długodystansowiec długodystansowiec
1929
BLOG

DO WŁADYSŁAWA FRASYNUKA - SĄ GRANICE, KTÓRYCH NAWET LEGENDOM PRZEKRACZAĆ NIE WOL

długodystansowiec długodystansowiec Polityka Obserwuj notkę 29

DO WŁADYSŁAWA FRASYNUKA - SĄ GRANICE, KTÓRYCH NAWET LEGENDOM PRZEKRACZAĆ NIE WOLNO.

Przeczytałam dzisiaj w internetowym wydaniu Newsweeka wywiad z Tobą:

Newsweek.pl: W wywiadzie dla "Gazety Polskiej" Jarosław Kaczyński mówił o zdziwieniu, że na początku stanu wojennego nie internowano go tak, jak innych przywódcow „Solidarności”. Pan także uniknął wtedy zatrzymania - żałuje Pan tego?
Władysław Frasyniuk: Zaskoczę pana. Z dzisiejszej perspektywy żałuję. Paradoksalnie, dałoby mi to większe poczucie bezpieczeństwa. Internowanie było wygodne. Gdy zacząłem się ukrywać i zaangażowałem w organizowanie podziemnych struktur „Solidarności”, ryzyko znacznie wzrosło. Z jednej strony trzeba było spotykać się z ludźmi, bo bez tego nie dało się stworzyć organizacji. Z drugiej każde takie spotykanie niosło ze sobą niebezpieczeństwo wpadki. Trafiało się wówczas nie do miejsca internowania, ale do więzienia, gdzie warunki były o wiele gorsze. W tym sensie zgadzam się z Jarosławem Kaczyńskim, że tych, których ominęło internowanie, spotkał gorszy los, bo musieli wybierać, czy angażować się w działalność i ryzykować, czy poddać się i nie robić nic. Jarosław Kaczyński uznał widocznie, że ryzyko wylądowania w kryminale nie jest dla niego.



Newsweek.pl: Z wywiadu wynika, że Jarosław Kaczyński był rozczarowany po tym, jak w grudniu 1981 r. został wezwany na przesłuchanie, a potem wypuszczono go do domu.
Władysław Frasyniuk:Tutaj też go rozumiem. Prawdę mówiąc, w tamtych czasach praktycznie nie było takich przypadków. Jeżeli kogoś zabrano z domu na przesłuchanie, to go ot tak nie wypuszczano. Jeżeli SB-cy kogoś wypuszczali, to albo dlatego, że komuna uznawała go za kompletnego ciecia, który im nie zagraża, albo dlatego, że podpisał lojalkę (deklarację lojalności wobec władz i porządku prawnego w PRL).

Newsweek.pl: Czy dobrze zrozumiałem, że Jarosław Kaczyński mógł podpisać lojalkę?
Władysław Frasyniuk: Nie mam na to dowodów. Ale nie mam też złudzeń, że komunę w 1981 r. cechowała słabość lub brakowało jej profesjonalizmu. Wszystkie znane mi osoby - a były ich setki - które w czasie stanu wojennego wyciągnięto z domów, trafiały do więzień, albo podpisywały lojalki. Chcę jednak wyraźnie zaznaczyć, że podpisanie tego dokumentu nie było jeszcze przestępstwem. Ludzie z podziemia nie mieli pretensji za ich podpisywanie. To dopiero dziś środowisko polityczne Jarosława Kaczyńskiego grzebie w tej przeszłości - nie wiem, skąd u niego ta fascynacja i ten kompleks. Po prostu nie każdy nadawał się do konspiracji.

 

Przyznać muszę, że po przeczytaniu Twojej wypowiedzi po raz pierwszy poczułam coś więcej niż rozczarowanie. Poczułam złość. Są, bowiem pewne granice, których nikomu przekraczać nie wolno, nawet legendzie Solidarności, którą jesteś. I ciężko jest mi to pisać gdyż mimo tego, iż politycznie nasze drogi się rozeszły, zawsze nie tylko Cię lubiłam, ale i darzyłam szacunkiem. Wiedziałam, co przeszedłeś i byłam dumna z Twojej postawy w czasie stanu wojennego. Nikt jednak nie może, nawet Ty, a może przede wszystkim Ty, zmieniać historii, nie można naciągać faktów po to, aby zniszczyć politycznego przeciwnika niezależnie od tego, jaką się niechęcią się do niego pała.

Nie będę pisała o Jarosławie Kaczyńskim, gdyż go nie znam i nigdy go nie spotkałam. Jednak Twoja wypowiedź w kontekście Kaczyńskiego: Wszystkie znane mi osoby - a były ich setki - które w czasie stanu wojennego wyciągnięto z domów, trafiały do więzień, albo podpisywały lojalki jest czystą manipulacją. Nie, nie nieporozumieniem, ale czystą manipulacją. Każdy, bowiem, powtarzam KAŻDY, kto działał w tamtych czasach wiedział, że SB wykorzystywało wszystkie metody do tego, aby zniszczyć podziemie. Poza więzieniem, nękaniem przesłuchaniami, podsłuchami, przeszukiwaniami domów, notorycznym zatrzymywaniem, wyrzucaniem z pracy, niszczyło się działaczy w ich własnym środowisku rzucając właśnie podejrzenia o współpracę czy podpisanie lojalki. Pisałam o tym już wiele lat temu, a dokładnie 28.05.2010  w swoich wspomnieniach/refleksajch opublikowanych na moim blogu Salonu24 zatytułowanych „O Palikocie i instyncie stadnym” http://dlugodystansowiec.salon24.pl/187412,o-palikocie-i-instynkcie-stadnym,2 :

Potem przez wiele godzin obserwowałam przez uchylone drzwi pokoju, w którym mnie przetrzymywano, już nie zachowanie grupy, ale jednostek, sam na sam z oficerem SB. Bardzo często widziałam rękę wyciągającą się w stronę długopisu, aby podpisać wymagany akt lojalności wobec władzy. Ale byłam również świadkiem SB-ckiej manipulacji. Z premedytacją sprawiano wrażenie, że aresztuje się tylko strajkujących, którzy lojalek nie podpisali a wypuszczali tych, co podpisy złożyli. Wypuszczano na wolność również tych, którzy sprawiali wrażenie liderów zdolnych do kontynuowania walki i którzy nie złożyli poddańczego podpisu, aby reszta myślała, iż poszli na współpracę.

Pisałam te refleksje po tym jak widziałam Palikota manipulującego zebranym przez siebie w Kozłówce tłumkiem. Nigdy bym nie pomyślała, że te same refleksje sprzed pięciu lat będą również dotyczyć Ciebie.

 Happening w Kozłówce przekonał mnie po raz kolejny o tym, że odłączenie się od „stada” jest jednym z najtrudniejszych wyzwań, przed którym staje jednostka. Przez lata wskazywano społeczeństwu palcem, że kto myśli inaczej i chce rozliczenia z przeszłością naszego kraju jest oszołomem, że są partie, takie elitarne, do których należą ci, którzy są wykształceni, że ci, którzy donosili są bohaterami. Instynkt stadny nakazuje przynależeć do grupy, która jest silniejsza. Daje poczucie bezpieczeństwa i typowo girardowskie poczucie oczyszczenia poprzez odreagowanie na wybranym „koźle ofiarnym”.

  Po raz już kolejny Palikot w swojej próbie zdyskredytowania Lecha Kaczyńskiego przekonywał obecny tłumek, i za pomocą zebranych kamer i mikrofonów całą Polskę, że Prezydent nic w stanie wojennym nie robił gdyż nawet nie był przesłuchiwany czy aresztowany. Manipulował w sposób najgorszy z możliwych  pokoleniem młodych ludzi, którym historia opozycji stanu wojennego była zupełnie nieznana. Urodzili się już po tamtych wydarzeniach i wchłaniają bezkrytycznie z wrodzoną młodości arogancją i ignorancją, retorykę swojego lidera i biją mu brawo gdyż zdemaskował oszusta. Tak naprawdę to było mi ich żal. Nikt z nich nie wiedział, że jednym ze sposobów „spalenia” kogoś w środowisku opozycyjnym było właśnie aresztowanie i przesłuchiwanie wszystkich z jego środowiska, a jego samego pozostawienie w spokoju. Kilkadziesiąt lat minęło od tamtych wydarzeń a SB-ckie metody dalej się sprawdzają. Tak jak w przypadku niepodpisanych lojalek. Dla obecnych na happeningu młodych ludzi tamte lata to już odległa historia. Czasy może są już inne, ale metody manipulacji pozostały takie same i przynoszą takie same efekty.

Jak więc Władek Ty właśnie, legenda Solidarności mogłeś posunąć się tak daleko w dyskredytowaniu politycznego przeciwnika? Jak mogłeś publicznie sugerować, a właściwie wprost oskarżyć Kaczyńskiego o tchórzostwo i podpisanie lojalki? Ty, który doskonale znałeś SB-ckie metody wyniszczania opozycji. A więc powiedz mi, o co wtedy walczyliśmy? Co ta walka była warta, jeżeli teraz to Ty bezkarnie, w taki sam bezkompromisowy sposób możesz niszczyć ludzi jak to robiło SB? Dobrze wiesz, że z racji swoich zasług i swojego nazwiska Twoje wypowiedzi znajdą się na pierwszych stronach gazet i będą bez końca powielane. Dobrze wiesz, jaką wagę przypisuje się Twojej legendzie i to wykorzystujesz do bezkompromisowej walki politycznej.

 Mój wpis zaginie w czeluściach internetu. Twoje wypowiedzi będą żyły. Wydaje Ci się, że jesteś legendą, historią, której wolno wszystko, że to Ty możesz ustalać zasady gry. I co najgorsze, że to Ty możesz tę historię pisać, interpretować na nowo i używać jej w zależności od politycznego zapotrzebowania.

Przez te wszystkie lata od czasu stanu wojennego gościła u mnie kolejno bezradność, potem rozczarowanie, które przemieniło się w gorycz. Teraz dominującym uczuciem jest wściekłość. I wiesz, co? Odnoszę wrażenie, że emocje społeczne ewoluują w podobny sposób. Nie można, bowiem latami bezkarnie wmawiać ludziom, że czarne to białe i na odwrót. Legendy czasami upadają i sięgają bruku. Czyżbyś był jedną z nich?

 

 

 

Newsweek.pl: Jak zatem ocenia Pan słowa Jarosława Kaczyńskiego ze wspomnianego wywiadu.
Władysław Frasyniuk:Są żałosne. Znam Jarosława prywatnie, choć różniły nas i temperamenty i poglądy. On był tzw. wielebem (od "wie lepiej" – przyp. red.), komunikacja z nim była utrudniona. To, co dzisiaj opowiada, jest straszne dziecinne i naiwne. To pokazuje jego koszmarną naiwność albo jego koszmarny kompleks. Szkoda, że nikt nie zapytał Jarosława, dlaczego prostych robotników bito, a jego nie. To wszystko pokazuje, że opowieść o tym, że Jarosław Kaczyński działał w opozycji przedsierpniowej jest niewiele warta. Jego własne słowa sugerują, że tę lojalkę podpisał.

Newsweek.pl: Jarosław Kaczyński mówił, że jak tylko go wypuszczono, od razu zaangażował się w konspirację. Pamięta go pan z tamtych czasów?
Władysław Frasyniuk:Jarosława Kaczyńskiego kojarzę z drugiej połowy lat 80. Wspólnie z mecenasem Janem Olszewskim działał wtedy w grupach skupionych wokół Kościoła. Ich intencje były dobre, ale pamiętam też, że to Kościół apelował w 1982 r. do takich jak ja, byśmy się ujawnili. Uważano, że szkodzimy społeczeństwu.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka