Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko
46
BLOG

O siedmiu krasnoludkach i sierotce Marychu, cz. III

Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko Polityka Obserwuj notkę 8

Moje drogie dzieci, może o tym nie wiecie, ale kiedyś nie było normalnie. Nie było autostrad, autobusów i tramwajów, a po niebie latały smoki, a nie tam żadne samoloty czy insze miłujące pokój rakiety ziemia-powietrze-ogień-woda.

W tych nienormalnych czasach żyła sobie pewna dziewczynka, która chciała być chłopczykiem, zwana sierotką Marysią.

Marysia żyła w wysokiej wieży, zamknięta przez złą macochę. Miała w tej wieży jedynie garść styropianu pod głowę, korzec maku i piachu, co by sobie posegregować dla rozrywki, starego walkmena i parę kaset Papa Dance, a także bokserki, przemycone przez starą piastunkę, Michaśkę Witkowską ze wsi Lubiewo. Ckniło się jej w tej wieży, że nikt nie uwierzy. I nawet wiersz zaczęła pisać: „mieszkam w wysokiej wieży, otoczonej fosą, mam parasol, który chroni mnie przed nocą...”. Ale sobie przypomniała, że już skądś zna ten utwór, więc z tej rozpaczy poczęła kwilić: „mój ci on, mój ci on”.  

Czasem przez okno wlatywało czarne ptaszysko, kruk chyba, przemieniało się na jej oczach w sympatycznego jegomościa i zaczynało coś gadać do dziewczęcia. Niestety, po czesku. Na co Marysia z wrodzoną sobie asertywnością odpowiadała: „Rumburak, weź ty mi  psiekrwie, zmykaj"! A to wcale nie był Rumburak tylko Jozin z Bazin, dla niepoznaki przebrany za Kabaret pod Wydrwigroszem. Ale, umówmy się, Marysia była mniej więcej tak rozgarnięta, jak jesienne liście w parku i w niuansach się nie rozeznawała.

Czasem Marysia wyglądała przez strzelecką blankę. Coś tam w wielkim świecie huczało, dęło, zgrzytało i świszczało jak świerszcz za kominem. „Ktoś by pomyślał – pomyślałaby Marysia, gdyby w ogóle by myślała – nadciąga las Birnam”. A gdy nadstawiła ucha, coś tam klaskało za borem. – „Niechybnie Laura i Filon” – mówiła Marysia do swej wiernej Michaśki, a ta krzywiła się okrutnie, że to nieprzystojnie heteryckie klaskanie podsłuchiwać. Ale najbardziej przerażały Marysię te świsty, huki i grzmoty i dymy odległe a pod niebiosa bijące. I krzyki okrutne, świadczące, że na wielkie rzeczy się zanosi: „Witek, powsinogo, zgaś tą fajkę, bo pół wsi spalisz!”. I łzy w marysinych oczach nie pozwalały jej dostrzec, że hen...

...w karczmie „Pod 24 godzinkami”, siedziały za stołem trzy zadumane krasnoludy, sprawdzając skrupulatnie, czy aby nie ubywa im w kuflach piwa. A im bardziej sprawdzały, tym bardziej piwa w kuflach nie było. To się podobno często zdarza.

– Powiadasz Miętusie, że jakoweś wojska ciągną tu od Zachodu? – zapytał najbardziej brodaty krasnolud. Nazwany Miętusem głębiej zaciągnął się popularnym i wykasłał niehigienicznie: – Z Zachodu ciągną wojska, owszem. To Elfy, najemnicy z Brukselionu i Amsterdomu, nie ma z nimi przebacz. Z północy nadciągają ponoć Wikingowie wraz z tymi, co uciekli, gdy macocha zakazała czcić Trygwała, Swaroga i Homogenizowanego Twaroga, zaś od południa idą Czesi pod wodzą Rumburaka co ma niewielkiego... – No dobrze, tyle to wiemy, ale co nam trzeba czynić? I czy się wyrobimy w terminie? – zapytał frasobliwie trzeci. – szpaka... – dokończył z rozpędu Miętus. – A od Rzymu kto idzie? – dopytywał najbardziej brodaty. – Gobliny macochy i InkFFizycja wraz z zaciężną gwardią zamorskich i rodzimych neo-koniów, wartko galopujących, do tego moherowa partyzantka, ćwiczona w wojnach podjazdowych – zapodał Miętus.

Zapadła cisza, jakby anioł lasem przeleciał. W końcu brodaty zarekomendował: – Towarzysz Miętus zostaje na miejscu, a my wracamy do andergrandu.  I Sergiusz z Okraski z krasnoludem Obczykiem założywszy opończe ruszyli w siną dal, na odchodnym rzuciwszy w stronę szynkwasu: – A niech no jeszcze raz ktoś nam poda piwsko z koncernu, to go moresu trzonkiem od kilofa nauczymy!

A Miętus zaciągnął się popularesem, aż mu łzy w oczach stanęły. I przez to pewnie nie zauważył, że...

... do karczmy weszła sierotka Marysia w towarzystwie Kota w Majtkach. Rzecz jasna, dłubiąc w nosie.


Krzysztof Wołodźko Utwórz swoją wizytówkę Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty. Wyją syreny, wyją co rano, grożą pięściami rude kominy, w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną, noc jest przelaną kroplą jodyny, niechaj ta kropla dzień nasz upalny czarnym - po brzegi - gniewem napełni - staną warsztaty, staną przędzalnie, śmierć się wysnuje z motków bawełny... Troska iskrą w sercu się tli, wiele w sercu ognia i krwi - dymem czarnym musi się snuć pieśń, nim iskrą padnie na Łódź. Z ognia i ze krwi robi się złoto, w kasach pękatych skaczą papiery, warczą warsztaty prędką robotą, tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery, im - tylko radość z naszej niedoli, nam - na ulicach końskie kopyta - chmura gradowa ciągnie powoli, stanie w piorunach Rzeczpospolita. Ciąży sercu wola i moc, rozpal iskrę, ciśnij ją w noc, powiew gniewny wciągnij do płuc - jutro inna zbudzi się Łódź. Iskra przyniesie wieść ze stolicy, staną warsztaty manufaktury, ptaki czerwone fruną do góry! Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi drogę, co dzisiaj taka już bliska? Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi, gniewną, wydartą z gardła konfiskat. Władysław Broniewski, "Łódź"

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Polityka