Nie zwykłem przejmować się złymi opiniami mediów o "Prawie i Sprawiedliwości". Każdy średnio zbornie myślący Polak był przyzwyczajony do bajań o kaczofaszyzmie i "strasznych Kaczorach".
Nie byłem też nigdy bezkrytycznym fanem tej partii. Nie czas i miejsce, by wyjaśniać złożoność mego podejścia do ugrupowania Kaczyńskich. W każdym razie nigdy nie zwykłem kopać leżących, więc i PiS-owi odpuszczę. Tzn.: napiszę, co mi leży na wątrobie, ale postaram się wstrzymać od kąśliwości.
Nie napisałbym też tej notki, gdyby nie spostrzeżenie, że od tej partii odwraca się coraz większa liczba jej zwolenników. Oczywiście, nie każdy potrafi być wierny do końca, ale tu chyba nie w tym rzecz.
Primo: jako lewak (chociaż coraz częściej uważam się za chadeka) interesował mnie zawsze projekt "Polski Solidarnej" jako próba zerwania z pro-oligarchicznym, anty-obywatelskim (anty-republikańskim?) modelem rozwoju Polski. Kłopot w tym, że projekt ten okazał się mirażem. Wcale się nie dziwię. Przypominam sobie wymianę zdań (za brzydkie określenie pod adresem antagonisty raz jeszcze przepraszam) z Łukaszem Schreiberem, który szczerze przyznał, że część PiS-owskich "elit" (czy jak je zwać) od razu uważała cały ten pomysł za wymyślony na rzecz "ciemnego ludu". Skądinąd wiem, że "lewicowa" frakcja w PiS bardzo szybko została tam zepchnięta na dalszy plan, tuż po zwycięskich wyborach. Ludzie tacy jak posłanka Bubula, której Nowa Huta dała mandat w Sejmie szybko okazali się - eufemizm - mniej potrzebni...
Polityka historyczna PiS była skokiem jakościowym w polskim życiu społeczno-politycznym. Niestety: chcieli za dużo, za szybko i wśród zbyt szybkich skrótów myślowych. Stąd padło o parę słów za dużo. Choćby tekst o "onych", którzy stoją tam, gdzie stało ZOMO. Jasne, wielu sposód przeciwników PiS stało faktycznie tam, gdzie ZOMO. Kłopot w tym, że: a) nie wszyscy; b) niektórzy z pośród sił najemnych Kaczyńskich także stali niegdyś "tam, gdzie ZOMO". Są argumenty, których lepiej nie przywoływać na (potencjalnie) własną szkodę.
Co do 300 złotych: cóż, właściwie całą naszą klasę polityczną uważam za ludzi z mentalnością dorobkiewiczów. W tej materii jestem cynikiem: może za 30, 40, 50 lat, gdy sytuacja rzeczywiście się ustabilizuje, polska klasa polityczna faktycznie osiągnie jako taką stabilność i dzieci dzieci naszych osłów, posłów i europosłów, z milionami na koncie odziedziczonymi po skrupulatnych dziadkach i rodzicach pierwszych lat i dziesięcioleci transformacji nie będą się już wygłupiać. I ewentualnie będą robić przekręty na solidne sumy, jak to, np. w amerykańskiej czy zachodnio-europejskiej polityce bywa. A jak wiadomo, nikt się nie śmieje z tych, co dużo kradną. Śmiejemy się z tych, co przynoszą hamburgery do pociągu, albo sępią na 300 złotych. Co innego uwłaszczyć się na bankach albo szpitalach. PiS i w tej kwestii okazał się naiwny.
Jarosław Kaczyński: niezły fighter. Kłopot w tym, że chyba zbyt często zadaje sobie to feralne pytanie: "co by tu jeszcze spieprzyć, panowie?". Z dystansu można odnieść wrażenie, że w chwili kryzysu traci kontrolę nie tyle nad partią, co sposobem przedstawiania swoich racji [vide sprawa Dorna]. A to dziś rzecz nie do odrobienia. Samobój, po prostu.
Lech Kaczyński. Tu kładę pod rozwagę przeciwnikom tej prezydentury: możecie być bardziej dumni z Bieruta, Jaruzela, Wałęsy czy Kwaśniewskiego. Możecie. Kwestia smaku.
W każdym razie: pozostaje pytanie: czy to już koniec PiS, tak jak niegdyś PC? I czy ta formacja powinna odrodzić się pod nowym sztandarem?
ps. Osobiście jednak czekam dnia, gdy powstanie partia na miarę przedwojennego PPS: lewica, z którą prawica nie będzie się zgadzać, ale nie będzie miał też czelności nazwać jej post-PRL-owską. No ale to może zająć kolejnych 5- lat. Zatem pewnie nie doczekam.:-)
Krzysztof Wołodźko
Utwórz swoją wizytówkę
Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty.
Wyją syreny, wyją co rano,
grożą pięściami rude kominy,
w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną,
noc jest przelaną kroplą jodyny,
niechaj ta kropla dzień nasz upalny
czarnym - po brzegi - gniewem napełni -
staną warsztaty, staną przędzalnie,
śmierć się wysnuje z motków bawełny...
Troska iskrą w sercu się tli,
wiele w sercu ognia i krwi -
dymem czarnym musi się snuć
pieśń, nim iskrą padnie na Łódź.
Z ognia i ze krwi robi się złoto,
w kasach pękatych skaczą papiery,
warczą warsztaty prędką robotą,
tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery,
im - tylko radość z naszej niedoli,
nam - na ulicach końskie kopyta -
chmura gradowa ciągnie powoli,
stanie w piorunach Rzeczpospolita.
Ciąży sercu wola i moc,
rozpal iskrę, ciśnij ją w noc,
powiew gniewny wciągnij do płuc -
jutro inna zbudzi się Łódź.
Iskra przyniesie wieść ze stolicy,
staną warsztaty manufaktury,
ptaki czerwone fruną do góry!
Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi
drogę, co dzisiaj taka już bliska?
Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi,
gniewną, wydartą z gardła konfiskat.
Władysław Broniewski, "Łódź"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka