Delfina Bo Delfina Bo
3931
BLOG

Polskie obozy pracy!

Delfina Bo Delfina Bo Praca Obserwuj temat Obserwuj notkę 114

Ponieważ nie lubię bezczynności a kampania prezydencka doprowadzała mnie do … , przeprowadziłam dwa eksperymenty. Słowem, testy na własnej „skórze”. Pandemia stworzyła ku temu - warunki, a sytuacja losowa wielu ludzi – konieczność. Polegały one na zatrudnieniu się, jako pracownik fizyczny w prywatnych firmach (produkcyjnej i usługi). Prywatnych - bo do państwowych/samorządowych, pomimo wielu prób nie miałam żadnych szans, nawet na stanowisko sprzątaczki.  

Wnioski są porażające – NIEWOLNICTWO!!!

Zakładając, że na każdy, po dwa tygodnie wystarczą, zatrudniłam się najpierw w usługach – gdzie wytrzymałam 3 dni. Szczegóły w dalszej części tekstu. Po ochłonięciu z szoku, postanowiłam kontynuować eksperyment. Nie było łatwo, ponieważ wiele firm w związku z panującą pandemią, wstrzymało zatrudnienie. W końcu otrzymałam propozycję pracy w firmie produkcyjnej, w moim pierwszym zawodzie. Żeby bardziej się wczuć w rolę, do pracy dojeżdżałam komunikacją miejską i generalnie starałam się żyć jak ci ludzie funkcjonujący tak, na co dzień. A tam? Mimo szalejącej pandemii, na kilkadziesiąt osób zatrudnionych - nikt nie nosił maseczek, puste pojemniki po środku dezynfekującym, nikt nie dbał o zachowanie dystansu. Warunki pracy powinny być niemal sterylne a panował brud. Ogólnie, bardzo złe warunki sanitarne i socjalne. Często brakowało mydła a nawet papieru toaletowego. Przypominam, że to wszystko działo się w okresie pandemii i w związku z tym, zaostrzonym rygorze.

Praca wymagająca, nie tylko sprawnych dłoni, ale także dużej wiedzy technicznej i ciągłej koncentracji. W tej firmie pracownicy sami muszą dbać o własne stanowiska pracy, posiadać własne narzędzia czy części zamienne. Ja jak zawsze, starałam się rzetelnie wykonywać pracę mi zleconą, jednak zastosowano także wobec mnie „falę” niczym w dawnym wojsku. Niesprawiedliwość, poniżanie, rzucanie fałszywych oskarżeń (najwięcej o zabieranie pracy i tak zwane „wygryzienie” ze stanowiska). „Ty niemoto” czy „głupolu” to tam codzienność. Przetrwałam jednocześnie starając się sobie wyobrazić na moim miejscu osobę zmuszoną przez los do takiej pracy.

Praca ciężka, w systemie akordowym, więc zarabiasz, jeśli pracujesz. Stawki bardzo niskie – liczone w groszach. Obecnie mało, kto się schyli po leżące na ulicy monety 2 czy 5 groszy a tam (zakład produkcyjny) są właśnie takie stawki. Bywa, że przez 8 godzin pracy zarabia się 10 czy 15 złotych. 100 złotych dniówki dla pracownika nie posiadającego żadnych przywilejów jest ono prawie nieosiągalne. Wypłata wynagrodzenia odbywa się na tzw. „na rękę” i w wysokości, jaką wypracowano w akordzie (szczęśliwcy – zatrudnieni na stawkę godzinową). Najniższa krajowa – marzenie. Firma prywatna, więc organ właścicielski dobiera sobie kadrę kierowniczą wedle własnego uznania i z tą kadrą ustala warunki płacy i pracy dla wszystkich pracowników. Właściciele nastawieni na ilość żądając, jakości eksportowej. Pracownicy „zwijają się jak w ukropie” bo chcą zarobić na życie. Ale jak to zrobić? Jak stawki są głodowe, zresztą prawie zawsze ustalane na zakończenie procesu produkcyjnego i pod konkretne osoby. Te bardziej lubiane i Ukraińców, bo oni jak nie zarobią to odejdą. Należy dodać, że Ukrainiec pracuje za 1,5 osoby (10-12 godzin 6 dni w tygodniu). Dziesięciu Ukraińców świadczy pracę za 15 osób pracujących w normalnym systemie ośmiogodzinnym i 5 dni w tygodniu. Czyli pracodawcy bardziej się opłaci zatrudnić obywateli z za wschodniej granicy. Kierownictwo produkcji dba by to oni mieli zapewnioną ciągłość pracy i nie odrywali tyłka od stołków, dba też o lepsze stawki dla nich. Wykonując tą samą pracę, ale w gorszej jakości (bo im wolno) zarabiają nawet 3-4 razy więcej niż pracownicy, którzy tam nie nabyli jeszcze żadnych przywilejów, czyli lepsze procesy produkcyjne za lepsze stawki. Jeżeli jeden pracownik uprzywilejowany zepsuje produkcję, to inny uprzywilejowany za stawkę godzinową ją poprawia. Pozostali robią to we własnym zakresie i po godzinach pracy. Nie służy to budowaniu dobrej atmosfery, która jest okropna. Jeden na drugiego „patrzy wilkiem” i podejrzewa o najgorsze. Jeden na drugiego donosi, żeby tylko przypodobać się kierownictwu (cel zawsze jeden – łatwiejsze procesy i lepsze stawki), a kierownictwo bardzo często samo podburza pracowników przeciw sobie, w myśl zasady, że skłóceni między sobą nie będą się czepiać właśnie kierownictwa.

Z tą kadrą kierowniczą nie da się normalnie współpracować, ale każdy zabiega o ich względy.

Dziwiła mnie postawa Polaków, bardzo nienawidzących siebie nawzajem. Miałam okazję ich obserwować podczas kampanii wyborczej. Obóz opozycji był bardzo agresywny i nie przebierał w słowach. Obóz przeciwny żeby unikać awantur, wolał milczeć.

 Starałam się ze wszech miar zrozumieć tych ludzi. Najbardziej utkwiła mi w sercu zadra wbita przez rząd i pana prezydenta. Najpierw obietnica a następnie wycofanie się z obietnicy bonu turystycznego dla pracowników i przekazanie go dzieciom. Wywołało to u tych ludzi jeszcze większą agresję i nienawiść do siebie nawzajem a przede wszystkim do rządu i pana prezydenta. Miałam okazję obserwować reakcje na te wiadomości. Byłam przerażona, jednocześnie nie dziwiąc się im. Ten fakt uzmysłowił mi jak bardzo środowisko ludzi pracy, jest pokrzywdzone. Zapomniani przez wszystkich.

Przez cały okres pandemii w zakładzie, w którym produkcji nie zatrzymano nawet na sekundę, wręcz przeciwnie, zatrudniano pracowników, organ właścicielski ubiegał się o dotacje państwowe (czy otrzymał – nie wiem). W zakładzie, nie przeprowadzono żadnej kontroli. Żadnej. A przypominam, że był to czas szczególny: panująca epidemia i w związku z tym obostrzenia, ale także wsparcie finansowe dla firm od rządu, które powinno być poprzedzone gruntowną analizą firmy. W zakładzie około 50% pracowników to Ukraińcy, którzy pracują po 10-12 godzin i soboty. Nikt nie kontroluje, czy oni legalnie w Polsce przebywają? Czy legalnie pracują? Nie było inspekcji sanitarnej-warunki pracy i przestrzeganie obostrzeń , urzędu skarbowego, urzędu pracy i inspekcji pracy itp.

Nic – zero kontroli, to ja się pytam, co robią/robiły instytucje zobligowane do tego? Może „zdalnie” kontrolowały? Czy pracownicy tych instytucji otrzymały wynagrodzenia za nic nie robienie? A może już w poniedziałek zastanawiają się gdzie spędzić kolejny weekend? Może już planują kolejny urlop? Może zastanawiają się jak tu przyznać sobie premie i nagrody? I zabrakło im czasu na pracę? A może szefami i pracownikami tych instytucji są niekompetentni politycy lub ich rodziny, z nominacji partyjnej gdzie jak wiadomo kwalifikacje nie są potrzebne.

Przez kilka tygodni, mimo opisanych wcześniej warunków pracy i jazdy w zatłoczonej komunikacji miejskiej gdzie mało kto nosił maseczkę i nikt tego nie kontrolował, NIKT nie zachorował. A do firmy przyjeżdżali klienci i kontrahenci z całej Polski, żaden w masce. W komunikacji miejskiej w drodze powrotnej (po 15-ej) gorzej bo pasażerowie wisieli jeden na drugim i nikt nie myślał o czekaniu na kolejny tramwaj czy autobus bo ten za 15 – 20 minut i także zatłoczony.

               Wracam do przykładu pierwszego i decyzji podjętej po rozmowie z osobą chorą i znajdującą się w bardzo trudnej sytuacji.

Ze względu na wcześniej pełnione funkcje w dalszym ciągu przychodzą/dzwonią do mnie ludzie w jakiś sposób pokrzywdzeni przez los. Poruszona do głębi losem chorej kobiety, którą zatrudniając obiecano złote góry, ale tylko obiecano. Kiedy okazało się, że nie jest w stanie dalej wykonywać pracy sprzątaczki, szantażowano ją, że nie otrzyma wynagrodzenia za pracę już wykonaną chyba, że przyprowadzi swojego następcę. Dla mnie to było niezrozumiałe, że w XXI wieku tak traktuje się ludzi. Zbulwersowana tą sytuacją zatelefonowałam do firmy zgłaszając chęć podjęcia u nich pracy. Odezwał się miły głos a ja nie chcąc zdradzać swojej rozmówczyni, powiedziałam w jakiej okolicy chciałabym pracować. Przekierowano mnie do osoby zajmującej się, ale innym terenem. Po chwili miłej rozmowy oznajmiono mi, że w mojej okolicy na chwilę obecną nie mają wolnych miejsc (?) i tymczasowo proponują inną dzielnicę. Podkreślano, że to tymczasowo. Szybko sprawdziłam proponowany adres, daleko i dojazd nawet autem trudny i kosztowny. Zrezygnowałam, tłumacząc się brakiem auta. Następnie zaproponowano mi pracę sprzątaczki w bogatej dzielnicy w nowo wyremontowanym budynku samorządowym. Oferta była dość interesująca i wiedziona ciekawością zgodziłam się na wstępne spotkanie, a tam okazało się, że to nie aktualne, bo pracownica miała odejść, ale się rozmyśliła. Zastanawiało mnie, dlaczego omijają miejsce mojego zainteresowania. Po kilku propozycjach zrezygnowałam, aż nagle telefon, że mają dla mnie bardzo ciekawą propozycję w okolicy mnie interesującej, co prawda też tymczasową ale pracownik zachorował i pilnie potrzebują zmiennika. Nie potrafiłam się z tego wykręcić, bo działali z zaskoczenia a decyzję trzeba było podjąć na „już” i podjęłam to wyzwanie licząc, że w ten sposób też czegoś się dowiem. Otrzymałam jeszcze formularze do wypełnienia. Pracownik firmy zadeklarował podwiezienie służbowym autem i tak też się stało. Było to celowe i mające na celu uzyskanie w podstępny sposób informacji, których się w formularzach nie podaje. Zawiózł mnie do instytucji (biurowca), gdzie miałabym sprzątać przez kilka dni, zabrał kwestionariusze i kazał się dostosowywać do zaleceń innego sprzątającego. Dodał, że pracujemy po 7 godzin, ale jak skończymy wcześniej to można iść do domu. Na zapytanie o umowę w odpowiedzi usłyszałam, że przywiezie jak będzie gotowa i zniknął. Inny sprzątający przyznał mi całe piętro (kilka tysięcy m2. Pokój socjalny to jednocześnie magazyn sprzętu, środków chemicznych, itp. Nigdy wcześniej nawet nie przyglądałam się pracy sprzątaczek, chociaż o własne stanowisko pracy dbałam sama – bo nie lubię jak ktoś inny dotyka mojego biurka czy rzeczy osobistych. No, ale wiem co trzeba robić żeby było czysto. Nie potrafiłam obsługiwać badziewnego (tania chińszczyzna) sprzętu (rozwalający się wózek z wiadrem i mop niepasujący do wiadra oraz malutki koszyczek na środki czyszczące) ale nauczyłam się i w pocie czoła przystąpiłam do pracy. Kilka łazienek,2 kuchnie, kilkadziesiąt pokoi i hektary korytarzy. Całe szczęście, że około połowy pracowników nie było w pracy, ale i tak zajęło mi to, bez przerwy nie 7 ale 9 godzin pracy. Byłam bardzo zmęczona, ale nie chciałam wzywać taksówki (bo sprzątaczek nie stać na nie), więc wsiadłam do tramwaju, tylko żeby z niego wysiąść potrzebowałam pomocy, której udzielił mi motorniczy a następnie, ledwo wtoczyłam się do domu ,a nie jestem jakimś słabeuszem, o kondycję dbam. Prawdę mówiąc nie wiedziałam na co się porywam, co mnie tam czeka i czego ja właściwie szukam? Chciałam tylko pomóc kobiecie, ale żeby tak się zapętlić? Sama sobie się dziwiłam. Następnego dnia odzyskałam siły i postanowiłam kontynuować, ale człowiek z umową (umawialiśmy się na umowę zlecenie) nie przyjechał, rzekomo był bardzo zajęty ale żebym się nie martwiła. Zrozumiałam, że poigrywają ze mną tak jak z kobietą – której postanowiłam pomóc, bo jak poprosiłam ją o dokumenty, to okazało się, że ona pracując tam kilka tygodni nie ma żadnej umowy o pracę. Dowiedziałam się też, że te miłe wstępne w pięknych biurowcach rozmowy są na przynętę (z jednym z nich firma nie posiadała żadnej umowy, ale ogólną dostępność wykorzystywała na rozmowy wstępne na jego korytarzach). Trzeciego dnia człowieka z umową nie ma i dodzwonić się do niego ani do biura nie można. W końcu odebrał z wyrzutem, że mu głowę zawracam. Zapytałam o umowę i wyjaśnienie jeszcze paru kwestii. W odpowiedzi usłyszałam, że on się żadnymi umowami nie zajmuje tylko księgowa (kolejne wprowadzenie w błąd, bo „głupimi” sprzątaczkami można dowolnie manipulować) i że może mi dać jej nr telefonu. Ona nie odbierała, więc jeszcze raz telefon do pana, który mnie zatrudniał i początkowo grzecznie, że żądam umowy, bo nie wiem na jakich warunkach ja tu pracuję i czy jestem zgłoszona do ZUS-u. Jak usłyszał ZUS to jakby (kiedyś mówiono) piorun w niego strzelił i wykrzyczał, że się chyba nie dogadamy i nie dostanę tego biura, które miał rzekomo dla mnie zarezerwowane. A na umowie, jeśli mi tak bardzo zależy to muszę sama sobie po nią pojechać. Jak się okazało to firma jest z mojego miasta, ale biuro znajdowało się w innym, oddalonym o kilkadziesiąt kilometrów. Tak szybko wszystko się działo, że nie zdążyłam sprawdzić firmy. Następnego dnia przygotowana do wyjazdu do biura otrzymałam telefon od znajomej, że właśnie telefonowano do niej z firmy z informacją, żeby przyjechała po odbiór umowy (odbiór nie podpis), ona i kilka innych osób znajdujących się w podobnej sytuacji. Odczekałam aż podpiszą umowy z innymi pracownikami i sama pojawiłam się w biurze. Przecież wiedziałam, że nie będę tego kontynuowała, bo znajoma miała już umowę i chciała spróbować co będzie dalej a mnie nie zależało na tej umowie ani na ich pieniądzach, ale parłam do końca chcąc się dowiedzieć jak tak naprawdę traktują pracowników. Już wiedzieli, że nie jestem sprzątaczką, ale nie wiedzieli „kto mnie nasłał”. Rozmowa z kadrą kierowniczą (właściciele się nie pojawili) była bardzo nieprzyjemna. Ja ją nagrywałam. Jak się okazało, że w umowie są błędy i informacje niezgodne z wcześniejszymi ustaleniami, zrobiłam zdjęcia i oddałam do poprawy. Panie się bardzo denerwowały i kilkakrotnie tą umowę poprawiały. Wystawiłam rachunek za pracę w rzeczywistej ilości godzin, znowu się panie zdenerwowały, bo nie było mowy o nadgodzinach, itp.

Pierwszy raz i mam nadzieję, że ostatni byłam w takiej sytuacji. Sytuacji, dzięki której kilkanaście osób otrzymało obiecane umowy o pracę lub zlecenia. Kobieta, dzięki której doświadczyłam tego, stała się odważniejszą i bardziej zdeterminowaną w dochodzeniu własnych praw. Firma przynajmniej na jakiś czas zrezygnowała z haniebnych praktyk w wykorzystywaniu ludzi do pracy bez umowy a następnie prowokowanie ich do porzucenia pracy beż żądania zapłaty.

Outsourcing –to chciwość jednych, kosztem innych.


Delfina Bo
O mnie Delfina Bo

Sz.P. w notce pt. "Polskie obozy pracy" jeszcze nie wyczerpałam tematu. Dziękuję za zainteresowanie. Zapewniam, że czytam wszystkie komentarze, ale nie jestem w stanie każdemu indywidualnie odpowiedzieć. - - - - - Publicystyka i eksperymenty są działalnością dodatkową i pro bono, co w zupełności pochłania mój czas wolny. - - - - - Niestety, w ostatnich miesiącach, z przyczyn ode mnie niezależnych, moje zaangażowanie na S24 zostało ograniczone niemal do zera, ale  jeżeli pojawi się taka możliwość to ciekawsze teksty czytam. Na udział w dyskusji czasu już brakuje, za co przepraszam i proszę o wyrozumiałość. - - - - - "Przyjdą takie czasy, że ludzie będą szaleni i gdy zobaczą kogoś przy zdrowych zmysłach, powstaną przeciw niemu mówiąc: jesteś szalony, bo nie jesteś do nas podobny." _ _ _ św. Antoni Pustelnik _ _ _ Po moich najbliższych wpisach, mogą pojawić się opinie dyskredytujące moją osobę. Oświadczam, że mam się dobrze i nie zamierzam popełnić samobójstwa.  _ _ _ Polecając dalej, nie zapominajmy o podaniu źródła :-) _ _ _ Przedrukowywanie tylko za zgodą autora :-) _ _ _ Niekulturalne komentarze usuwam bez ostrzeżenia :-(

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo