coryllus coryllus
6026
BLOG

Poeci, księża i magnaci

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 33

 Wczoraj w salonie24 opublikowano apel ukraińskiego pisarza Jurija Andruchowycza do zachodnich dziennikarzy, apel, który miał wyjaśnić im co rzeczywiście dzieje się na Ukrainie. I to jest moim zdaniem coś bardzo dziwnego. Mamy rewolucję, mamy Majdan, mamy butelki z benzyną, szturmy pozorowane i trochę mniej pozorowane, mamy wyprowadzenia milicjantów z budynków i propozycje rządu. Mamy to wszystko, a ukraiński pisarz Andruchowycz uważa za stosowne pisać wyjaśnienia do zachodnich mediów? Oczywiście, jest reżimowa telewizja, która kłamie, ale na Ukrainie są chyba jakieś agencje prasowe? Muszą być, bo gdyby choć jedną wyrzucili wiedzielibyśmy o tym od dawna, a ten wyrzucony pokazywany byłbym dwa razy dziennie w prime time, jak ze łzami w oczach opowiada o swoich niedolach. Skoro są agencje i one mają informować, a w zachodnich mediach wieści z Ukrainy jest jak na lekarstwo, to może tak ma być? Może ich to po prostu nie obchodzi? Może to nie jest ich teren, tak jak Libia, Egipt czy Syria? Może ich to słabo interesuje z istoty i nie ma co zawracać Dniepru kijem? Ja tego nie wiem na pewno, ale dziwi mnie apel Jurija Andruchowycza, dziwi mnie z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że Andruchowycz jest jednym ukraińskim pisarzem, o którym się słyszy, a słyszy się, bo GW zrobiła mu kiedyś klakę. To nie jest zły autor, żeby nie było, ale nie jest to też autor, który ma stosowną legitymację do tego, by wypowiadać się w imieniu 50 milionowego narodu. Nie chce mi się wierzyć, by na całej, wielkiej Ukrainie był tylko jeden pisarz, który może z całym spokojem zaapelować do mediów zachodnich i wyjaśniać im sytuację, o której oni powinni wiedzieć lepiej od niego. Ich ludzie bowiem muszą być na Majdanie, a gdzie jest Andruchowycz, trudno doprawdy dociec, ale podejrzewam, że może być nawet w Nicei, albo wręcz w Monte Carlo. Dziwi mnie apel Andruchowycza, bo pamiętam go sprzed dwudziestu lat, kiedy się pokazywał w gazowni i robił wrażenie sympatycznego, młodego człowieka. Potem się wystylizował na unowocześnionego kozaka, zakłada włosy za ucho, w którym to uchu tkwi gruby złoty kolczyk i wystosowuje co jakiś czas te apele. To są wszystko działania uwodzicielskie obliczone na kogoś w rodzaju Agnieszki Kublik, albo wręcz Anity Gargas, bo musimy pamiętać, że teraz to już nie gazownia ratuje Ukrainę, ale GaPol i inne osoby będą się popisywać znajomością ukraińskich realiów i ukraińskiej poezji. No i mówi o niedolach kraju i narodu. I ja go do pewnego stopnia rozumiem, bo on liczy na to, że wywoła ten szczególny rodzaj wzruszenia, jaki towarzyszy zwykle kobietom, które znajdują na ulicy trochę pobitego, ale bardzo przystojnego mężczyznę i za wszelką cenę chcą mu pomóc. Jasne jest bowiem, że apel Andruchowycza nie jest skierowany do żadnych mediów, do żadnych dziennikarzy, którzy są przecież jeszcze gorsi niż ci faceci z „Berkuta”, a cynizmem wyprzedzają nawet braci Karnowskich, ale do nas. To jest apel do tak zwanych zwykłych ludzi, dla niepoznaki tylko, dla zmyły i nadania mu większej wartości zaadresowany został do dziennikarzy. Czy my możemy traktować Jurija Andruchowycza serio? Moim zdaniem nie. Przede wszystkim dlatego, że on nie przemawia do tej części Polaków, do której przemawiać powinien, jemu może się zdawać inaczej, ale prawda jaka jest dobrze wiemy. Poza tym w jego apelu jest zdanie, które unieważnia całkowicie ten tekst i unieważnia jakąkolwiek dyskusję z Andruchowyczem. On tam napisał, że szczególnym prześladowaniom na Ukrainie poddawani są pisarze i poeci. Miły panie Andruchowycz, weźże pan przestać pieprzyć, dobrze? Jesteś pan jedynym znanym pisarzem i poetą ukraińskim i pana akurat nikt nie prześladuje. Wypracowana zaś w byłym ZSRR formuła „płaczcie nad prześladowanym poetą” już niestety nie działa, a to ze względu na to, że budżety przeznaczone na poezję dzielone są przez ministerstwa i fakt ów ujawniono już jakiś czas temu. Każdy więc poeta musi mieć jakiegoś urzędnika-opiekuna, w Polsce tak jest i na Ukrainie pewnie też. Gdzie więc są ci prześladowani pisarze i poeci? Chętnie przeczytamy co tam pisali i czy czasem czegoś na nas nie napisali. Chcemy się dowiedzieć zanim wyrazimy dla nich swoje szczere poparcie i współczucie.

Tak jak napisałem, w tego rodzaju apelach dominujący jest aspekt uwodzicielski. Znałem kiedyś pewnego faceta, postać gorzej niż ponurą, który przez całe życie był żonaty. Miał tych żon chyba ze 6 albo nawet 7, kiedy chciał się z jedną czy drugą rozstać, po prostu wychodził z domu zabierając swoje rzeczy. I już. Nic więcej nie czynił. Rozwody i inne podobne drobiazgi nie martwiły go wcale. I ja go parę razy widziałem w akcji. A kiedy przeczytałem ten apel Andruchowycza przypomniał mi się ów pan od razu. On też wiele mówił o poezji i prześladowaniach. Robił też znacznie gorsze rzeczy, które znajdują się nawet poza moimi percepcjami, potrafił na przykład ściągnąć przez Internet z odległych bardzo części globu jakieś wariatki, które przylatywały doń samolotami, bo się zakochały. I jeszcze przywoziły pieniądze. Był to dziadzisko stary już i bezecny i nie wiem doprawdy co on im tam pisał w tych mailach, ale myślę, że same konkrety. Od pewnego momentu w życiu bowiem liczą się już tylko same konkrety, lub jak kto woli hard core, a poezja schodzi na dalszy plan. Pan Andruchowycz jeszcze nie doszedł do tego punktu, ale niebawem dojdzie i dopiero wtedy będziemy mieli ubaw, a dziewczyny z gazowni i GaPola będą jechać na tę Ukrainę specjalnie wyczarterowanymi autokarami.

Prócz Andruchowycza i jego poezji nasładzać się możemy od niedawna frazami skreślonymi ręką Tarasa Szewczenki. Ja mam duży sentyment do Tarasa, to był dobry poeta, nieszczęśliwy człowiek, zniszczony przez opresyjny reżim i ciężkie choroby. Car wydał osobiście rozkaz, by Szewczenko nie dostawał do celi nawet kawałka ołówka, żeby nic nie mógł napisać. Jego życie zasługuje na to by opisał je artysta prawdziwy, ale takich na całej Ukrainie dziś nie ma. Jest tylko Andruchowycz, który opracowuje tematy moczo-płciowe i alkoholowe jak Pilch no i ci porwani przez Berkut, którzy tylko marzą, by gdzieś wyjechać, do Nicei albo Monte Carlo i tam szpanować swoją poezją. No i puszczają tu ten fragment wiersza o podawaniu ręki kozakowi i budowaniu raju cichego. To jest projekcja, która się może przyśniła kiedyś Tarasowi i on ją sobie zapisał, ale przecież o żadnym cichym raju nie było nigdy mowy, podawanie ręki zaś wchodziło w grę o tyle o ile w drugiej ręce były jakieś pieniądze. Ok, ktoś powie, że nie rozumiem nastroju i podniosłej atmosfery, rzeczywiście nie rozumiem, bo wszedłem już w ten wiek, kiedy liczą się same konkrety lub jak kto woli hard core. No i ktoś przypomniał wczoraj jak ten wiersz Tarasa idzie dalej. Tam jest później mowa o tym, że Lacha z kozakiem poróżnili księża i magnaci. I to jest coś co mógł wymyślić tylko taki Szewczenko, biedny niewolnik, obdarzony licznymi, ale niepotrzebnymi w okolicznościach mu danych, talentami. Domaga się bowiem od nas Taras byśmy porzucili księży, Kościół i magnatów, czyli własność i nadzy oraz bosi stanęli na wprost niego. To się nie uda, albowiem tu tkwi sedno konfliktu i wszystkich nieporozumień polsko-ukraińskich. My jesteśmy na swoim, a oni na pensji. I zawsze tak było. I to widać w tym wierszu i w apelu Andruchowycza, cała zaś ta rewolucja, podobnie jak inne przed nią rozgrywa się o to, by wszyscy już byli na pensji. Nie tylko kozacy. A także o to, by pensję tę od czasu do czasu rewaloryzować, czyli realnie zmniejszać, ogłaszając jednocześnie, że jest ona zwiększana.

Warto się zastanowić do czego w tym wszystkim służy Putin. Zadzwonił tu wczoraj mój kolega, który ma talent do wynajdowania dobrych przykładów i powiedział, że Putin to jest zmiotka. Szufelka na długim kiju, na którą ktoś próbuje podmieść walające się po podłodze odpadki. Te odpadki to my, Ukraina i kto tam jeszcze ma jakieś kłopoty z Putinem. Taka jest alternatywa, albo walacie się zatomizowane śmieci po podłodze i my was od czasu do czasu przesuwamy z kąta w kąt albo na zmiotkę. I wiadomo, że każdy wybierze z kąta w kąt, a nie na zmiotkę, bo ze zmiotki trafić można tylko wprost do pieca. Pytanie istotne brzmi: czy można połamać szczotkę, albo chociaż powyrywać jej trochę włosia? Ja nie wiem. Sami musicie sobie na to odpowiedzieć.

 

Na stronie www.coryllus.pl mamy już cztery portrety bohaterów naszego komiksu o bitwie pod Mohaczem. Można tam także kupić poradnik „100 smakołyków dla alergików” autorstwa Patrycji Wnorowskiej, żony naszego kolegi Juliusza. No i oczywiście inne książki i kwartalniki. Jeśli zaś ktoś nie lubi kupować przez internet może wybrać się do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy, do księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 w Warszawie, albo do księgarni wojskowej w Łodzi przy Tuwima 33, lub do księgarni „Latarnik” w Częstochowie przy Łódzkiej 8.

4 lutego zaś, w Gdańsku, w Manhattanie odbędzie się mój wieczór autorski. Początek o godzinie 17.00.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka