Zdaję sobie sprawę, że tytuł jest obrazoburczy, ale sprawa jest irytująca. A dotyczy miasta, które uważam za swoje: Krakowa.
Stolica Małoppolski jest ponoć kulturalną wizytówką Polski. Bo Wawel, "bo "Piwnica pod Baranami" (de facto - delikatnie mówiąc - w fazie schyłkowej), bo UJ-ot, bo grób Miłosza, bo Sukiennice i Lajkonik oraz srające na wszystko gołębie. Bo jak można się nie zachwycać, skoro trzeba się zachwycać.
W Krakowie najbardziej kocham jesiene Planty. Są zawsze niemal takie, jak na obrazie Wyspiańskiego: z widokiem na Wawel, pełne słodkawej żółtości, jeszcze ciepłe, ale z nutą chłodu. Z ławeczkami i pijaczkami, którzy twierdzą, że właśnie pili wódkę ze Skrzyneckim w "Zwisie", a teraz ja mam zaszczyt sfinansować im powrotną podróż do domu. Serio. Tacy są kloszardzi w Krakowie (przynajmniej na tym odcinku).
Od paru lat słyszę, że ekipa prezydenta Majchrowskiego pracuje nad "strategią kulturalną" dla Krakowa. Prace są w toku. Jak dotąd największym osiągnięciem jest postawienie tuż przy wieży ratuszowej na Rynku produkcji dłuta pana Mitoraja. Jakbym miał pięć lat, to bym się posiusiał z radości: bo to rzecz warta pięciolatków: włażą tam, pozują do zdjęć zachwyconym Mamom i Babkom. Cud, mniód, fotomontaż, jak mawia mój kolega z telewizji.
Jak narazie jednak - i tu poruszam istotę sprawy - najwiekszą atrakcją kulturalną Krakowa są... pijani Angole. Nie jestem abstynentem, ba, wprost przeciwnie. Ale coraz większa ilość pijanych Anglików (i to już około 7-8 rano), skłonnych do bójki i butnych, bezczelnie obmacujących kelnerki to widok wywołujący u mnie wzrost adrenaliny. Chcesz się, człowieku, napić rano kawy przed zajęciami? Chcesz wrócić spokojnie z żoną spacerkiem z obiadu do domu? Możesz, ale licz się z towarzystwem nawalonych jak plecak turysty Angoli.
Rzecz jasna, nie postuluję ograniczenia tanich lotów. Nie żądam też takiej podwyżki cen alkoholi, by wspomniani milusińscy szukali dla siebie miejsca w innym rejonie świata. Ale szlag mnie trafia, że mimo sporej liczby medialnych doniesień i czytelnych sygnałów od znacznej liczy krakowian odpowiedzialni za miasto udają, że sprawy nie ma. I służby takie jak policja czy Straż Miejska prędzej zgnoją lokalnego kloszarda, niż wezmą się za rozrabiających, obcojęzycznych turystów.
Ja bym się jednak śmiał z kraju, w którym czuję się bezkarnie w sytuacji, gdy po prostu powinienem dostać policyjną pałą. Bo paw na Brackiej niewybaczalnym jest.:-)
Krzysztof Wołodźko
Utwórz swoją wizytówkę
Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty.
Wyją syreny, wyją co rano,
grożą pięściami rude kominy,
w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną,
noc jest przelaną kroplą jodyny,
niechaj ta kropla dzień nasz upalny
czarnym - po brzegi - gniewem napełni -
staną warsztaty, staną przędzalnie,
śmierć się wysnuje z motków bawełny...
Troska iskrą w sercu się tli,
wiele w sercu ognia i krwi -
dymem czarnym musi się snuć
pieśń, nim iskrą padnie na Łódź.
Z ognia i ze krwi robi się złoto,
w kasach pękatych skaczą papiery,
warczą warsztaty prędką robotą,
tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery,
im - tylko radość z naszej niedoli,
nam - na ulicach końskie kopyta -
chmura gradowa ciągnie powoli,
stanie w piorunach Rzeczpospolita.
Ciąży sercu wola i moc,
rozpal iskrę, ciśnij ją w noc,
powiew gniewny wciągnij do płuc -
jutro inna zbudzi się Łódź.
Iskra przyniesie wieść ze stolicy,
staną warsztaty manufaktury,
ptaki czerwone fruną do góry!
Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi
drogę, co dzisiaj taka już bliska?
Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi,
gniewną, wydartą z gardła konfiskat.
Władysław Broniewski, "Łódź"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka