Trochę ostatnio chorowałem, co ma mnóstwo minusów i ten jeden plus, że można odpuścić sobie chociaż część obowiązków. W zamian, w przerwach między zużywaniem chusteczek, przyjmowaniem leków i opróżnianiem kolejnych kubków herbaty z lipy i dziewanny, mogłem trochę więcej poczytać i pooglądać.
Oszczędziłem sobie ambitnych lektur i z Eberhardem Mockiem ruszyłem tropem zbrodni. Pomijając już fakt, że obok turpistycznych opisów maltretowanych ciał Krajewski lubuje się w opisach damskich krągłości (czasem mam wrażenie, że autorzy literatury niezobowiązującej to w większości erotomani), jego opowieści czyta się świetnie i z ciekawością czeka każdej, następnej strony. Jednak to, co imho decyduje o atrakcyjności cyklu autora, to umieszczenie akcji w realiach przedwojennego Wrocławia/Breslau: na intrygę kryminalną nakłada się obraz nieistniejącego już, gruntownie przeoranego świata. W każdym razie do herbaty z lipy z sokiem krwisto-malinowym rzecz jak znalazł.
Jak mi się już mocki skończyły, to sięgnąłem na żonine półki, gdzie pełno horrorów i straszydeł. Wygrzebałem Mai Lidii Kossakowskiej tom opowiastek „Więzy krwi”, ale w między czasie spadła mi temperatura i dobrnąłem jedynie do opowiadania „Schizma”: w nieokreślonej przeszłości władzę nad kosmosem przejmują korporacje handlowe, które przybrały postać religii. Schizmatycy to ci, którzy odmawiają udziału w religijnym, konsumerystycznym kulcie i zakupie produktów masowych, proponując w zamian własnoręcznie wykonane przedmioty. IMHO, temat nadaje się co najmniej na trylogię.
W jednej z poprzednich notek wspominałem o książce Daniło Kiś „Grobowiec dla Borysa Dawidowicza”. Przyznam, że zrobiła na mnie na tyle piorunujące wrażenie, że postanowiłem się rozejrzeć za innymi powieściami tego autora. Szybko namierzyłem całą serię wydawnictwa CZARNE, „inna Europa, inna literatura”, poświęconą autorom ze wschodniej, czy też środkowo-wschodnio-południowej Europy. Traf chciał, że gdy mocno zasmarkany wracałem z ćwiczeń ze studentami, bodaj dwa tygodnie temu, w „Taniej Książce” na Grodzkiej trafiłem istny wysyp przecenionych pozycji z tej serii. No to nabyłem (niech żyje „Tania Książka”!): „Zapach więzienia. Odpowiedzi na pytania Zsofii Balla” Adam Bodor, Danilo Kiś: „Cyrk rodzinny”, Bora Cosić „Rola mojej rodziny w światowej rewolucji”, Serhij Żadan: „Depeche Mode” i „Anarchy in the UKR”.
Zacząłem od tej ostatniej, przez wgląd na sympatyczny, aluzyjny tytuł. Nostalgiczny, ale nie naiwny powrót do czasów młodości autora (rocznik 1974), schyłkowy Związek Radziecki, początki transformacji po odzyskaniu niepodległości przez Ukrainę. Niektóre obrazy można żywcem przenieść w rodzime realia. Mocna rzecz, warta osobnej recenzji (której pewnie nie napiszę). Ostatnia część to krótkie opowiastki na kanwie muzycznych klasyków szeroko rozumianego rocka.
No i wreszcie przeczytałem „Dzieci Arbatu” Rybakowa, wyszperane w podziemiach krakowskiego dworca PKP... i pomyśleć, że ta momentami dość sztampowa i grzeczna książka kiedyś była zakazanym owocem. No ale trzeba pamiętać o realiach i kontekście historycznym.
A z filmów najmocniej utkwiły mi dwa: „Wiatr buszujący w jęczmieniu”: początek XX wieku, Irlandia, dramat dwóch braci osadzony w realiach tzw. wielkiej polityki. Człowiek w zderzeniu z logiką i siłą imperium (brytyjskiego), lewacka nuta, coś co wołodźki lubią najbardziej. Polecam. Drugi film: „Siostry Magdalenki”: tragiczna opowieść o zwyrodnieniu instytucji (kościelnej), która pierwotnie miała służyć opieką i pomocą, a stała się narzędziem represji, zepsucia i wentylem bezpieczeństwa dla społecznej hipokryzji. Trudny film, z pewnością trudny dla katolików, jak dla mnie przerysowany, ale obawiam się, że po części prawdziwy.
A dziś dostałem autorski egzemplarz albumu „Czas zatrzymany 2”. Ponad tysiąc stron zdjęć i artykułów, opowieści o tym, co działo się na ziemiach Nowej Huty nim Nowa Huta powstała. Adam Gryczyński, autor, szef foto-galerii w Nowohuckim Centrum Kultury poświęcił ponad trzy lata na zbieranie zdjęć (w większości nigdy dotąd nie publikowanych), rozmowy, negocjacje, prace nad albumami. Najstarsze zdjęcia pochodzą z końca XIX wieku, najnowsze, umieszczone w suplemencie, to już Nowa Huta.
Często mówi się, że Nowa Huta powstała, by zniszczyć inteligencki, konserwatywny Kraków. Ale jak każde uogólnienie i to obok źdźbła prawdy zawiera garść uogólnienia. Bo ofiarą nowego padł przede wszystkim bardzo silny na tych ziemiach ruch ludowych, związany w dużej mierze z przedwojennym PSL-em; znamienne, że w czasie okupacji hitlerowskiej znaczna część inteligencji chłopskiej i wiejskich elit z terenów dzisiejszej NH zasiliło Bataliony Chłopskie, a wtórnie dopiero AK.
Album Gryczyńskiego nie powstał jednak po to, by „rodzimych” nowohucian przeciwstawiać „napływowym”. Powstał z szacunku dla historii i dla pamięci, o której chciano zapomnieć (to pewnie dziwnie brzmi). I mówiąc marketingowo: album wstrzelił się w pustą niszę na rynku i praktycznie jest już nie do kupienia (inna rzecz, że nakład był skromny).
A skąd księżyc z komina? W suplemencie do tej ponad-tysiąc-stronicowej książki jest jedna, drobna fotografia: księżyc wychyla się zza osnutego szarym pyłem fabrycznego komina. I nie wiadomo, czy to zmierzch, czy świt. Jest to obraz i straszny i melancholijny i piękny, jak cała nasza historia.
Krzysztof Wołodźko
Utwórz swoją wizytówkę
Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty.
Wyją syreny, wyją co rano,
grożą pięściami rude kominy,
w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną,
noc jest przelaną kroplą jodyny,
niechaj ta kropla dzień nasz upalny
czarnym - po brzegi - gniewem napełni -
staną warsztaty, staną przędzalnie,
śmierć się wysnuje z motków bawełny...
Troska iskrą w sercu się tli,
wiele w sercu ognia i krwi -
dymem czarnym musi się snuć
pieśń, nim iskrą padnie na Łódź.
Z ognia i ze krwi robi się złoto,
w kasach pękatych skaczą papiery,
warczą warsztaty prędką robotą,
tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery,
im - tylko radość z naszej niedoli,
nam - na ulicach końskie kopyta -
chmura gradowa ciągnie powoli,
stanie w piorunach Rzeczpospolita.
Ciąży sercu wola i moc,
rozpal iskrę, ciśnij ją w noc,
powiew gniewny wciągnij do płuc -
jutro inna zbudzi się Łódź.
Iskra przyniesie wieść ze stolicy,
staną warsztaty manufaktury,
ptaki czerwone fruną do góry!
Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi
drogę, co dzisiaj taka już bliska?
Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi,
gniewną, wydartą z gardła konfiskat.
Władysław Broniewski, "Łódź"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości