest tutaj), a ten jest krótką recenzją książki, która ukazała się drukiem w lutowym numerze „Przeglądu Powszechnego".

 

Teolog, publicysta, autor wielu artykułów oraz dwudziestu książek; ostatnio wydał: Maryja. Dlaczego nie?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura