coryllus coryllus
5294
BLOG

O deprawacyjnej funkcji filmów fabularnych

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 134

 Dyskusja o filmie Wołyń weszła już w takie rejony, że w zasadzie trzeba by do poszczególnych jej uczestników wzywać pogotowie z kaftanem bezpieczeństwa. Wszystkie dopuszczalne normy przekroczył nasz gospodarz, Igor Janke, który dokonał niejako podsumowania pojawiających się w sieci bredni na temat treści filmu i motywacji występujących w nim postaci, zbierając je w jednej, nie najdłuższej notce. To co dzieje się pod notką zasługuje na jeden przynajmniej film fabularny i ze dwie wodewilowe sztuki w teatrze Komedia.

Generalnie dyskusja wokół filmu skupia się na tym jak, gdzie i w którym miejscu odkryć można źródła zwierzęcego nacjonalizmu. Nacjonalizm, zwracam na to uwagę szczególną, w opinii większości recenzentów- entuzjastów jest zwierzęcy jedynie wtedy, kiedy dotyczy narodów Europy środkowej. Inne nacjonalizmy są spod takiej oceny wyłączone i można o nich rozmawiać w kategoriach wzniosłych.

Jak wiemy każda argumentacja ma swoją mechanikę i teraz spróbujemy odsłonić tutaj sposób działania tej metody demaskacji nacjonalizmu, jaką proponują entuzjaści filmu Wołyń, zarówno z gazowni, jak i z tak zwanych prawicowych gazet. Oto zarodki nacjonalizmu tkwią w każdej duszy, a podsycane są zwykle zazdrością i zawiścią. Ukraiński nacjonalizm według Igora Janke podsycany był tym, że nie mieli, oj nie mieli Ukraińcy szans, by pracować w dobrych zawodach i robić kariery w II RP. I przez to właśnie musieli się srodze zemścić. Odbijanie tych argumentów jest równie idiotyczne co one same, bo ktoś napisał, że Polacy nie mieli też za dużych szans na to, by robić kariery w zaborze pruskim, a jednak nie dokonywali masowych mordów na Niemcach. Tak wygląda poziom dyskusji, która w opinii recenzentów ma doprowadzić do pojednania. Gdybym chciał się w tę dyskusję wpisać dodałbym, że mój dziadek mieszkając przed wojną przy stacji w Nałęczowie, chodził codziennie do roboty wąskimi torami do Karczmisk, a wszystko za dwa złote dniówki. I też żadnej kariery nie zrobił, a po siekierę nie sięgnął. Idźmy dalej tym tropem, a będziemy tłumaczyć każdego durnia z przyrodzonymi deficytami, któremu przyjdzie pewnego dnia do głowy, żeby zarąbać sąsiada – bo nie miał możliwości zrobienia kariery.

Film Wołyń, podobnie jak inne filmy nie ma i mieć nie może funkcji, które przypisują mu recenzenci. Po pierwsze jest to film bez szans na dystrybucję. Każda decyzja o tym, by go pokazać gdzieś w innym kraju będzie wynikiem kalkulacji politycznych, w dodatku będą to kalkulacje wymierzone w nas, nie w Ukraińców. Ktoś się martwi, że pokażą go w swoich kinach Rosjanie i co to będzie. Rosjanie, to są ludzie dobrze znający mechanizmy działania propagandy i z całą pewnością tego durnego filmu nie będą u siebie pokazywać. Właśnie wchodzi na ekrany w Rosji film pod tytułem „28 Panfiłowców”, o walce rosyjskich i kazachskich żołnierzy o małą wioskę leżącą na przedpolach Moskwy w roku 1941. W filmie nachalnie wręcz podkreśla się rozsądek i zimną kalkulację oficerów, którzy mają za zadanie tylko jedno – spalić jak najwięcej niemieckich czołgów. Bez bohaterszczyzny, emocji, niepotrzebnych wrzasków i bez całego tego sztafażu, w którym nurzają się wręcz polscy filmowcy. Kiedy zaś słuchamy dialogów w trailerze od razu zauważamy, że narrator mówi po ukraińsku. I to jest propaganda dobrze obliczona i dobrze wymierzona. Tylko skończonym bałwanom może się wydawać, że Rosjanie kupią od nas ten film zapłacą gotówką i będą nim machać niczym głupie dzieci skarpetą na kiju.

Czasem w tej dyskusji pojawia się głos, który na pierwszy rzut oka można uznać za głos rozsądku, ale już w trzecim zdaniu widzimy, że po raz kolejny daliśmy się oszukać. Piszą ludzie, że trzeba ścigać wszystkich żyjących uczestników tych zbrodni. Jak to? Przecież oni już siedzieli, gdyby było inaczej nie chodziliby swobodnie po świecie. Drugi raz chcecie ich wsadzać do więzień? Na jakiej podstawie? A jeśli oni chodzą swobodnie po świecie, to znaczy, że mają jakąś kryszę, ta zaś może być tylko jedna – są obywatelami Zjednoczonego Królestwa i Dominiów. Chcecie ścigać poddanych królowej? Proszę bardzo, ścigajcie. Może zróbmy nowy film o brytyjskich oficerach zrzucanych na Ukrainę i do Polski celem wspierania sotni UPA? Nie ma chętnych? Jaka szkoda….I tak trwa ten festiwal idiotyzmu bez szans na jakikolwiek sensowny wniosek.

Jeszcze raz więc wracam do tematu najważniejszego, czyli do produkcji i dystrybucji. Żeby mieć władzę nad produkowaną przez siebie samego treścią, trzeba być właścicielem kanału dystrybucji. To jest rzecz najważniejsza. Tymczasem właścicielem kanału dystrybucji filmu Wołyń jest Gazeta Wyborcza, która będzie na tej dystrybucji zarabiać. Każdy więc głos podnoszący temperaturę emocji wokół tego filmu jest głosem oddanym na Adama Michnika. Niestety spirala została nakręcona już tak, że nie ma znaczenia właściwie czy ja się to włączę czy nie. Oni i tak są zarobieni. Jeśli idzie o dystrybucję na świecie to jej warunki, jak mniemam, będą omawiane szczegółowo z każdym zainteresowanym dystrybutorem, pokazy zaś filmu Wołyń, będą zorganizowane tak, by nie robić za dużej wiochy. To oczywiście spowoduje kolejny wybuch emocji i banda durniów zacznie wołać, że odcina się ludzi od prawdy o tym jak Ukraińcy mordowali Polaków. Te, jakże poważne ograniczenia dystrybucyjne powodują, że film Wołyń nie ma w zasadzie innej funkcji niż deprawacyjna. To znaczy, że zamiast wyjaśniać, zaciemnia, zamiast tłumaczyć bełkoce, zamiast pokazać winnych pokazuje motłoch, a przez te działania wzbudza falę emocji, które nie doprowadzą do niczego strasznego, jak się niektórym wydaje, będą tylko pożywką dla słabych umysłów przez najbliższe miesiące i posłużą do odwrócenia uwagi od spraw o wiele istotniejszych. W naszych okolicznościach, czyli w chwili kiedy nie wiadomo kto jest właścicielem kanałów dystrybucji i jakie ma zamiary wszystkie produkowane w Polsce filmy mają taką właśnie funkcję. Przez to właśnie dyskusja o nich, prowadzona w kategoriach estetycznych, przypomina dyskusję jaką prowadzą bezdomni z noclegowni na temat smaku wykwintnych win francuskich serwowanych na magnackich stołach w dawnych czasach. Nie ma po prostu sensu i jest dla ludzi rozumiejących o co chodzi po prostu komiczna. Nie ma ona także sensu z innego powodu, o którym już pisałem wiele razy – nie istnieje w Polsce uczciwa krytyka, być może nie istniała ona nigdy i nigdzie, ale my mamy głęboko wpojone przekonanie, że było inaczej i tęsknimy za nią. Zamiast uczciwej krytyki mamy Igora Janke, Ziemkiewicza i innych. No i dziennikarzy gazowni rzecz jasna, którzy dziś, z okazji premiery Wołynia, pieją jednym głosem razem z „naszymi”.

No dobrze powie ktoś, to może teraz napiszesz coś pozytywnego i dasz jakąś wskazówkę. Oczywiście, proszę bardzo, już daję. Źródła ukraińskiego nacjonalizmu tkwią wprost w socjalizmie. Ukraińscy nacjonaliści to socjaliści domagający się tak zwanego sprawiedliwego podziału ziemi według kryteriów etnicznych. Ich największym wrogiem był polski pan, ale od czasu kiedy Józef Piłsudski z kolegami, współpracując z niejakim Petlurą, przekonali wszystkich, że polskiego pana da się unieważnić podatkami i reformą rolną, ukraiński nacjonalizm rozszerzył pojęcia wroga pozostając przy formule etnicznej jako jedynej ważnej przy ustalaniu co jest czyje. Jak wiadomo tego rodzaju pomysły mogą się rozprzestrzeniać albo nie. Wszystko zależy kto jest właścicielem kanału dystrybucji tych treści. Jeśli to ustalimy będziemy mogli zrobić prawdziwy film o przyczynach ludobójstwa na kresach. Ukraińskie organizacje nacjonalistyczne w II RP, jak wszystkie organizacje świata, miały swój budżet, statut i cele. Te zaś były realizowane za pomocą tego budżetu. Należy koniecznie sprawdzić kto był sponsorem tego budżetu, jaki procent całości należał do polskiej, tajnej policji politycznej, a jaki do innych tajnych policji. To ważne w ocenie wypadków. Tych, którzy się będą w tym miejscu oburzać spieszę poinformować, że w II RP było sporo wpływowych osób popierających aspiracje autonomiczne Ukraińców, co w każdym pojedynczym przypadku czynione było bez zrozumienia. Dziś zaś, i to jest tak zwana ironia tak zwanego losu, spotyka się z pełnym zrozumieniem i akceptacją. Ludzie zaś którzy te ukraińskie aspiracje popierali byli zawsze z przekonania socjalistami-rewolucjonistami. Wymienię dwa nazwiska – Wacław Kostek Biernacki i Karol Estreicher. Podsumujmy więc – nie byłoby ukraińskiego nacjonalizmu bez socjalizmu. Myślę, że bez socjalizmu nie byłoby żadnego nacjonalizmu, ale to temat na osobną notkę. Co z tą wiarą w etniczne kryteria praw własności ziemi? To jest brednia, którą Ukraińcy powtarzają do dziś, korzystając ze sprzyjającej koniunktury politycznej. Niczego im się wytłumaczyć nie da, choć robiono ich w trąbę już tyle razy. Im się zawsze zdaje, że tym razem to już będzie naprawdę tak, jak sobie to wymyślili teoretycy ruchu ukraińskiego, naczytawszy się przedtem różnych mądrych, wydanych w Londynie książek. Prawda jest niestety inna. Jest kilka faz własności ziemi i trzeba bardzo uważać, żeby ocenić je z właściwej perspektywy, tą zaś daje dopiero przedział jakichś mniej więcej 2 tysięcy lat. Oto pomiędzy latyfundium na początku a polem golfowym na końcu, jest krótka przerwa na rozdrobnione gospodarstwa wiejskie, które dzięki zastosowaniu gospodarki ekspansywnej, czyli dużych ilości maszyn rolniczych, są zadłużone po uszy. Wobec zmieniających się technologii produkcji żywności i centralizacji gospodarki rolnej, produkcja tych gospodarstw jest coraz mniej istotna, bo nie kontrolują one przecież kanałów dystrybucji produkowanej przez siebie żywności. Na razie utrzymywane są różne rynkowe fikcje, mające na celu uspokojenie drobnych rolników, ale oni są fazą przejściową. Do uspokajania rolników służt też jak sądzę program pod tytułem „Rolnik szuka żony”. Tak zwana zdrowa, luksusowa żywność, będzie w przyszłości produkowana w niewielkich ogrodach położonych w miastach, w zasadzie już jest tam produkowana, nawet w Warszawie są takie ogrody. Cała reszta będzie żreć tanią paszę z Monsanto. Proces ten jest rozłożony w czasie, żeby uniknąć rewolucji. Ukraińcy jako grupa ludzi od zawsze związana z ziemią są uporczywie przywiązani do koncepcji gospodarstwa indywidualnego i za nic na świecie nie przyjmą do wiadomości, że wykorzystano ich, podobnie jak innych socjalistów do likwidacji resztek latyfundiów. Potem pozwolono im na trochę figli i jakąś tam zabawę w nacjonalizm kosztem Polaków, a w najbliższej przyszłości wszyscy oni pójdą do pracy w mega-kołchozie gdzie będzie im się z mega głośników puszczać piosenki o kozakach, żeby wydajność pracy wzrastała.

No, ale wróćmy do filmu Wołyń. Nie ma tam ani jednego nazwiska ukraińskiego oficera odpowiedzialnego za zbrodnię, nie ma ani jednego ukraińskiego munduru. Nie ma winnych tak naprawdę, jest tylko sugestia, że każdy ma coś za uszami, jedni więcej a drudzy mniej. Sądzę więc, że istotnym powodem wyprodukowania tego filmu jest po prostu chęć uratowania finansów spółki Agora, a także chęć przewalenia kolejnego budżetu. I nic więcej. Żeby było w tym coś więcej trzeba zacząć ten film od sceny rozgrywającej się w wielkie bibliotece uniwersyteckiej w Toronto. Oto przypadkiem wpada tam na siebie dwóch starszych panów w złoconych binoklach. Jeden z nich to Dmytro Dońcow, a drugi Aleksander Kiereński….a potem już mogłyby być te rzezie, jeśli tak strasznie Wam na nich zależy.

 

 

Na tym kończę na dziś. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl do księgarni Przy Agorze, do sklepu FOTO MAG i do księgarni Tarabuk. Przypominam też, że w sklepie Bereźnicki w Krakowie przy ul. Przybyszewskiego 71 można kupić komiksy Tomka.

Zapraszam też na stronęwww.rozetta.plgdzie znajdują się nagrania z targów bytomskich.

 

Telefonów dalej nie odbieram

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka