Bronisław Wildstein Bronisław Wildstein
172
BLOG

Rozdział Szesnasty c.d.

Bronisław Wildstein Bronisław Wildstein Polityka Obserwuj notkę 9

Return mówi z trudnością. Krztusi się.

Przeeecież nie umówiliśmy się na konkretny termin... Ja... ja... myślałem...

Niech pan nie robi sobie żartów – esbek jest zdegustowany. – Dam panu ostatnią szansę. Na rogu Chocimskiej i Dzierżyńskiego jest kawiarnia „Maska”. Tam spotkamy się za trzy dni o piętnastej. Nazywam się Leon Szabliński, kapitan Leon Szabliński.

Było to najczęstsze miejsce ich spotkań. Co jakiś czas Szabliński wyznaczał inny lokal, potem jeszcze inny, ale zawsze po jakimś czasie znowu trafiali do „Maski”. Na ścianie wisiała płaskorzeźba Nefretete, nieszczęśliwej żony Echnatona, proroka religii, religii która umarła wraz z jego śmiercią. Nefretete w jakiś sposób przypominała mu Jolę.

Przez kilka tygodni, a może były to miesiące, Return poruszał się w somnambulicznym transie. Dbał tylko, aby nic niezwykłego nie ujawniło się w jego zachowaniu.

Szabliński odbierał informacje, ale chciał także dyskusji. Po paru spotkaniach pod akademikiem czekało na niego dwóch mężczyzn. Wrzucili go do samochodu i przywieźli na Plac Wolności. Półprzytomnego ze strachu wprowadzili do pokoju, w którym siedział Szabliński, rzucili na krzesło i zamknęli za sobą drzwi.

Spokojnie – kapitan z ironicznym uśmiechem rzucił na stół kopertę z pieniędzmi, kazał przeliczyć i pokwitować.

Dlaczego?... – Return nie mógł jeszcze dojść do siebie – nie uprzedził mnie pan, o co chodzi?

Chciałby pan, aby o pana roli wiedzieli ci ubecy – funkcjonariusz wskazał głową zamknięte drzwi. – Spokojnie. Jeśli pan będzie lojalny wobec nas, my będziemy wobec pana.

Return powoli przyzwyczajał się. Szabliński tłumaczył mu, dlaczego radykalne działania nie mają sensu. Przekonywał. Return zgadzał się, choć niekiedy protestował, dyskutował. Robił to właściwie tylko po to, aby uzyskać od kapitana kolejne argumenty na rzecz tezy, w którą wierzył już bez reszty.

Z czasem dyskretnie zaczął namawiać kolegów do umiaru. Szabliński napominał go, aby działał rozważnie. Return uczył się, chociaż czuł się coraz pewniej. Zaczął publicznie spierać się ze Struną. Czasami ustępował, czasami trwał przy swoim. Powoli przyzwyczajał się do tej sytuacji. Stopniowo uświadomił sobie, że jest to rodzaj gry, w którą grają wszyscy. Wszystko jest grą, powtarzał sobie i znajdował kolejne dowody na potwierdzenie swojego odkrycia. Obserwował gry o przewodnictwo w ich grupie, gry między mężczyznami o kobiety, miedzy kobietami o mężczyzn, męsko-damskie gry o dominację w dwuosobowym świecie. Manipulacja to tylko niemiłe słowo na określenie cywilizowanych relacji, tych, w których przemoc ustępuje miejsca inteligencji, a więc racjonalności. I dlatego Return nie mógł ujawniać znajomym nie tylko faktów, ale nawet swoich interpretacji. W każdym razie, nie mógł ujawniać ich do końca. Musiał przygotowywać ich do tego, czego w całości nie będzie mógł powiedzieć nigdy, przygotowywać krok po kroku.

W naturze dominuje siła – powtarzał grupce słuchaczy w akademiku. – Cywilizacja to zastępowanie siły mądrością, relacji prostych – złożonymi. Bo to w nich odbija się komplikacja współczesnego świata – wywodził w zafascynowanym jego elokwencją kręgu. – Błąd Nietzschego polegał na tym, że uznał powrót do natury za odrodzenie wzniosłości. W rzeczywistości to tylko triumf prostackiej siły, zaprzeczenia wzniosłości.

Strunę irytowały jego wyszukane interpretacje.

Ta twoja fascynacja grą... Jasne, że prowadzimy ze sobą różne gry. Odgrywamy różne role. Chodzi jednak o to, aby nie gubić się w komplikacji coraz bardziej złożonych fabuł, czyli intryg. Chodzi o to, aby wydestylować zasadniczą stawkę naszej gry. Gra... To przecież niewłaściwe słowo. Ta gra to walka, w której chodzi o najważniejsze sprawy. Tak jak teraz w Polsce chodzi o to, aby kłamstwu przeciwstawić prawdę, zniewoleniu – wolność. A to, że i wolność nie jest prosta i prawda okazuje się złożona, to już sprawy wtórne, którymi będziemy bawili się po upadku komuny, kiedy pławić się będziemy mogli we wszelkich komplikacjach świata.

Struna potrafił przekonywać. Jak wtedy, gdy wszedł do akademika i paroma zdaniami zmienił nastawienie obecnych, tak zasłuchanych wcześniej w słowa Returna. Return wiedział, że to nie siła argumentów, ale siła ich orędownika, której on nie potrafił przeciwstawić nic porównywalnego.

A przecież Struna był naiwny. To Return wiedział więcej. Rozumiał, że właściwie tylko dzięki niemu ich grupka jest tolerowana. Struna również. Uświadamiał sobie jednak, że gdyby jego przyjaciel poznał prawdę, nie zrozumiałby nic, a zamiast dyskusji dałby mu w twarz i, w najlepszym wypadku, zerwał z nim na zawsze wszelkie kontakty. A przecież to on Return był najważniejszy i tak naprawdę to on walczył z komunizmem. Rozsadzał go od wewnątrz.

Wkrótce zorientował się, że nawet Szablińskiemu nie musi mówić wszystkiego. Na początku myśl ukrycia przed nim czegokolwiek nie świtała nawet w głowie Returna. Za bardzo bał się i zbyt mocno wierzył we wszechwiedzę prowadzącego go oficera. Zdawał sobie sprawę, że nie był jego jedynym źródłem informacji. Powoli zaczął wyczuwać, o czym jego rozmówca wie mniej. Ostrożnie sondował go, zapominając powiedzieć o takiej czy innej niewinnej sprawie. Stopniowo odważał się na coraz więcej. Wykorzystywał nastawienie Szablińskiego, dla którego jak dla innych był nieco nieprzytomnym intelektualistą. Orientował się, że może kontrolować przepływ informacji.

Naiwność jego przyjaciół nie pozwała mu traktować ich serio. Nawet Struna nie potrafił zrozumieć, że nie tylko jego działanie, ale i istnienie zależne jest od uznania tych, którzy w ukrytych gabinetach tego kraju decydują o tym, na co pozwolić, a co zakazać. Naiwność jego przyjaciół, tak jak naiwność dzieci, nie stanowiła żadnej wartości. Była wyrazem niedojrzałości. Przenikała się z głupotą i brakiem prawdziwej ambicji. Bo przecież prawdziwa, wielka ambicja każe poznawać mechanizmy świata i oddziaływać na nie. Nieprzejednanie i czystość Struny i jego naśladowców: Józka Witeckego, Bolka Jesiona czy Joli były tylko maską ograniczenia i słabości. Niekiedy Return niepokoił się poczuciem wyższości, które odczuwał coraz bardziej i które coraz mocniej przybierało odcień pogardy. Usiłował stonować ją wyrozumiałością dla pionków, które nie zdają sobie sprawy nawet z tego, że ktoś przesuwa nimi na szachownicy historii. Czuł spokój, w którym było coraz więcej głębokiej satysfakcji. Tylko niekiedy budził się z nieprzytomnego snu, w którym uciekał przed coraz bliższym kręgiem twarzy swoich przyjaciół.

Była zima, kiedy po spotkaniu w „Masce” szedł w dół ulicą Chocimską, przecinał Czarnowiejską i spomiędzy akademików wchodził do Parku Jordana. Śnieg chrzęścił pod podeszwami, a powietrze mieniło się białym mrozem. Patrzył na drepczących w chłodzie przechodniów, z którymi miał tak niewiele wspólnego. On, rozpięty między opozycją a współpracą z SB, odważył się żyć w białym chłodzie wiedzy. Niesie tajemnicę niepojętą dla tych dookoła, unosi się ponad złudzeniami i iluzjami, którymi karmione są tłumy, ci, którzy biegną właśnie, naciągając czapki na uszy, aby dotrzeć do schronień swoich ciepłych pokoików. Return nie czuje zimna. Transgresja. Przypomina sobie to słowo, którego używają francuscy myśliciele. On właśnie przekracza granice, aby uzmysłowić sobie, kim jest. Przekracza konwencjonalne miary. Jest kimś innym i czuje to w każdej grupie, w każdym spotkaniu i rozmowie. Rozumie, że jego życie staje się eksperymentem. I on, Return, odważa się na nie. Świadomie wybiera je. Wychodzi w sferę pustki, oślepiającego, zimnego światła. Opuszcza wygrzane pomieszczenia, miejsce zwyczajnej wegetacji tych, którzy żyją niecałkiem, pozwalają sobie dyktować myśli i zachowania, bezrefleksyjnie zgadzają się na ciasne ograniczenia; żyją, nie widząc i nie wiedząc. On zdecydował się stanąć wobec siebie w lodowatej świadomości, że nic nie jest dane. Poza ciepełkiem konwencjonalnej moralności i obyczaju – on nie ma już złudzeń. Trwa w nicości. Sam.

Sam wobec siebie. Jego pozycja jest wyjątkowa. Pozwala mu zobaczyć aktorów poza ich rolami; odtwórców spektaklu, którym jest ich zbiorowe życie. Wyobrażają sobie, że wybierają swoje postacie. Prawda jest taka, że określają je okoliczności ich egzystencji, a oni mogą jedynie dostosowywać się do nich dyskretnie albo patetycznie, prawda jest taka, prawda... ciąg metafor i metonimii...

Była chyba jeszcze zima, kiedy do pokoju w akademiku wszedł nieco niepewnie Struna w towarzystwie Joli. Ostentacyjnie niósł obandażowaną głowę i rękę. Również spod koszuli wyłaniał się opatrunek. Czarno-granatowe wybroczyny pokrywały większą część twarzy. Śmiał się. W prokuraturze złożył doniesienie o napadzie i pobiciu. Na początku poirytowane urzędniczki usiłowały się go pozbyć. Kiedy jednak zaczął wymachiwać papierem obdukcji stwierdzającym ciężkie pobicie, zaczęły dobrotliwie tłumaczyć, że jego zachowanie nie ma sensu.

Przecież pan wie, że w ten sposób napyta pan sobie tylko większej biedy – powtarzały. Reszta mieściła się w sferze niedopowiedzeń. Daniel przeszedł jednak oficjalną procedurę. Złożył formalny wniosek o postępowanie przeciwko sprawcom pobicia. Prokurator musiał go przyjąć. Zrobił to po kilku dniach. Na przesłuchaniu straszył go konsekwencjami fałszywych zeznań, niedwuznacznie dając do zrozumienia, że deklaracje Daniela tylko tak mogą zostać potraktowane. Wreszcie jednak musiał spisać zeznania i dołączyć do nich obdukcję. Odmówił natomiast zapisania jego podejrzeń skierowanych w stronę SB.

Nie pan jest od prowadzenia śledztwa, a ja nie jestem od protokołowania pańskich fantazji – uciął.

W sumie nic poważnego – śmiał się Daniel w akademiku. – Najgorsze to pęknięte żebro. Ostro boli przy oddychaniu. Mam nadzieję, że wstrząs mózgu nie pozostawił śladu. – Jola potakiwała, uśmiechała się wraz z nim, ale w jej odwróconej twarzy Return dostrzegł skurcz powstrzymywanego szlochu. Wyciągnął ją potem na rozmowę. Potrzebowała tego. Chciała porozmawiać właśnie z nim, z nim, do którego, jak powiedziała kiedyś, żywiła największe zaufanie. „Obok Daniela”, poprawiła się od razu. Return był ujęty. Jola była piękna, a jej związek z Danielem burzliwy, choć od jakiegoś czasu, od kiedy zaangażowali się w opozycję, wyglądało na to, że relacje między nimi ustabilizowały się. Return patrzył na nią z beznadziejną fascynacją. Wiedział, że co najwyżej pozostać może mu rola przyjaciela i godził się na nią, chociaż niekiedy w momentach, gdy Jola obejmowała go niespodziewanie, a nawet przytulała i całowała, dotykały go jej piersi, chciał rozpiąć jej bluzkę, dotykać jej ciała... Kiedyś usiadła mu na kolanach. Poczuł gwałtowną erekcję. Zorientowała się chyba od razu, bo nachyliła się ku niemu z nieco łobuzerskim, kpiącym wyrazem twarzy, zanim zsunęła się na ziemię.

"DOLINA NICOŚCI" JUŻ W KSIĘGARNIACH! Wierzę, że kolejne odcinki powieści będą zaczynem gorącej dyskusji. Liczę na Was, na Wasze uwagi i oceny. Proponuję Wam również zabawę. Zainteresowani mogą kontynuować powieść na własną rękę. Będą odgadywać intencje autora, a może tworzyć dla nich interesujące uzupełnienie, albo ważny kontrapunkt. Dla najciekawszych wypowiedzi przewidziane są symboliczne nagrody.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka