Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko
39
BLOG

Opowieść post-wigilijna

Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko Rozmaitości Obserwuj notkę 7

Z miłej świątecznej drzemki obudziło mnie nachalne stukanie. Z miękkiej poduchy podniósłszy skroń, poczłapałem w stronę drzwi z trudem dopinając spodnie, niepogodzone ze świąteczną obłością brzuszka.

W drzwiach stał facet z nosem czerwonym jak gwiazda na berecie Che, w nieco przybrudzonej, czerwonej szacie tego koloru, z brodą pożółkłą o subtelnej nucie papierosowej. – HOHOHO! – ryknął głośno, aż mię przeszedł dobrze znany z dzieciństwa dreszcz. – Czego? – spytałem grzecznie, pomny na pusty taleraz przy wigilijnym stole.

Jestem Djed Maroz, przyniosłem wam, wicie rozumicie, obywatelu Wołodźko, świąteczne prezenty z rozdzielnika boście ponoć zachowali resztkę lewicowych ideałów. – No ba, pamiętam nawet jeszcze całą „Międzynarodówkę” – wyznałem nie do końca szczerze, bo prezentów nigdy dość. – No dobra, Wołodźko, my już tam wiemy w centrali, żeście przeszli na pozycje co najmniej, socjal-narodowo-szowinistyczne, wy piesku reakcji. Macie szczęście, że nas już nie obowiązują leninowskie normy, bo wiecie Wołodźko, nie na takich etatach ja rabotał... – i klepnął mnie jowialnie po ramieniu. A nie lubię, gdy mnie klepią po ramieniu, ale coś tak po lewacku jęknęło mi w duszy i mówię: – No dobra, tawariszcz Maroz, w cziem dieło?

Gawarjam, prezenty przyniosłem... – tu wskazał na wcale pokaźny wór. – Szto  chocities, grażdjanin?

Poskrobałem się po odświętnie sennej łepetynie: – A co macie, Dziadku Mrozie?

  Mam ja dla was „Żywoty Świętych”, wydanie poprawione przez prof. Środę. A także uczoną rozprawkę o tym, jak naukowo, po marksistowsku udowodnić nieistnienie duszy ludzkiej, wydane przez Stowarzyszenie Bezbożników Walczących w roku 1953, niektórym do dziś wcale dobrze służy. Mam, bo wiemy, żeście fylozof, „Krótki słownik filozoficzny”. Judin-Rozental, żebyście mogli zerwać z burżuazyjnymi przesądami. I jeszcze piękne wydania „Jak hartowała się stal” i „Opowieści o prawdziwym człowieku” i rozprawkę Wielkiego Językoznawcy, bo już on wiedział, jak człowieka skłonić do poprawnego gadania... – tu spojrzał wymownie i tylko lekko drgnęła mu ręka, przyzwyczajona do kabury.

Spieprzaj dziadu! – zatrzasnąłem przed miłym staruszkiem drzwi.

***

notka próbna na Nowy Salon.

Krzysztof Wołodźko Utwórz swoją wizytówkę Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty. Wyją syreny, wyją co rano, grożą pięściami rude kominy, w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną, noc jest przelaną kroplą jodyny, niechaj ta kropla dzień nasz upalny czarnym - po brzegi - gniewem napełni - staną warsztaty, staną przędzalnie, śmierć się wysnuje z motków bawełny... Troska iskrą w sercu się tli, wiele w sercu ognia i krwi - dymem czarnym musi się snuć pieśń, nim iskrą padnie na Łódź. Z ognia i ze krwi robi się złoto, w kasach pękatych skaczą papiery, warczą warsztaty prędką robotą, tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery, im - tylko radość z naszej niedoli, nam - na ulicach końskie kopyta - chmura gradowa ciągnie powoli, stanie w piorunach Rzeczpospolita. Ciąży sercu wola i moc, rozpal iskrę, ciśnij ją w noc, powiew gniewny wciągnij do płuc - jutro inna zbudzi się Łódź. Iskra przyniesie wieść ze stolicy, staną warsztaty manufaktury, ptaki czerwone fruną do góry! Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi drogę, co dzisiaj taka już bliska? Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi, gniewną, wydartą z gardła konfiskat. Władysław Broniewski, "Łódź"

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Rozmaitości