Gdybym był typem nieposkromionego złośliwca i szydercy bez przymieszki empatii i szacunku dla własnego kraju, szydziłbym ile wlezie i bez żadnych ograniczeń ze zdarzeń "politycznych" mijającego tygodnia.
Zacznę od dygresji: Artur Nicpoń zaproponował temat ambitny i zrobił to - przynajmniej w moim odczuciu - szczerze i za cenę pewnego wyrzeczenia (sapienti sat). Od jednych dowiedział się, że z lewakami nie ma co gadać, bo to i tak gnidy, od prof. Sadurskiego, że wiadomo co (niestety, Arturze, kto sieje wiatr, zbiera burze... - rym mimowolny). Jeśli bym teraz napisał, podbijając bębenka, że to typowo polskie (niezależnie od opcji) gnoić każdy sensowniejszy pomysł, by z radością wrócić do znanego smrodku i bagna, by czuć się dobrze w towarzystwie własnych resentymentów (czytając to nie myślcie o innych, ale o sobie) to bym pewnie usłyszał, żem nie-Polak, albo łże-lewak, albo jeszcze coś innego, w zależności od fantazji czytelnika. Tego zatem nie powiem, bo mam ostatnio dość innych zajęć i ten dzisiejszy wpis wynika jedynie z pewnej złości, smutku i zmęczenia inną pisaniną.
Przez ostatni tydzień dość starannie unikałem mediów i salonu24. I nawet ciekaw byłem, co też ważnego zdarzyło się w moim kraju (przez osoby postronne nazywanego "tym krajem") przez ostatni tydzień. Okazało się, że to, co zwykle: czyli nic.
W debacie nad odwołaniem marszałka Komorowskiego najlepiej wypadli Borowski i poseł PSL (nazwiska nie pomnę) - bo nic nie mieli do stracenia i mogli się odwoływać do wyższych wartości, umiaru, itp. Nieźle też wypadł, imho, Paweł Kowal (ciekawe, kiedy wyleci z PiS) z racjonalnie uzasadnioną wizją stosunków Polska-Gruzja-Rosja (żaden kontrargument nie padł). Szachowali się niestety Jarosław Kaczyński i Stefan Niesiołowski. Kaczyński zarzucił Komorowskiemu dyspozycyjność. Na co Niesiołowski grzecznie (acz z furią) zapytał, jakimi to ludźmi otacza się ostatnimi czasy prezes PiS. Sytuacja patowa. Jeszcze celniej, niestety, trafił prezesa Kaczyńskiego Borowski, wspominając posła Górskiego. Było to widać po minie prezesa. Cóż, stara to prawda, że każdy wódz jest po części zakładnikiem swoich pretorian i najemników.
Z drugiej strony, to niemal wiernopoddańcze opowiedzenie się SLD po stronie PO pokazuje, jak bardzo zombie z PZPR boją się PiS. Owszem, zawsze można wyciągnąć PiS-owi sędziego Kryże, albo ojca Ziobry, członka PZPR, dyrektora uzdrowiska w Krynicy-Zdrój. Ale - umówmy się - średnio kumaty człowiek rozróżnia między stołkiem z trzema nogami a krzesłem elektrycznym. Chyba. W każdym razie czekam z utęsknieniem na formalny sojusz PO i SLD: neo-liberałka post-solidarnościowa z neo-liberałką po-PRL-owską. Może jeszcze dookoptują paru miłośników "rynku co zawsze ma rację" z PiS i w końcu wszystko będzie jasne. Dziejowa synteza.
Prezydenti też miał pecha. Jak zwykle zresztą. Jakby się nazywał Kwaśniewski to by miał więcej szczęścia. A i dziennikarze, miłośnicy prawdy z urodzenia, wykształcenia i zer na koncie (jakby co, chodzi mi po lewacku jedynie o to, że byt określa świadomość, a nie o jakieś tam kapitalistyczne uzależnienie od pracodawcy) też by jakoś inaczej prezydenckie perypetie opisali. Jakoś tak bardziej dyskretnie, subtelniej i milcząco. Jak wizytę Kwaśniewskiego w Charkowie.
W każdym razie czekam jak kania dżdżu sensownych relacji z wizyty Prezydenta. Ale pewnie przyjdzie jak zwykle zadowolić się jedynie podśmiechujkami.
BTW: wizyta premiera Tuska w Krakowie i transmitowane spotkanie ze studentami to była rzecz nie lada. Gdyby nie to, że mam głęboko zakorzenioną niechęć do tego środowiska, zostałbym lemingiem.:-)
Możemy próbować gaduły o Polsce. Z lewa, prawa, z centrum. Zamiar to heroiczny, bo jest niemal pewne, że w ostateczności dla potrzeb publiki i tak ktoś to sprowadzi do poziomu nawalanki i okolicznościowego wylewania żółci.
Krajobraz przed bitwą i tak zasługuje na uwagę. Plwajmy na skorupę i zstąpmy do głębi.
Ale o tym później.
Krzysztof Wołodźko
Utwórz swoją wizytówkę
Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty.
Wyją syreny, wyją co rano,
grożą pięściami rude kominy,
w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną,
noc jest przelaną kroplą jodyny,
niechaj ta kropla dzień nasz upalny
czarnym - po brzegi - gniewem napełni -
staną warsztaty, staną przędzalnie,
śmierć się wysnuje z motków bawełny...
Troska iskrą w sercu się tli,
wiele w sercu ognia i krwi -
dymem czarnym musi się snuć
pieśń, nim iskrą padnie na Łódź.
Z ognia i ze krwi robi się złoto,
w kasach pękatych skaczą papiery,
warczą warsztaty prędką robotą,
tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery,
im - tylko radość z naszej niedoli,
nam - na ulicach końskie kopyta -
chmura gradowa ciągnie powoli,
stanie w piorunach Rzeczpospolita.
Ciąży sercu wola i moc,
rozpal iskrę, ciśnij ją w noc,
powiew gniewny wciągnij do płuc -
jutro inna zbudzi się Łódź.
Iskra przyniesie wieść ze stolicy,
staną warsztaty manufaktury,
ptaki czerwone fruną do góry!
Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi
drogę, co dzisiaj taka już bliska?
Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi,
gniewną, wydartą z gardła konfiskat.
Władysław Broniewski, "Łódź"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka