coryllus coryllus
7459
BLOG

Prawdziwe przyczyny buntu

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 105

 Izaak Babel napisał kiedyś opowiadanie pod tytułem „Koływuszka”. Jest to prosty, mocno osadzony w realiach i absolutnie wstrząsający tekst. Rzecz dzieje się w początkach kolektywizacji, gdzieś na południu Rosji, a może na Ukrainie. Iwan Koływuszka szykuje swoje gospodarstwo do snu, jak zwykle każdego wieczora, a w pobliskiej sali zebrań, banda komunistów, do niedawna jego sąsiadów, a dziś zbrodniarzy zaczadzonych ideologią, którym mózgi sparaliżowało pozwolenie na rabunek, szykuje się do grabienia mieszkańców wsi. Owa grabież nie nazywa się rzecz jasna grabieżą, ale nosi nazwę kolektywizacji. Chodzi o to, żeby tym co mają pozabierać i nie dać nikomu tylko wszystko zatracić. W opowiadaniu Babla najważniejsze są akurat zwierzęta gospodarskie, szczególnie zaś ciężarna kobyła. Wszystko trzeba podzielić, a samego Koływuszkę, kułaka i podleca, wysłać za koło polarne. No i idą w końcu po niego, a Iwan Koływuszka siedzi na pieńku czy na belce od ogrodzenia swojego pastwiska i patrzy. Obok niego stoi ta kobyła tuż przed rozwiązaniem. No i kiedy są już blisko Iwan bierze do ręki okutą kłonicę i na oczach wioskowego komitetu partii, który chce go wyzuć z majątku, wali to biedne, ciężarne zwierzę w sam środek czoła. W to miejsce gdzie łagodne i mądre klacze mają zwykle białą gwiazdkę, tak romantycznie opisywaną zawsze przez poetów słowa wynajętych do opiewania czynów czerwonych kawalerzystów. Zapoznajcie się z tym opowiadaniem, bo nie wiadomo w co przyjdzie wam walić okutą kłonicą za niedługi czas. Oby nie we własne czoła.

Wczoraj w „Rzeczpospolitej” ukazał się tekst równie wstrząsający jak opowiadanie Babla pod tytułem „Koływuszka”. Oto jakiś człowiek miał 15 hektarowe gospodarstwo, ponieważ był dość obrotny powiększał je sukcesywnie dokupując ziemię i w końcu stał się posiadaczem gospodarstwa 80 hektarowego. Każdy nowy zakup zgłaszał w urzędzie skarbowym i dokładnie opisywał przeznaczenie nowo zakupionej ziemi. Pisał też do urzędu pisma z pytaniem, czy musi od tego wszystkiego odprowadzać VAT. I oni mu odpisywali, że nie musi. Nie musi, bo nie musi i już. Kiedy miał już te osiemdziesiąt hektarów okazało się, że jednak musi i w dodatku ma zaległości. Nie pamiętam ile tego wyszło, ale chodziło o ponad milion złotych ogółem, których ten człowiek, mąż i ojciec trójki dzieci nie mógł zapłacić. Urząd zajął całe jego mienie, a on sam pozostał właściwie bez niczego. Wsiadł więc w samochód i wjechał do jeziora. Oczywiście zginął na miejscu, bo jak pamiętamy nie można wydostać się z zamkniętego samochodu kiedy znajdujemy się w nim pod wodą. Zostawił pan ów list, w którym napisał, że jego śmierci winny jest pośrednio urząd skarbowy. I to był jego największy błąd. Urzędnicy bowiem odpowiedzieli dziennikarzom z „Rzepy”, że skoro „pośrednio”, to oni w ogóle się do winy nie poczuwają, bo prawo jest po ich stronie. Rozumiecie? To jest jeszcze gorsze niż przypadek Koływuszki, bo on wiedział na co się naraża uporczywie starając się zachować majątek, a ten pan co się utopił w samochodzie działał w dobrej wierze, a przed śmiercią, pisząc ten list chciał jeszcze dać tym skurwysynom szansę. No więc ja myślę, że czas dawania szans skończył się definitywnie i dziś powinniśmy się zachowywać wyłącznie tak jak pewna strajkująca w Kanadzie grupa pracowników koncernu telekomunikacyjnego. A było to tak: miał być strajk i pracownicy zjechali windą na sam dół biurowca, gdzie do ścian przywiązane były grube wiązki kabli. Czekali tam na dyrektorów z samej góry, którzy mieli przyjechać na negocjacje. Postanowili jednak, że trochę się potargują i nie zjadą tam w umówionym czasie. Kiedy wyznaczona godzina minęła, jeden z pracowników wziął do ręki siekierę z zestawu przeciwpożarowego i zaczął nią rąbać najważniejszą wiązkę kabli. Pięć minut później cały zarząd był na dole. I wyobraźcie sobie, że nie zginęła przy tym żadna ciężarna kobyła. Ja wiem, że mój optymizm jest oszukany, że Was tu mocno łudzę, ale jestem od wczoraj tak wstrząśnięty tą historią o 80 hektarach ziemi rolnej, że nie mogę dojść do siebie.

Jak pamiętamy niedawno z wielką pompą wchodził na ekrany kin film pod tytułem „Układ zamknięty”, film, którego przesłanie odwrócono w sposób wręcz modelowy czego nikt z tych durniów „naszych” nie raczył zauważyć. No i dziś widzimy, że nie potrzeba żadnego układu zamkniętego, żeby wykończyć człowieka, wystarczy trzech gamoni, takich samych jak ci z opowiadania Babla. Przeczytajcie je sobie koniecznie, bo Babel miał dobry warsztat, a ten partyjny komitet opisał tak, jakby znał przynajmniej setkę urzędników naszej skarbówki. Wszystko się zgadza, miny, argumentacja, pewność siebie, nawet sposób chodzenia. Tylko ubrania mają inne. Reszta pasuje jak ulał. No i najważniejsze: oni, ci co wysiedlali ludzi za koło polarne, także mówili, że prawo jest po ich stronie.

Teraz przejdźmy do rzeczy najważniejszej czyli do kolonizacji. Otóż mamy z nią do czynienia wtedy kiedy w jakimś kraju produkcja żywności i dystrybucja wszystkiego są w rękach obcych. Nie chodzi bynajmniej o obce rządy, bo te zadowalają się prowizją, ale o obce kompanie handlowe, które rządom te prowizję odpalają. No i tak właśnie jest u nas. Ktoś mógłby pomyśleć i wielu tak zrobiło, że ta sprawa 80 hektarów to przypadek kuriozalny wynikający li tylko z głupoty urzędników. Ja zaś myślę, że głupota odegrała tam swoją rolę, ale istota sprawy jest o wiele potworniejsza niż nam się zdaje. Chodzi bowiem o rzecz kluczową, czyli o posiadanie i użytkowanie wielkoobszarowych gospodarstw rolnych. To jest jak wiemy sprawa najważniejsza i na niej skupia się uwaga bardzo wielu, bardzo poważnych ludzi. Oczywiste jest dla nas, że urzędnicy, którzy wprowadzali w błąd tego pana, powinni ponieść surową karę. Powinni być skierowani za koło polarne po prostu, bez prawa powrotu, bo są winni śmierci człowieka. Pytanie, czy dojdzie do ich ukarania? Szczerze wątpię, ponieważ podejrzewam, że sprawa z powiększaniem gospodarstw rolnych może mieć tak zwany szerszy kontekst. To znaczy może się okazać, że nie wolno ich powiększać, albo nie wolno ich powiększać każdemu. Rzecz zaś regulowana jest w taki sposób jak to opisała „Rzeczpospolita”. Dla buntujących się zaś i oburzonych „zwykłych ludzi” oraz „naszych” dziennikarzy system przygotował wentyl bezpieczeństwa w postaci serii demaskatorskich filmów takich jak „Układ zamknięty”. I szlus, gra muzyka, jak kogoś okradli w majestacie prawa, jak ktoś musiał zamordować swoją ciężarną kobyłę, nie musi już jechać za koło polarne, może iść do kina i się wyluzować. A jeśli ma jakieś większe ambicje może posłuchać wykładu profesora Baumana o postmodernizmie.

Jeśli się komuś wydaje, że przesadzam, niech posłucha tego: moja teściowa mieszka w mieście Lubsko, położonym w strefie przygranicznej. Jeździmy tam przynajmniej dwa razy w roku . Miasto to, jako jedno z nielicznych w tamtej okolicy nie ma jeszcze obwodnicy. To jest problem poważny ponieważ przejeżdżają przez Lubsko samochody wyładowanej dłużycami wiezionymi do żarskiego „Kronopolu”, przejeżdżają tiry kierujące się do przejścia w Gubinku i całe mnóstwo innych samochodów, przeważnie bardzo ciężkich. Ludzie mieszkający przy ulicach takich jak Krakowskie Przedmieście czy ulica XX lecia PRL, bo i taka jest w mieście Lubsko, żyją w ciągłym, dręczącym hałasie, a ich starzejące się domy zaczynają pękać.

Kilka lat temu podjęto decyzję o budowie obwodnicy i decyzja ta została zaakceptowana przez wszystkie ważne urzędy. Nie było przeszkód, by rozpocząć budowę, papiery gotowe, pozwolenie jest, nic tylko puszczać buldożery. No, ale wtedy okazało się, że ktoś podjął jeszcze jedną decyzję, otóż na obszarze starego parku, który właściwie już dawno zamienił się w kompleks leśny, przez który miała przechodzić obwodnica utworzono obszar chroniony „Natura 2000”. Podkreślam – było to już po wydaniu decyzji o budowie obwodnicy. Budowa oczywiście ruszyła, ale obwodnica nie jest dokończona, brakuje kluczowych 4 kilometrów drogi, które uwolniłyby Lubsko od transportu ciężarowego. Mamy więc puste rondo, na którym gnieżdżą się małe ptaszki, oraz miasto, które jest tak samo pełne ciężarówek jak było. Czego dotyczy ów obszar chroniony zapytacie. Otóż jest w tym parku stanowisko śnieżycy. To taki mały kwiatek, który pojawia się na wiosnę. Ja, choć byłem w tym parku setki razy nie mogłem go niestety odnaleźć tak dobrze jest ukryty, znalazłem za to ponad dziesięć gatunków innych roślin chronionych, którymi jednak nikt się nie przejmuje. Wyciągnąłem stąd wniosek, że śnieżyca to jedynie pretekst do tego by zablokować drogi transportu na tym jakże ważnym obszarze. Sprawa była w sądzie, co oczywiste, ale okazało się, że organizacje ekologiczne, walczące z budową obwodnicy lubskiej są tak silne, że argumenty władz miasta nie mają wobec nich żadnej wagi. Prawo jest po stronie ekologów. Ci ekologowie zaś nie mieszkają w Lubsku, ale w Świebodzinie, mieście oddalonym o jakieś sto kilometrów, które nie dość, że ma obwodnicę, to jeszcze położone jest wśród pięknych jezior i lasów. Nie to co Lubsko, do 89 roku, prężny ośrodek przemysłu włókienniczego, ulokowany na szlakach handlowych ze wschodu na zachód i z północy na południe. Dookoła są właściwie tylko pola, trochę lasu oraz fragmenty starego parku, w którym rośnie śnieżyca. Przyrodnicy ze Świebodzina są najaktywniejsi jeśli chodzi o zwalczanie lubskiej obwodnicy, a ich szef niejaki Robert Stańko powiedział w sądzie lubszczanom to samo co urzędnicy skarbowi rodzinie tego samobójcy. Powiedział, że jest mu przykro, ale on nie może zrezygnować, bo prawo jest po jego stronie. Kamienice mogą się walić nie ma to znaczenia, śnieżyca jest ważniejsza. I ja sobie tego Stańko wyguglałem i zobaczyłem jak oni tam siedzą przy stoliku w tych zielonych dresach, ci przyrodnicy ze Świebodzina i znów przypomniał mi się Iwan Koływuszka i jego ciężarna kobyła. A ten Stańko wygląda zupełnie jak Adrian Moryniec z opowiadania Babla i tak samo się uśmiecha. No i najważniejsze – prawo jest po jego stronie.

Mamy więc następujące elementy: produkcję żywności, transport i organizacje pożytku publicznego. Wszystko to jest bardzo ważne i musi stać się łupem kompanii handlowych, w czym pomagać im będą wymienione wyżej organizacje, nazwane tak po prostu dla szyderstwa. Ludzie zaś, którzy się do nich zapisują i w nich działają, to sfrustrowani nędzarze i nieudacznicy bez żadnego sensownego zajęcia. Dla takich kompanie zawsze mają ofertę. A częściej nawet misję. Ta bowiem powoduje głębsze uwikłania. Jeśli nie wierzycie popatrzcie sobie w głębię ócz Roberta Stańko ze Świebodzina i sami się przekonajcie. Jaką trzeba mieć fantazję i jaki pęd do władzy, by decydować o życiu ludzi z odległego miasta, które go przecież nawet za bardzo nie obchodzi. Musimy sobie teraz zadać pytanie: jaka jest rzeczywista funkcja organizacji pożytku publicznego, nie tylko ekologicznych, ale także innych. Ja wiem, że wielu z nas ma już odpowiedź na to pytanie, ale chciałbym byśmy zdali sobie sprawę z pewnej bardzo ważnej rzeczy. Oto człowiek może wybrać w życiu kilka dróg kariery, a one zawsze wiążą się z podstawowym podziałem: można pracować u siebie, albo u kogoś. Jeśli wybieramy ten pierwszy wariant, podejmujemy poważne ryzyko, bo łudzimy się nadzieją, że państwo, w którym przyszło nam żyć jest po naszej stronie. Otóż byłoby tak, gdyby państwo to było samodzielne. Wobec oczywistego faktu braku takiej samodzielności, wszyscy którzy podejmują trud pracy na swoim są z zasady temu państwu wrodzy. Oni kwestionują jego istnienie i samą swoją obecnością demaskują tę straszną prawdę, która leży wprost przed naszymi oczami: kolonizacja trwa w najlepsze, a struktury państwa zostały do niej wprzęgnięte. To co posiadamy zostanie zabrane nam, albo naszym dzieciom, bo taka jest logika kolonizacji. Ludzie zaś, którzy dokonywać będą tego rabunku, wybrali drugą drogę. Przez spryt, albo wrodzoną tępotę poszli na służbę, bo nic innego poza wykonywaniem poleceń nie potrafią robić. Im to odpowiada i tworzą wokół tego jakąś kulturę, która nosi czasem nazwę korporacyjnej. To jest to samo co widzimy w opowiadaniu Babla tylko dekoracje są inne. A sposób odróżnienia swoich od obcych jest równie prosty co wtedy: albo coś potrafisz zrobić sam i wtedy jesteś rzeczywiście z nami, albo nic nie potrafisz i jesteś tylko sługą systemu, w najlepszym razie potencjalnym sługą systemu. Zauważcie, że cała sztywna struktura imperium, które nas wchłania oblepiona jest niczym dawna Turcja pajęczyną złożoną z różnych, składających podania o granty i zapomogi eunuchów. Jest tego nieprzebrane mnóstwo, jeden interesuje się tym, inny tamtym, jeden będzie krzewił, inny wspierał. I tak to jeździ. Najważniejsi zaś spośród współczesnych enuchów są ekolodzy. Ich postawiono bowiem na straży szlaków handlowych. Popatrzcie na to wszystko w taki sposób, a zobaczycie prawdę. I pamiętajcie, że jeśli chcecie przetrwać nie możecie mieć dla nich ani krzty litości. Jeśli widzicie szansę na to by ich osłabić, zniszczyć lub wykorzystać musicie to zrobić i prawo musi być wtedy po Waszej stronie. I pod żadnym pozorem nie piszcie w pożegnalnych listach, że te świnie są winne waszej śmierci w sposób pośredni. Oni będą jej winni po prostu i muszą za to ponieść karę.

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl. Na stronę www.pch24.pl gdzie można moją dyskusję z Grzegorzem Braunem, która odbyła się tydzień temu w Krakowie. Zapraszam również do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy, do księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 i przypominam, że kończy się tom I Baśni jak niedźwiedź, a to oznacza, że przez dłuższy czas jej nie będzie w sprzedaży. Będzie za to można kupować audiobook, z tekstami z tej książki. No i jeszcze terminy najbliższych spotkań: Wrocław 6 lipca, kawiarnia Merlin, godzina 18, Nysa, 12 lipca dziedziniec muzeum, godzina 18.00.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka