coryllus coryllus
6149
BLOG

Głupi księża czyli literacki poziom duchowości

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 163

 Do wczoraj nie miałem pojęcia, że istnieje ktoś taki, jak Jan Grzegorczyk, pisarz i były felietonista „Przeglądu sportowego”. Wczoraj przeczytałem wywiad jakiego udzielił portalowi WP i zamyśliłem się głęboko, zupełnie jak Raskolnikow z piosenki Garczarka – tamten wziął siekierę i zamyślił się głęboko, a ja popadłem w zadumę bez ostrego narzędzia. Ten wywiad dziś gdzieś zniknął i nie mogę już nań trafić, ale wpisanie nazwiska Grzegorczyka w wyszukiwarkę też dostarcza wielu wrażeń.

Kim jest ten pan? Autorem serii książek o księdzu Groserze, który jak skromnie wyznał sam autor, ma być podobny do księdza Tischnera. Dlaczego ja o nim piszę? Z zazdrości rzecz jasna, bo chciałbym być tak popularny jak on, mieć kolegów wśród dominikanów, a jego kolegą był sam śp ojciec Jan Góra i chciałbym sprzedawać tyle książek co on, a on sprzedaje naprawdę dużo i chętnie o tym opowiada. Z jakąś taką przyrodzoną skromnością rzecz jasna...bo jak inaczej.

No więc skoro już wszystko jasne i drzazga w oku brata mego Grzegorczyka dobrze jest widoczna, a belka w moim starannie ukryta, możemy jechać z tym koksem dalej.

O czym są książki Grzegorczyka? Z grubsza o tym, ze duchownym nie jest w życiu łatwo, że czasem muszą się napić, a czasem zdjąć koloratkę i wyrwać jakąś fajną du..ę, to jest chciałem rzec poznać jakąś interesującą dziewczynę, z którą można bez zobowiązań poszaleć kilka dni w Zakopanem czy gdzieś. Grzegorczyk pisze o różnorodności postaw po prostu, tak sam o tym powiedział, a jego bohater ksiądz Groser, nie dość że jest podobny do Tischnera to jest jeszcze pisarzem i z tego co zdążyłem się zorientować jeździ na rowerze zupełnie jak ojciec Mateusz z Sandomierza.

Grzegorczyk ma oczywiście wrogów, ktoś tam wyrzucił jego książkę, ktoś inny ją skrytykował, ale on się nie przejmuje i walczy dalej, bo uważa, że prawda jest najważniejsza i koniecznie trzeba światu powiedzieć o tym, że księża alkoholicy to nie jest przecież jakiś szczególny problem i każdemu się może zdarzyć.

Przyznam, że ani razu nie wysłuchałem duchowej opoki Grzegorczyka czyli ojca Góry, przepraszam, może zrobiłem błąd, ale nie wysłuchałem. Raz tylko w teleranku jeszcze czy gdzieś około tej godziny w niedzielę, kiedy ojciec Góra był jeszcze brunetem widziałem go w towarzystwie jakichś uśmiechniętych młodzieńców. Powiedział wtedy, że Kościół jest jak kobieta i wszyscy się roześmieli, a ja wyłączyłem telewizor. Pewnie dlatego, że mimo wszystko lepiej znam kobiety niż śp. ojciec Góra. Kościół nie jest jak kobieta, jest jak Kościół, a opisywanie alkoholizmu księży i różnych ich słabości nie służy umocnieniu Kościoła, ale jego rozwaleniu. I tym właśnie zajmuje się pisarz Grzegorczyk, który uśmiecha się do wszystkich wokół i sugeruje, że on także jest kapłanem, tylko takim trochę innym, takim kapłanem literackim.

Pod wszystkimi książkami Grzegorczyka piszą, że łamie on tabu i zaciera granice między dobrem a złem, czy może coś podobnego….Chodzi generalnie o to, że ksiądz też człowiek i pretensji doń o nic mieć nie można. Jestem ostatnim człowiekiem, który będzie zgłaszał jakieś pretensje do księży, nie rozumiem jednak po co Grzegorczyk wywleka na światło dzienne jakieś brudy i jeszcze przystraja je kwiateczkami? Ja się kiedyś parę razy porządnie upiłem i porzygałem, ale nie jest to raczej powód do tego, by robić z tego wydarzenia literaturę. Może chodzi o to, że napruty ksiądz to coś lepszego niż napruty cywil...pojęcia nie mam, a Grzegorczyk nie ułatwia rozwiązania tej zagadki.

Ja oczywiście trochę ten tekst stylizuje, wiem dokładnie o co chodzi, o przeniesienie duchowości na poziom jarmarcznej psychologii dla ubogich duchem, na poziom tandetnych metafor i tanich porozumień, których przedmiotem są wódka i dziwki. O nic więcej.

Nie widzę ani jednego powodu, dla którego pisarz powinien się zajmować prywatnym życiem księży, no chyba, że dostał takie polecenie od kogoś. Najlepiej, by pisarz zajmował się prywatnym życiem własnej rodziny lub swoim, to jest bezpieczny teren, na którym dobry autor powinien się spełnić. Pan Grzegorczyk zaś zajmuje się sportem dość osobliwym, który wczoraj, w tym wywiadzie bardzo wdzięcznie omówił. Chodzi mianowicie o to, że każdy przy byle okazji wygaduje na księży, że są tacy i owacy, ale napisać tego wprost i jak to się mawia czasem „rozkminić” nikt za bardzo nie chce. No, ale on Grzegorczyk, podjął ten trud i mamy trylogię o księdzu Groserze, który ma różne pokusy i perypetie.

Wierzcie mi, że jest naprawdę mnóstwo powodów, by pisać o Kościele i jego kłopotach, jest wielkie pole do popisu dla autorów świeckich, którzy mogą, wobec powszechnej nagonki bronić Kościoła. I nie koniecznie trzeba pisać o tym co tam wujek Edek wygadywał na proboszcza w czasie imienin cioci Władzi, bo wszyscy wiedzą, że wujek Edek to były milicjant.

Jeśli przeczytacie recenzję książek Grzegorczyka, a publikowała je głównie Gazeta Wyborcza, łatwo zorientujecie się, że nie ma w tych książkach nic poza kokieterią. Grzegorczyk powołuje się na cytaty swoich literackich mistrzów, „dopieszcza formę”, buduje fabułę na kilku planach itp., itd….Takie brednie pisze się zawsze kiedy trzeba obronić słabą, ale potrzebną propagandowo książkę. O dobrej książce się nie piszę, bo wrogowie się jej boją, a entuzjaści nie chcą zepsuć wrażenia. Czasem coś gadają między sobą. Pan Jan Grzegorczyk zaś ma dobrze przygotowany PR i będzie nas raczył kolejnymi deprawacjami na miękko podpieranymi mnogością cytatów i odniesień, czyli, jak to mawiają czasem krytycy będzie osadzał swoje dzieło w kontekstach. Mnie ta mechanika nieodmiennie dziwi, bo tylko w Polsce pisarze promowani są według tej zasady, chyba po to, by stać się pretekstem do pobierania pensji przez krytyków. Nie wyobrażam sobie, żeby jakikolwiek popularny autor z Wielkiej Brytanii podpierał swoje dzieło jakimiś kontekstami. U nas jest inaczej, bo chodzi o kontrolę rynku i kontrolę treści, która musi być pod nadzorem tych osób co zawsze. To się dziedziczy w rodzinach. Grzegorczyk jest produktem kompromisu pomiędzy krytykami z gazowni, a jakimiś środowiskami kościelnymi, które mają przymus rozmiękczania doktryny. Tak myślę, choć mogę się mylić, a jeśli się mylę to tylko dlatego, że traktowałem serio ojca Górę, mimo że nie mogłem go słuchać.

Poczytajcie o Grzegorczyku, może przyjdą Wam do głowy jakieś inne pomysły.

 

My jak wiecie także wydajemy różne publikacje na temat Kościoła. Oto dziś z rana Hubert przysłał mi kolejne dwie plansze komiksu zatytułowanego „Noc św. Bartłomieja”, w tym absolutnie fantastyczną scenę dialogową pomiędzy Walsinghamem a Gabrielem Montgomery. Mam nadzieję, że do maja/czerwca rzecz będzie gotowa. My też chcemy zmieniać narracje na temat Kościoła i też chcemy burzyć stereotypy jak ten cały Grzegorczyk...i jeszcze chcemy łamać tabu.

„Noc św. Bartłomieja” to nie wszystko, chcemy wydać wielki i bogaty album o Sacco di Roma, czyli spaleniu Rzymu przez protestantów w roku 1527 i na ten projekt potrzebujemy pieniędzy, bo sam nie zgromadzę takiego budżetu. Autorem tej pracy będzie Tomek. Jeśli ktoś ma taką wolę niech pomoże. Oto numer konta:

 

41 1140 2004 0000 3202 7656 6218


Wszystkich tradycyjnie zapraszam na stronę www.coryllus.pl i przypominam, że do 1 stycznia trwa duża promocja na niektóre tytuły. 

Targi Bytomskie odbędą się w przyszłym roku w pierwszy weekend czerwca, wszystkich już teraz serdecznie zapraszam

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka