Choć tytuł zbyt pompatyczny jak na zwykłą blogową notkę, zapewniam, że całość dotyczy spraw przyziemnych. Martwi mnie jedynie to, że wciąż muszę wracać do tego samego tematu. Omnes trinum perfectum: tak zatem mam nadzieję, że ta trzecia (i ostatnia) notka poświęcona sprawie generała Jaruzelskiego ostatecznie rozjaśni moje stanowisko w tej sprawie.
Pani Izabela Kazimierczak pozwoliła dziś sobie napisać notkę na ten temat, z której wynika że, jak czytam, opowiedzenie się po stronie generała ma być protestem przeciwko "polityce nienawiści prawicy". Chętnie się opowiem przeciw jakiejkolwiek nienawiści, bo dlaczegóż by nie - ale wcześniej chciałbym Pani Izabeli o paru rzeczach powiedzieć.
Zacznę jednak od cytatu. Nie będę przeprowadzał jego egzegezy, bo wierzę w przyrodzoną mądrość Pani Izabeli, jedynie wytłuszczę kilka fragmentów. Podpowiem też na wszelki wypadek mniej rozgarniętym czytelnikom (choć tacy się na salonie nie zdarzają), że nie chodzi w tej alegorii o to, by gen. Jaruzelskiego posyłać na stryczek. Tym bardziej nie uważam go za Sokratesa. Myślę raczej, że taką mowę mogłaby - każda analogia jest oczywiście niedoskonała - wygłosić każda ofiara autorytarnego reżymu.
Gdybym tu wyskoczył z Dekalogiem, moralnością chrześcijańską, nauczaniem Jana Pawła II to Pani Izabela i jej drodzy towarzysze mogliby to uznać za zwykłe katolskie bajanie, nawiedzone bujdy i moralizowanie. Odwołam się zatem do tego kanonu, który tak lubi "lewica laicka": do humanizmu i dziedzictwa antyku. No chyba że i nim wyciera sobie paszcze po próżnicy.
Jeśli wierzyć Platonowi, niesłusznie skazany na śmierć Sokrates, godząc się z wyrokiem, tak powiada swoim sędziom:
"Bo ani w sądzie, ani w wojnie, ani ja, ani ktokolwiek inny nie powinien o tym przemyśliwać, żeby śmierci uniknąć, jeżeli ktoś porzuci zbroję albo się z prośbami zwróci do ścigających. W każdym niebezpieczeństwie jest wiele różnych sposobów na to, żeby się śmierci wymigać, jeżeli ktoś ma odwagę wszystko jedno co robić i mówić. Więc to nie jest rzecz trudna, obywatele: uniknąć śmierci; znacznie trudniej - zbrodni. Bo zbrodnia biegnie prędzej niż śmierć. (...) I teraz ja odchodzę, w oczach waszych winien kary śmierci; oni w oczach prawdy winni zbrodni i krzywdy. I ja się doczekam kary, i oni. A to może właśnie i tak się było powinno stać; ja też myślę, że to właśnie w sam raz tak, jak jest.
A teraz pragnąłbym wam coś przepowiedzieć, wy, którzyście mnie skazali. Jestem przecież u tego kresu, przy którym ludzie najwięcej wieszczyć zwykli: kiedy mają umrzeć.
Przepowiadam wam więc, obywatele, którzyście mnie zabili, że przyjdzie na was kara zaraz po mojej śmierci, znacznie cięższa, na Zeusa, niż ta, którą mnie zabijacie. Bo wyście to dziś popełnili myśląc, że się pozbędziecie ciągłego rachunku sumienia w życiu; tymczasem wypadnie wam coś całkiem przeciwnego. Powiadam wam. Więcej się znajdzie takich, którzy was oskarżać będą; ci, których ja teraz byłem natchnieniem, a wyście tego nie widzieli. Będą tym przykrzejsi, im są młodsi: toteż was będą znacznie więcej oburzali.
Jeżeli sądzicie, że zabijając ludzi powstrzymacie kogoś od tego, żeby was nie ganił i nie łajał, że nie żyjecie jak się należy, to nie widzicie rzeczy jak należy. Bo pozbywać się tego w taki sposób, jak wy, to ani podobna, ani to pięknie; najłatwiej i najpiękniej nie gnębić drugich, ale samemu nad sobą pracować, żeby być możliwie jak najlepszym. Tyle słów wieszczby na pożegnanie z tymi, którzy mnie skazali".
Platon, "Obrona Sokratesa", XXIX, 39 - XXX, 39 E
Pani Izabela chce przekonać czytelników, że problem gen. Jaruzelskiego to problem polityczny, a ISZBIN dodałby zapewne: pragmatyczny. Tak oczywiście po części jest, nie sposób zaprzeczyć. Kłopot w tym, że nie tu leży sedno problemu.
Troszkę już na tym świecie żyję, a wciąż jestem naiwny. Np. uważam, że u źródeł myśli lewicowej leży moralny sprzeciw wobec "możnych tego świata", gdy dopuszczają się niesprawiedliwości, gwałtu i krzywdy wobec słabszych od siebie, biedniejszych, głupszych, upośledzonych, wyzutych z praw. I że jest to jakiś rodzaj imperatywu etycznego na trwale wpisanego w kanon naszej cywilizacji, niezależnie od tego jaki wyznajemy światopogląd czy religię. I tak często jest: bo nawet ci "cholerni liberałowie", łącznie z salonowymi ;-) także z reguły uważają, że istnieje jakiś rodzaj "współczucia, współ-odczuwania społecznego", choć inaczej to opisują (np. kładąc większy nacisk na rolę jednostki, niż obowiązki państwa). Dlaczego o tym piszę?
Pani Izo, problem z gen. Jaruzelskim jest przede wszystkim problemem etycznym. I problem dzisiejszej lewicy, choć specom od PR i politykom wydaje się inaczej też jest problemem etycznym. Sokrates mówi: "Powiadam wam. Więcej się znajdzie takich, którzy was oskarżać będą; ci, których ja teraz byłem natchnieniem, a wyście tego nie widzieli. Będą tym przykrzejsi, im są młodsi: toteż was będą znacznie więcej oburzali".
Jak Pani sądzi, dlaczego tuż po 1989 roku i znacznie wcześniej spora część młodych ludzi opowiadała się przeciw lewicy, a za prawicą (pomijając już fakt, że było to na rękę wielu międzynarodowym środowiskom biznesowym, które mogły potraktować Polskę jak swój folwark)? Bo PRL, bo socjalizm, bo lewica kojarzyła się im jedynie i wyłącznie z zakłamaniem i zgnilizną moralną, z fałszem i przemocą. I to widać do dziś. I jeśli ktoś, kto nawet nie jest specjalnie zacięty w swych poglądach, albo nie ma ich jeszcze wcale, albo po prostu chce być na lewo, bo go na prawicy wqrza to i owo, a chciałby opowiedzieć się po lewej stronie w konfliktach ekonomicznych i społecznych (obyczajowe akurat mnie nie interesują), to co usłyszy od Pani i drogich towarzyszy blogera ISZBINA? Że ma bronić, w imieniu interesów uwłaszczonej nomenklatury starszego, schorowanego pana, który kiedyś był katem , a teraz i dla tych z prawa i z lewa jest symbolem tamtej epoki?* Sorry, na to i Sierakowski by się uśmiał. Starszych, schorowanych panów i pań jest w Polsce dość. Pani wybaczy, na miejscu kogoś takiego też bym się poskrobał w głowę, uciął solidną drzemkę, a później - bo ja wiem - został filatelistą, co to całemu światu mówi: mam cię gdzieś! Bo nawet jeśli młodzi ludzie, a tak jest coraz częściej, nie czują jakiejś głębokiej więzi z Kościołem, czy nawet historią własnego narodu, to i tak mają na tyle instynktu, że wiedzą, kiedy po prostu wciska się im kit.
Możliwe, że SLD przetrwa jeszcze lat kilka lub kilkanaście. Jaka to będzie partia? Nie wiem. Ale znam pewnego filozofa w Krakowie, który głosi publicznie i wspominał mi o tym osobiście: im więcej uchwał, deklaracji i inicjatyw podejmuje SLD, tym bardziej się kurczy. To coś jak z Kubusiem Puchatkiem, proszę Pani Izy: im więcej SLD mówi o ideach i wartościach lewicy, tym go mniej. I rzecz nie w tym, jak sądzi ów filozof, że lewica się przeżyła. Raczej w tym, że już czas do trumny pewnej formacji, która lewicę reprezentowała. Wiem to co piszę musi szokować, wszak nawet najbliżsi koledzy Olejniczaka (i Żiżka) nie mówią tego zbyt głośno. No ale mam ten komfort, że nie jestem z Warszawy.:-)
Na podstawie powyższego, nader ułomnego tekstu, proszę wyciągnąć wnioski z tej puchatkowej parafrazy. Albo proszę niczego nie wyciągać, bo i po co? Pani przecież już wie, sądząc z Pani blogu, że najgorszy w Polsce jest... Sokrates.
*Bo i tego nie ma co ukrywać: gen. Jaruzelski stał się symbolem czasów i sąd nad nim jest na gruncie wyobrażeń społecznych (odsyłam do Baczki) sądem nad historią ostatnich kilkudziesięciu lat, a nie tylko pragmatyczną zabawą w surwiwal towarzyszy z SLD.
PS. WAŻNE: "Ostatnia mowa ks. P." odnosi się jedynie do wyimków z "Obrony Sokratesa", nie do całej notki. :-)
Krzysztof Wołodźko
Utwórz swoją wizytówkę
Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty.
Wyją syreny, wyją co rano,
grożą pięściami rude kominy,
w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną,
noc jest przelaną kroplą jodyny,
niechaj ta kropla dzień nasz upalny
czarnym - po brzegi - gniewem napełni -
staną warsztaty, staną przędzalnie,
śmierć się wysnuje z motków bawełny...
Troska iskrą w sercu się tli,
wiele w sercu ognia i krwi -
dymem czarnym musi się snuć
pieśń, nim iskrą padnie na Łódź.
Z ognia i ze krwi robi się złoto,
w kasach pękatych skaczą papiery,
warczą warsztaty prędką robotą,
tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery,
im - tylko radość z naszej niedoli,
nam - na ulicach końskie kopyta -
chmura gradowa ciągnie powoli,
stanie w piorunach Rzeczpospolita.
Ciąży sercu wola i moc,
rozpal iskrę, ciśnij ją w noc,
powiew gniewny wciągnij do płuc -
jutro inna zbudzi się Łódź.
Iskra przyniesie wieść ze stolicy,
staną warsztaty manufaktury,
ptaki czerwone fruną do góry!
Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi
drogę, co dzisiaj taka już bliska?
Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi,
gniewną, wydartą z gardła konfiskat.
Władysław Broniewski, "Łódź"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka