W salonie24 raz po raz pojawiają się notki o sprzedajności artystów, ludzi kultury i sztuki czasów PRL. Wiele w takich sytuacjach mówi się o etyce i etosie tych profesji, o charakterze ludzkim, godności, itp. Mam krótkie pytanie: a co dziś ze sprzedajnością ludzi sztuki?
Wczoraj wieczorem POLSAT zapodał widzom benefis (czy jak to nazwać) ICH TROJE/Michała Wiśniewskiego. CO serwuje POLSAT widzom wiadomo nie od dziś, więc nie w tym rzecz. Wiśniewskiemu też się w sumie (materialnie) w życiu powiodło dzięki gustom szerszej rzeszy rodaków, więc i nie w tym sedno: ktoś to kupił, więc ma prawo bytu na rynku.
Mnie po prostu (a także wspak i na wznak) rozwaliła formuła programu. Otóż (całości nie śledziłem, bo niezdrowa ciekawość walczyła we mnie z poczuciem niesmaku) Wiśniewskiemu w jego pianiach i gestykulacji rodem z tanc-budy towarzyszyły nie mniej i więcej chór i orkiestra symfoniczna (tak, tak) Teatru Wielkiego w Łodzi. No i smyczkowie smyczyli, chórzyści chórzyli, fleciści chwytali za flety do wszystkich tych sępów miłości i wstań powiedz nie jesteś sam. Był i jakiś układ taneczny do jakiegoś romansu z pod budki z piwem i dużo innych atrakcji. Zabrakło tylko niedźwiedzia ubranego w smoking, grającego na cymbałach. Niedźwiedź powinien nazywać się Jankiel, co świetnie komponowałby się z dawnymi tradycjami pięknej Łodzi (red. Kornaka i Pankowskiego z "Nigdy Więcej" informuję, że nie jest to uwaga antysemicka). No ale miszki nie było. A szkoda, bo pasowałby jak znalazł.
Było to istne misterium groteski i kiczu: ta orkiestra symfoniczna, ten chór i artysta sceny polskiej. Przez zachwianie proporcji i miary całość sprawiała wrażenie jak z pogranicza jawy i snu, patrzyłem zatem niepewny, czy aby widzę to, co widzę. Przy okazji zresztą czytałem sobie powiastki Woody Allena, tak że czułem się niemal jak "Alicja w krainie czarów" - w krainie, gdzie wszystko jest inaczej, by twórczo nawiązać do św. Augustyna. Który zresztą uważał, że to właśnie nasz świat jest ową krainą i jak się zdaje, wcale się nie mylił, co potwierdza wczorajsze wydarzenie artystyczne na POLSACIE.
Obserwując miny towarzyszących Wiśniewskiemu artystów: owych muzyków chóru i orkiestry symfonicznej Teatru Wielkiego w Łodzi miałem dziwne wrażenie, że przebija z ich twarzy coś w rodzaju cynicznego uśmieszku, albo uśmiechu (bo uśmiechać się musieli, wszak trza się było dobrze bawić) pełnego zażenowania, albo tzw. "dobrej miny do cholernie złej gry". Ale może było to tylko moje wrażenie. Gdzie tu sprzedajność, co to ma wspólnego z etyką a co z estetyką... tu już zostawiam czytelnikom szerokie pole do interpretacji.
ps. A jeśli już o sprzedajności, to najlepiej słuchać przy dźwiękach KULT`u: "Śmierć poety".;-)
Krzysztof Wołodźko
Utwórz swoją wizytówkę
Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty.
Wyją syreny, wyją co rano,
grożą pięściami rude kominy,
w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną,
noc jest przelaną kroplą jodyny,
niechaj ta kropla dzień nasz upalny
czarnym - po brzegi - gniewem napełni -
staną warsztaty, staną przędzalnie,
śmierć się wysnuje z motków bawełny...
Troska iskrą w sercu się tli,
wiele w sercu ognia i krwi -
dymem czarnym musi się snuć
pieśń, nim iskrą padnie na Łódź.
Z ognia i ze krwi robi się złoto,
w kasach pękatych skaczą papiery,
warczą warsztaty prędką robotą,
tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery,
im - tylko radość z naszej niedoli,
nam - na ulicach końskie kopyta -
chmura gradowa ciągnie powoli,
stanie w piorunach Rzeczpospolita.
Ciąży sercu wola i moc,
rozpal iskrę, ciśnij ją w noc,
powiew gniewny wciągnij do płuc -
jutro inna zbudzi się Łódź.
Iskra przyniesie wieść ze stolicy,
staną warsztaty manufaktury,
ptaki czerwone fruną do góry!
Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi
drogę, co dzisiaj taka już bliska?
Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi,
gniewną, wydartą z gardła konfiskat.
Władysław Broniewski, "Łódź"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka