(C) Muzeum Sztuk Pięknych, Antwerpia
(C) Muzeum Sztuk Pięknych, Antwerpia
Andrzej Dąbrówka Andrzej Dąbrówka
789
BLOG

Demonstracje uliczne Albo o królewiczu w płaszczu ze szmatek

Andrzej Dąbrówka Andrzej Dąbrówka Rozmaitości Obserwuj notkę 23

 

Dobrze działa państwo,w którym sprawnie funkcjonują i harmonijnie współdziałają w powiązaniu z innymi wszystkie jego systemy. Czynią to wtedy i tylko wtedy, gdy wywiązują się z fundamentalnego obowiązku wzajemnego komunikowania wewnętrznych stanów. Aby to zapewnić, powstał cały wachlarz środków komunikowania społecznego, także literatury i sztuki w tym teatru (temu poświęciłem rozdział w książce zbiorowej dostępny częściowo tutaj, od s. 3)

Poprzedziłem ów tekst mottem wziętym z bajki flamandzkiej:

 

Królewicz rozpostarł płaszcz ze szmatek, a król zawołał w zachwyceniu:
- O, nigdy, nigdy nie widziałem piękniejszego miasta!

 

Jak to bywa z mottami,  nikt specjalnie nie docieka ich sensu i z reguły autor nie zadaje sobie trudu, aby objaśnić „co chciał przez to powiedzieć”, zostawiając rozgryzanie tego kawałka imbiru pilniejszym czytelnikom.

 

Bajka opowiada typową dla tego gatunku historię socjalizacji młodego człowieka. Udowadnia on swoją dojrzałość dokonując czynów ujawniających jego walory jako przyszłego władcy. W naszej bajce, którą poniżej w całości przytaczam za moim zbiorem baśni niderlandzkich,  Królewicz przywozi ze swojej podróży egzaminacyjnej kilka darów dla Króla, wśród nich magiczny płaszcz ze szmatek, czy też z łatek, który rozpostarty zamieniał się w cały piękny krajobraz z miastami i zamkami.

 

Bajka nie tłumaczy, jaką przewagę chciał tym płaszczem wykazać Królewicz. Posiadając go szczycił się czarodziejską mocą budowania a więc i posiadania całego państwa. Zapewne dlatego dar ten wielce się spodobał  Królowi, który znał się na swoich obowiązkach. Władca powinien umieć włożyć na siebie płaszcz uszyty z wielu kawałeczków i w razie potrzeby dać im się rozwinąć w osobne miasta.  I odwrotnie, ludzie schodzący się w dobrowolnym akcie wspólnej woli w jedno miejsce stają się na chwilę takim jednym płaszczem.

 

 


 

84. O SERWETCE, LASCE, SKRZYPCACH I PŁASZCZU

 

Był sobie raz potężny król, który miał trzech synów. Kiedyś z samego rana przywołał najstarszego syna i powiedział:

– Mój synu, chcę coś podarować tobie i twoim braciom, których obok ciebie bardzo miłuję. Kazałem zbudować dla każdego z was przepiękny okręt; idź sprowadź teraz swoich obydwu braci, niechaj mi każdy powie, jaki zrobi użytek z okrętu.

Kiedy trzej królewicze stanęli przed ojcem, król przemówił:

– Mój najstarszy synu, co zrobisz z okrętem, jaki ci chcę podarować?

– Ojcze – powiedział najstarszy. – Będę na nim tak długo podróżował, aż go sprowadzę załadowany skarbami.

– A ty,  jaki użytek chcesz zrobić z mojego daru? – spytał drugiego syna.

– Ojcze, ja popłynę hen daleko, aż nazbieram i przywiozę tyle samo skarbów, co mój najstarszy brat – brzmiała odpowiedź.

– A ty, mój najmłodszy synu, co przewieziesz swojemu ojcu?

– Ojcze – powiedział najmłodszy – spróbuję okazać się godnym ojcowskiej dobroci.

– Dobrze – odparł król.

Potem urządzili wielką ucztę i nazajutrz trzej bracia ruszyli na swoich okrętach na morze. Kiedy bardzo dużo upłynęli odkryli kopalnię srebra.

– Tutaj – przemówił najstarszy – załaduję mój statek.

– My chcemy mieć więcej albo nic – brzmiała odpowiedź młodszych braci. Najstarszy załadował statek srebrem i zawrócił w stronę domu, a inni popłynęli dalej. Kiedy zapłynęli naprawdę bardzo daleko, odkryli kopalnię złota.

– Tutaj – powiedział średni brat – załaduję swój statek.

– Ja chcę mieć coś więcej albo nic – odparł młodszy. Średni załadował statek złotem i zawrócił do ojca, a najmłodszy popłynął jeszcze dalej. Płynął znowu daleko, daleko, aż zaczęło mu brakować jedzenia. Wtedy wspiął się na najwyższy maszt statku, rozejrzał się przez lornetkę wokoło i zobaczył przed sobą małą wyspę. Śmiało skierował się w tamtą stronę i za sześć godzin dobijał do brzegu. Przez trzy dni przeszukiwał wyspę, a wciąż nie znalazł żadnego żywego stworzenia, ani jakiegoś owocu, żeby nasycić głód i ugasić pragnienie. Bardzo był tym zasmucony, usiadł na skale i wkrótce usnął. Kiedy się przebudził, stała przed nim młoda dziewczyna, która przyglądała mu się z wielkim upodobaniem.

– Skąd się tu wziąłeś, przyjacielu – zapytała – przecież tu nikt nie postawił nogi oprócz mnie i mojej matki.

Królewicz pokazał jej statek, którego bandera powiewała na wietrze.

– Pójdź za mną, biedny chłopcze – powiedziała dziewczyna i pociągnęła go za ubranie. Po kwadransie doszli do chatki. Dziewczyna otworzyła drzwi i przemówiła do swojej matki, która siedziała przy kądzieli:

– Matko, przyprowadzam nieszczęśliwego cudzoziemca, daj mu na miłość Boską coś do zjedzenia.

– Nie, nie, nie ma mowy – odparła stara – dopiero co odłożyłam serwetkę do kredensu i nie będę jej dla nikogo wyciągać.

Córka rzuciła się matce na szyję i poprosiła tak gorąco, że wreszcie stara mrucząc podniosła się, wyciągnęła serwetkę ze schowka, rozłożyła ją na stole i powiedziała: – Z mocy i władzy mojej serwetki, niechaj tu stanie jedzenie dla jednego człowieka! – I natychmiast stół zastawił się bogato. Królewicz ze smakiem się posilił, grzecznie podziękował matce i dziewczynie i poszedł.

Zaledwie oddalił się pół mili, jak usłyszał z daleka wołającą go dziewczynę: – Stój, stój! – wędrujący królewicz przysiadł i niebawem rzuciła mu się w objęcia dziewczyna: – I chciałeś mnie tak opuścić? – szlochała.

– O, w takim razie umrę z żałości. Po co mi było spotkać mężczyznę, jeżeli on nie chce mnie pokochać? – I łzy potoczyły się jej po policzkach.

– Nigdy cię nie opuszczę – powiedział królewicz – skoro tylko znajdę stałe miejsce dla siebie, przyjadę cię zabrać.

Wtedy dziewczyna wyciągnęła inną serwetkę z zanadrza, podarowała ją królewiczowi i powróciła do chatki.

Kiedy królewiczowi znowu zachciało się jeść, przysiadł nad brzegiem jakiegoś rowu, rozłożył cudowną serwetkę i poprosił o jedzenie. Skoro tylko wymówił życzenie, żądane potrawy stały przed nim; w tej samej chwili zbliżył się do niego jakiś człowiek z laską podróżną w dłoni i zapytał go skąd wziął na tej wyspie tyle wybornego jadła. Wtedy królewicz opowiedział historię serwetki i zaprosił wędrowca do posiłku. Kiedy już dobrze podjedli, mężczyzna przemówił:

– Twoja serwetka wiele potrafi, ale moja laska jeszcze więcej – i zdjął gałkę z laski i zawołał: – Sto tysięcy jezdnych! – I wojsko stanęło w ordynku jak doborowa jazda. Wtedy człowiek osadził z powrotem gałkę na lasce i jeźdźcy znikli.

– Chcesz się ze mną zamienić? – zapytał królewicz, a mężczyzna zgodził się, wręczył mu laskę i poszedł z serwetką. Ale kiedy tylko znikł królewiczowi z oczu, ten zdjął z laski gałkę, zażądał tysiąca jezdnych i krzyknął:

– Naprzód marsz, przynieść mi moją serwetkę! – Po minucie wojsko obróciło tam i z powrotem i oddało serwetkę swojemu nowemu panu.

Pod wieczór królewicz znalazł się w środku lasu; ułożył się między krzakami i zasnął. Po paru chwilach zbudził się na słodki dźwięk skrzypiec; podniósł się, rozejrzał po lesie i w końcu odnalazł skrzypka siedzącego na skale. Pełen zachwytu poprosił grajka, czy by go nie chciał rozweselić jeszcze raz swoją grą; że go w zamian pierwszorzędnie ugości.

– Zgoda – powiedział grajek – moje skrzypce są tak potężne, że kiedy poruszę ostatnią strunę, ktokolwiek usłyszy jej dźwięk, pada na ziemię martwy ze wzruszenia, a kiedy poruszę pierwszą strunę, taki ktoś wstaje z martwych.

Grajek okazał królewiczowi siłę swojego instrumentu, a królewicz swojej serwetki; potem w pogodnym nastroju posilili się i przy pożegnaniu królewicz wymienił serwetkę na skrzypce, po czym grajek ruszył w drogę przez las. Skoro jednak tylko znikł z oczu królewicza, ów odjął gałkę z laski, wywołał tysiąc jazdy i powiedział:

– Naprzód marsz, przynieść mi moją serwetkę! – Chwilę później byli z serwetką z powrotem u swojego pana.

Królewicz spoglądał z przyjemnością to na serwetkę, to na laskę i skrzypce i mówił do siebie: Te rzeczy są na pewno tyle warte, co złoto i srebro moich braci; i tak myśląc stąpał raźno ku morzu. Nazajutrz rano spotkał biedaczkę w płaszczu pozszywanym z różnych szmatek. Kobieta pozdrowiła go i poprosiła przez miłosierdzie boskie o kawałek chleba. Królewicz rozłożył serwetkę, pozwolił jej się do syta najeść i chciał ruszyć dalej; ale kobieta złapała go za rękaw i powiedziała:

– Twoja serwetka potrafi wiele, ale mój płaszcz jeszcze więcej – i zatrzepała swoim płaszczem, szmatki rozleciały się, a każda zamieniła się w zamek z ogrodami i parkami, przez co oboje znaleźli się w najpiękniejszym mieście świata. Na jego propozycję biedaczka zamieniła płaszcz na serwetkę i poszła przed siebie. Ale zaledwie zniknęła mu z oczu, jak znowu ściągnął gałkę z laski, zawołał „tysiąc jezdnych” i powiedział:

– Naprzód marsz, przynieść mi moją serwetkę. – Wnet wrócili z kosztownym nabytkiem i królewicz udał się w dalszą drogę ku morzu.

Kiedy wyszedł na brzeg, właśnie jakiś statek szykował się do rejsu w stronę jego ojczyzny, więc poprosił kapitana, żeby go zabrał. Ale kapitan odmówił. – Musimy przepłynąć we trzydziestu ludzi, a mamy prowiant dla pięciu.

– O to się nie kłopoczcie – przemówił królewicz – nastarczę jedzenia i picia dla załogi przez cały rejs, choćby nie wiem ilu ich było.

Po takiej obietnicy kapitan wziął go na statek i po niedługim czasie królewicz znalazł się z serwetką, laską, skrzypcami i płaszczem na skraju leśnego parku przy pałacu swojego ojca. Ponieważ było już bardzo późno, ułożył się do snu w rowie.

Nazajutrz rano król wybierał się z synami na polowanie. Kiedy tylko pospuszczano charty ze smyczy, pomknęły prosto do rowu, gdzie spał jeszcze królewicz; tam zaczęły ujadać i wywijać z radości ogonami i nie uciszyły się, dopóki nie nadszedł stary król. Rzucił okiem na odzianego w strzępy podróżnika, rozpoznał najmłodszego syna i zatrząsł się z gniewu. – To tak okazałeś się godzien mojego daru? Precz z moich oczu i wynoś się z tych okolic!

Wtedy najmłodszy wstał, skłonił się przed ojcem i przemówił łagodnym tonem: – Uspokój się, ojcze, przywiozłem ci większe skarby niż moi bracia; i zaraz to okażę.

Następnie wydobył z sakwy skrzypce, poruszył lekko ostatnią strunę i wszyscy wstali cali i zdrowi jak poprzednio.

 – Tym sposobem mogę zwyciężyć całą armię – powiedział. – Ale przywiozłem jeszcze coś. – Odjął główkę z laski i krzyknął: „sto tysięcy jazdy” i przed zdziwionym królem stanęła armia wojska. Wtedy królewicz rozpostarł płaszcz ze szmatek, a król zawołał w zachwyceniu: – O, nigdy, nigdy nie widziałem piękniejszego miasta!

Na koniec wziął serwetkę i zażądał jedzenia dla stu tysięcy ludzi i wszystko zaraz było na miejscu.

Wówczas król wziął go w objęcia i zaprowadzono go w pełnej chwale na dwór. Ale nie znalazł tam spokoju i wnet poprosił ojca o pozwolenie na wyjazd, żeby sprowadzić dziewczynę; powiedział, że jej zawdzięcza wszystkie te cudowne przedmioty. Król chętnie na to przystał i nazajutrz królewicz na pięknym statku ruszył na morze, a po trzech miesiącach był z dziewczyną na dworze ojca i odbyła się wielka uczta, bo wyprawili wesele królewicza i dziewczyny.

I ja i ty chętnie byśmy też tam byli, prawda?


 

© A. Dąbrówka

 

Wpisy na tym blogu ukazują się wyłącznie na portalu Salon24 i w tym jednym miejscu, nie udostępniam ich w żadnym LC, ani nigdzie ich nie powtarzam

 

 

 

 

 

Staram się robić tylko to, czego nikt inny nie potrafi, a ktoś powinien. Ten blog jest zakończony. Powody są podane w komentarzach do ostatniej notki, ukrytej przez Administrację. Od 6 sierpnia 2012 działa nowy blog w innym miejscu. .

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości