coryllus coryllus
6311
BLOG

O białej, brytyjskiej nędzy

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 108

 Nasze wyobrażenie o innych krajach i narodach kształtują filmy. Oczywiście, dobrze jest gdzieś pojechać i coś zobaczyć, ale z oglądem rzeczywistości, przy dramatycznej przewadze mediów nad nią oraz przy ogłupiającej pracy od świtu do nocy, może być różnie. A jak jeszcze ktoś pije lub się narkotyzuje to już koniec. Nie połapie się gdzie jest i o co chodzi.

Dla mnie, przez całe dzieciństwo, wyobrażenie Brytanii i jej klas kształtował film „Saga rodu Palliserów”. Oglądałem to u dziadków i bardzo mnie ten serial uspokajał. Nie, żeby w około było jakoś szczególnie nerwowo, ale wiecie jak to jest w mieszkaniach polskiej, białej nędzy, gdzie nie ma w zasadzie komunikacji między ludźmi, a wszyscy uważają, że rozumienie ich spraw i potrzeb odbywa się samo przez się. Oglądałem więc ten serial, wieczorem, kiedy już było ciemno i przy ciągnących się za oknem torach paliły się jarzeniówki. Potem zasypiałem.

Dużo, dużo później obejrzałem sobie inny film, który w mojej głowie zastąpił tę sagę. Była to ekranizacja prozy Kiplinga, film zatytułowany „O człowieku, który chciał być królem”. Jest to historia dwóch zdegenerowanych żołnierzy, którzy uciekają z armii i trafiają na jakieś afgańskie zadupie, gdzie czas zatrzymał się w epoce wczesnohelleńskiej i wszyscy tam czekają aż wróci Aleksander Wielki. Sean Connery, który ma przy sobie jakiś gadżet kojarzący się miejscowym z tym Aleksandrem gładko wchodzi w rolę króla i dobrze się tam przez jakiś czas bawi razem ze swoim kolegą, granym przez Michaela Caine. Kłopot w tym, że miejscowi uważają go nie tylko za króla, ale także za boga. Kiedy próbuje ożenić się z miejscową księżniczką, następuje demaskacja i sympatia oraz podziw lokalsów zamieniają się w prawdziwą wściekłość. Fabuła nie jest dla nas w tej chwili ważna. Istotne jest coś innego, oto w filmie występuje sam Kipling, który próbuje dezerterom wyjaśnić pewne złożone kwestie dotyczące dyscypliny, funkcjonowania imperium i w ogóle życia na zasadach proponowanych przez królową. I wtedy Michael Caine mówi, żeby lepiej siedział cicho (albo coś „w podobie”, Michael gra tam prostego chłopaka), bo to dzięki takim chwastom jak on i Connery to imperium funkcjonuje i odnosi sukcesy. Kiedy patrzymy potem na dalsze przygody naszych bohaterów musimy się, chcąc nie chcąc, z nim zgodzić. Nie ma na tych dwóch siły, są bezczelni, odważni, i dążą do sukcesu nie licząc się z nikim i z niczym. Przyrodzone zaś przekonanie, że przez fakt urodzenia się w Anglii, są lepsi niż cała reszta, wszystko im ułatwia. Miejscowi nie mają takiej pewności i dają też szansę innym, a jednego z tych przybłędów łatwo uznają za boga. I trzeba naprawdę poważnej awantury, żeby ich z tego wyleczyć. Co odróżnia tych dwóch przedstawicieli białej nędzy od naszej, białej nędzy? Oni nie aspirują. Oni mają od dzieciństwa wpojone przekonanie, że są na właściwym miejscu, a cała reszta musi się jakoś do nich dostosować. Tego naszym bohaterom nie powiedział ich znajomy Rudyard Kipling, oni to wiedzieli bez niego, wiedzieli też, że bez nich nie ma Brytanii i nie ma imperium. No to teraz odwróćmy wektory i zastanówmy się czy obecność enklaw białej nędzy na Wyspie oznacza, że imperium nadal istnieje. Moim zdaniem jak najbardziej. Te gromady zaś bezkarnych i bezczelnych nożowników włóczących się po parkach to po prostu przyszła elita krajów podbitych, która będzie je eksploatować bezwzględnie nie licząc się ani z miejscowymi zwyczajami, ani z kulturą i aspiracjami narodów zamieszkujących kolonię.

He, aleś przydzwonił, powie zaraz ktoś….tamte czasy minęły, teraz będziemy już tylko coraz bardziej kulturalni, będziemy się docierać wzajemnie i będziemy się, jeden od drugiego, uczyć jak być lepszym w społeczeństwie multi kulti. Oczywiście, a potem wszystko to opisze nowy Rudyard Kipling w nowej Księdze dżungli tym razem będzie to dżungla asfaltowa.

W wakacje byłem nad morzem. Stragany z tanią książką zawalone były jakimś klasycznym brytyjskim dziełem, opowiadającym o przygodach dzielnego żołnierza w Afganistanie. Przekartkowałem tę opasłą książkę, która, jak wiele innych stanowi po prostu instrukcję zachowania się w krajach, przeznaczonych do podboju. To się tym różni od naszych zachowań, że ich nie interesują ani zabytki, ani kultura, ani cokolwiek z zakresu, który my uważamy za istotny w kształtowaniu i wychowaniu człowieka oraz jego relacjach z innymi ludźmi. Ich interesuje kradzież i dominacja. To jest powiedziane tak wyraźnie, że chyba tylko idiota nie zrozumie. Mało, że powiedziane, to jeszcze powtarzane w tysiącach publikacji właściwie bez przerwy.

Polacy, którzy nie zdecydują się na przyjęcie obywatelstwa zostaną w ciągu najbliższych lat wyrzuceni z Wyspy, jestem o tym przekonany. Przygoda, jaka zdarzyła się ostatnio to tylko wstęp, który zostanie przez koronę wyeksploatowany propagandowo, tak, by Polacy czuli się możliwie jak najgorzej, a Brytyjczycy jak najlepiej. I nie mają tu znaczenia różne deklaracje składane przez przedstawicieli władz, bo logika wypadków które nastąpią będzie zupełnie inna. Podobnie jak znaczenia nie ma wizyta polskich urzędników na Wyspie, choć wielu osobom poprawia ona humor. Nie ma mowy, żeby cokolwiek zmieniło się w ich stosunku do Polaków, a jakiekolwiek próby rewanżu spotkają się z bardzo zdecydowaną reakcją władz, a także – co ważne – z bardzo zdecydowaną reakcją polskich mediów tak zwanego głównego nurtu, których zadaniem jest kształtowanie kultury i świadomości Polaków, a także mozolne podnoszenie ich na coraz wyższe poziomy, po to, by wreszcie dorównali Europie i nauczyli się jeść pałeczkami jak ci Chińczycy w Londynie.

Spodziewać się też należy, że wyczyny Brytyjczyków w Polsce, tak wdzięcznie opisywane kiedyś przez Mariusza Szczygła w Dużym Formacie, spotkają się ponownie z przychylną reakcją tychże mediów. To znaczy klasy niższe, a tam wszystkie klasy są niższe, z wyjątkiem tych, których nie widać, przybywające tu, żeby upić się do nieprzytomności, sikać na klomby i latać bez gaci po krakowskim rynku, będą wychwalane. Ich obecność zaś i wybryki będzie tolerowana, bo w końcu przywożą tu pieniądze, o co więc chodzi.

Problem Polaków, Czechów, Ukraińców i Rosjan sprowadza się do rozwiązania kwestii – aspirować czy nie. Cała polska i nie tylko polska, ale środkowoeuropejska tradycja literacka i kulturowa, tradycja, którą po polsku nazwać możemy pozytywistyczną mówi, że aspirować. Praktyka zaś narodów, które rządzą światem oznajmia nam coś wręcz przeciwnego. Tylko durnie aspirują. Należy się przede wszystkim czuć dobrze z samym sobą i ludźmi mówiącymi w tym samym języku. W Polsce takie postawienie sprawy nie wchodzi w ogóle w grę, nie tylko dlatego, że rozwijamy model multi kulti, ale także dlatego, że musielibyśmy zanegować ostatnie 200 a może 300 lat historii, musielibyśmy zacząć od nowa czytać nasze własne książki i wyciągać z nich nowe całkiem wnioski. To jest nie do zrobienia, bo nie ma już żadnej grupy, która byłaby tym zainteresowana. Trzeba taką grupę wychować. A kto ma to zrobić? Gazownia? Wczoraj pojechałem po dzieci do szkoły. Matki są, co mnie trochę dziwi, coraz młodsze, a wczoraj zobaczyłem dwie takie – matkę i ciotkę – miały może po dwadzieścia parę lat i ciągnęły za sobą dwie pierwszoklasistki. Ciotka, która najwyraźniej wróciła właśnie ze zmywaka, mówiła do tych dziewczynek po angielsku z akcentem tak okropnym, jak ci indyjscy tragarze, co to ich pokazują w filmach kręconych według prozy Paula Scotta. A zadowolona była przy tym jak nie wiem co, dzieci także. W końcu uczą się ważnego języka i będą mogły się w nim porozumiewać. A jak będą się mogły porozumiewać, to może nikt ich nie zadźga i nie zgwałci, kiedy znajdą się przypadkiem w takim miejscu gdzie nie zagląda brytyjska policja. Otóż nie. Nauka bowiem języka, w opisywanych okolicznościach nie służy komunikacji. Służy demaskacji. Ten język zaś jest wyznacznikiem kastowości, o czym wszyscy rzekomo wtajemniczeni w brytyjskie sprawy obcokrajowcy uwielbiają rozprawiać, bez zrozumienia sytuacji, która stawia ich, nawet z tym „perfekcyjnym” angielskim gdzieś między orangutanem a czyścicielem szamb z Bombaju. Wiadomo, że wystarczy się odezwać, żeby zdemaskować całkowicie swoje pochodzenie. Nie ma od tego ucieczki. No, ale są złudzenia, a ze złudzeniami walczyć się nie da. I ja także nie będę.

 

 

Na koniec jeszcze zostawiam Wam nagranie z amerykańskiej telewizji, występuje w nim Tomek Bereźnicki i opowiada o komiksach.

 

http://youtu.be/sPZTIqGKImE


Na tym kończę na dziś. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl do księgarni Przy Agorze, do sklepu FOTO MAG i do księgarni Tarabuk. Przypominam też, że w sklepie Bereźnicki w Krakowie przy ul. Przybyszewskiego 71 można kupić komiksy Tomka.

Zapraszam też na stronęwww.rozetta.plgdzie znajdują się nagrania z targów bytomskich.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka