Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko
32
BLOG

O mleku

Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko Polityka Obserwuj notkę 6

Dziś pół żartem, pół serio, bo seriozność własnych notek już mnie przeraża. I jeszcze ktoś gotów pomyśleć, że faktycznie do twarzy mi w brunatnym.;-)

Wyobrażacie sobie państwo ogłoszenie na słupie: „puszki oddam w dobre ręce”? Pewnie nie. A takie kiedyś widziałem. Co prawda mój znacznie młodszy brat (uwaga, Drogie Panie, kawaler), który zęby zjadł na akademikach twierdzi, że nie takie cuda w swoim studenckim życiu widział, ale to IMHO bije wszystkie rekordy.

Nie wiem, czy ktoś się zgłosił po te puszki. Choć jak znam mrówkowców to chętny się pewnie znalazł.

No właśnie, mrówkowcy, menele, element aspołeczny, itp. Ja o tych ludziach piszę z ciepłem, żeby ktoś znów mi nie zarzucał, że tych ludzi nie szanuję. Szanuję, ale menel jest menelem i żadna poprawność polityczna tego nie zmieni. Nie da się pięknymi słowami wywietrzyć smrodku.

A propos: dawno temu mieszkaliśmy z  obecną Żonką w Nowej Hucie. Mojej ukochanej Nowej Hucie, o której sporo napisałem i do której wciąż lubię wracać. Najpierw mieszkaliśmy na Placu Centralnym: ech, sam komfort: cisza i spokój, solidne budownictwo triumfującego PRL. I sąsiedzi przemili: sami starsi państwo, inteligencja i robotnicy z Huty im. Lenina. Ile wtedy historii usłyszałem! I z pośród rzeczy, które mnie złoszczą ta jest jedną z pierwszych: szyderstwa z Nowej Huty. Kto nie zna jej historii, ludzi stamtąd, ich trudnych wyborów, walki o Krzyż, walki o Solidarność, walki o pracę, zapomnienia w III RP temu trzeba milczeć.

OK, mieszkaliśmy wtedy na Placu Centralnym, później właściciel sprzedał mieszkanie i tu jest kolejna ciekawa historia do opowiedzenia, ale zbyt „nasza” żeby ją opowiadać. I przenieśliśmy się na Kazimierzowskie, obok Wandy Dechy (kto z NH wie, o czym mówię). I tam już sielsko nie było.

Czwarta nad ranem, ryyyyyyyyyyyyp! – strzeliło rozbitym szkłem. Myśleliśmy, że ktoś nam wywalił okno cegłą. Ale okno całe. Zawyły alarmy samochodowe, ale po chwili zrobiło się cicho. Lulajże Jezuni – bo było to w okolicy świąt narodzenia Jezusa Chrystusa. Rano skoro świt wstałem do okna: stolik leży. Okazało się, że dwa piętra wyżej sąsiad robił imprezę i troszku się rozemocjonował w temacie złej sytuacji w Polsce, na świecie i szczególnie we własnej rodzinie. I sobie na znak protestu rzucił tym stolikiem przez okno. Zamknięte niestety. W sumie mu się nie dziwię, bo wtedy dumnie wszędzie wisiał Miller, a post-Solidarność właśnie popełniała polityczne samobójstwo. I to był rok, jak mi później rzewnie opowiadali przy wódce i innych zakąskach towarzysze z krakowskiego SLD, gdy dostali w „solidarnościowej” Nowej Hucie najwięcej głosów.       

Kazimierzowskie to było w ogóle osiedle cudów. Np. roznosiłem wtedy ulotki, wychodzę wcześnie rano z domu, a tu, qrka, nie ma klamek przy drzwiach wyjściowych. Złomiarze byli pierwsi. Drzwi – takie ładne, przeszklone, full wypas – otwierało się wtedy trzonkiem łyżki, albo noża. A to Polska właśnie.

Ale najlepsza historia: na Kazimierzowskim przyjętym było, że na klatkach schodowych śpią sobie bezdomni. Zapici i śmierdzący. Nikt im nie przeszkadzał, nie wypadało wołać policję i tym podobne pierdoły. No i sobie śpimy kiedyś spokojnie, a tu trzask i prask i chrupot i wiadomy smrodek  (bo drzwi w starym, dobrym gierkowskim budownictwie nie są ani woni, ani dźwiękoszczelne) i jeszcze tupot białych mew do tego. No to już się wkurzyłem i jak porządny samiec, broniący terytorium i feudalnej zdobyczy w liczbie jednej damy, komputera, telewizora i szafy z książkami, wylazłem i mówię: Panowie, do .... nędzy, zadzwonię po policję. Zrobiło się cicho. I po chwili doszedł mnie głos, obrażony i pełen szlachetnej dumy: - Panie, tu się śpi! Odpadłem.

A z Kazimierzowskim, i paru innymi osiedlami Nowej Huty jest ten problem, że kochana władza ludowa zatrudniała jeszcze w latach 80-tych jak największą liczbę ludzi, żeby „elementem napływowym” rozcieńczyć solidarnościowy żywioł. Bo faktycznie, ci nowi byli traktowani nieufnie, poza tym myśleli, że Pana Boga za nogi złapali, bo dostawali mieszkanie, pracę, świadczenia socjalne. I mieli pełne prawo uważać Solidaruchów za warchołów. No to się z reguły nie integrowali i nie utożsamiali z chłopcami od Handzlika. No ale kłopot w tym, że zaraz ten rozdmuchany do niemożebności balon pękł. I ci wszyscy ludzie – a jest to skala nie jednostkowa, ale socjologiczna – polecieli na bruk.. I już nie potrafili się w nowych realiach odnaleźć. I dlatego należy się im przynajmniej współczucie, bo to im zgotowano ten los i ten PRL-owsko, trzeciorzeczpospolity świat.  

Ale to byli dobrze ludzie. I pamiętam, gdyśmy się stamtąd wyprowadzali, jak nasza sąsiadka, odpalająca papierocha od papierocha, znerwicowana i smutna, pytała: „ale dzieci, czy wam będzie tam lepiej?”.

A pewnego dnia mrówkowiec przed furtką zapytał: masz Pan puszki? A ja, jak ostatni idiota, z tą drobnomieszczańską wrażliwością zapytałem: A na co Pan wyda? A on: No, q.... przecież nie na mleko.

Krzysztof Wołodźko Utwórz swoją wizytówkę Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty. Wyją syreny, wyją co rano, grożą pięściami rude kominy, w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną, noc jest przelaną kroplą jodyny, niechaj ta kropla dzień nasz upalny czarnym - po brzegi - gniewem napełni - staną warsztaty, staną przędzalnie, śmierć się wysnuje z motków bawełny... Troska iskrą w sercu się tli, wiele w sercu ognia i krwi - dymem czarnym musi się snuć pieśń, nim iskrą padnie na Łódź. Z ognia i ze krwi robi się złoto, w kasach pękatych skaczą papiery, warczą warsztaty prędką robotą, tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery, im - tylko radość z naszej niedoli, nam - na ulicach końskie kopyta - chmura gradowa ciągnie powoli, stanie w piorunach Rzeczpospolita. Ciąży sercu wola i moc, rozpal iskrę, ciśnij ją w noc, powiew gniewny wciągnij do płuc - jutro inna zbudzi się Łódź. Iskra przyniesie wieść ze stolicy, staną warsztaty manufaktury, ptaki czerwone fruną do góry! Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi drogę, co dzisiaj taka już bliska? Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi, gniewną, wydartą z gardła konfiskat. Władysław Broniewski, "Łódź"

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Polityka