Tamtej nocy zasnąłem ciężkim i złym snem.
Śniłem o rzeczach najgorszych: o ciemności we mnie i o śmierci. O samotności i bólu. O tym, że rozpada się we mnie przeszłość, teraźniejszość i przyszłość na drobne kawałki, jak rozbite lustro. Chciałem się zbudzić i czułem, że to ciężki, zły sen, czułem pot na całym ciele i chłód skóry. Ale wciąż śniłem. Śniłem o czymś obrzydliwym, co było stworzeniem nie-bożym, a co chciało mnie kąsać, gryźć i rozszarpać. Czułem, że chce zniszczyć wszystko, co uważam za piękne i godne, szlachetne i godne pochwały. Śniłem, że choć nienawidzę tej istoty, mam w sobie coś z niej. A ten straszliwy sen jest mi w jakiś sposób miły. I jest powabny. A przecież tak nieznośny i obrzydliwy.
Smutny, ciężki, zły sen. Ostatkiem sił otwarłem usta i przez wargi, nieprzytomnie, na granicy snu i jawy zacząłem szeptać: łaski...
Ocknąłem się. Na nocnym stoliku siedziała nasza kotka: czarna, z żółtymi oczyma. Patrzyła na mnie uważnie i w jej postaci, w ślepkach była niewzruszoność i pewność. Miałem wrażenie, że w jej obecności jest cała mądrość objawiona przez Boga, że to On patrzy na mnie, który obudził się z ciężkiego snu, ślepkami tej głupiej kotki. I znów zasnąłem. Nic mi się nie śniło, ani złego, ani dobrego. To właśnie było dobre.
Obudził mnie ostry ból w stopie. Jakby ukąszenie. A jednak nie była Bogiem. Czekała, mała cholera, kiedy wystawię stopę spod kołdry. Wtedy poczułem, że jestem szczęśliwy.
Krzysztof Wołodźko
Utwórz swoją wizytówkę
Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty.
Wyją syreny, wyją co rano,
grożą pięściami rude kominy,
w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną,
noc jest przelaną kroplą jodyny,
niechaj ta kropla dzień nasz upalny
czarnym - po brzegi - gniewem napełni -
staną warsztaty, staną przędzalnie,
śmierć się wysnuje z motków bawełny...
Troska iskrą w sercu się tli,
wiele w sercu ognia i krwi -
dymem czarnym musi się snuć
pieśń, nim iskrą padnie na Łódź.
Z ognia i ze krwi robi się złoto,
w kasach pękatych skaczą papiery,
warczą warsztaty prędką robotą,
tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery,
im - tylko radość z naszej niedoli,
nam - na ulicach końskie kopyta -
chmura gradowa ciągnie powoli,
stanie w piorunach Rzeczpospolita.
Ciąży sercu wola i moc,
rozpal iskrę, ciśnij ją w noc,
powiew gniewny wciągnij do płuc -
jutro inna zbudzi się Łódź.
Iskra przyniesie wieść ze stolicy,
staną warsztaty manufaktury,
ptaki czerwone fruną do góry!
Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi
drogę, co dzisiaj taka już bliska?
Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi,
gniewną, wydartą z gardła konfiskat.
Władysław Broniewski, "Łódź"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura