Don Paddington Don Paddington
1241
BLOG

Toyah: Do opętanych...

Don Paddington Don Paddington Polityka Obserwuj notkę 3

 

W 1870 r. Otton von Bismarck, kanclerz Prus, dążąc do zjednoczenia niemieckich państewek, postanowił doprowadzić do wojny z Francją, która nie tylko, że temuż zjednoczeniu się sprzeciwiała, ale także miała czelność dysponować terytoriami Alzacji i Lotaryngii, bez których – z punktu widzenia kanclerza – zjednoczenie Niemiec byłoby niepełne. Był tylko jeden problem: ze względów propagandowych należało całą tę sprawę sprokurować w taki sposób, by to Francja pierwsza wypowiedziała wojnę i okazała się być agresorem wobec miłujących pokój Prus.
Aby zrealizować swój plan, Bismarck zrobił, co następuje:
1.     Wykorzystując francuski lęk przed niemieckim okrążeniem, zaczął rozsiewać pogłoski, że Prusy są zainteresowane, by na osieroconym akurat tronie Hiszpanii, zasiadł przedstawiciel rodziny Hohenzollernów.
2.     Zaniepokojony tymi pogłoskami francuski rząd, wobec niemożności skontaktowania się z dziwnie nieuchwytnym Bismarckiem, zwrócił się poprzez swego ambasadora bezpośrednio do pruskiego króla Wilhelma (przebywającego w swej rezydencji w Bad Ems), z prośbą o wyjaśnienia.
3.     Jego Królewska Mość, grzecznie odpowiedział, że nic o tej sprawie nie wie (wszystko wskazuje na to, że faktycznie nie wiedział) i że wszystko to wygląda na jakieś niedorzeczne nieporozumienie, którym Francuzi nie powinni się przejmować. Na wszelki jednak wypadek, by czasem swemu kanclerzowi w czymś nie przeszkodzić, ową grzeczną odpowiedź przesłał depeszą (stąd „depesza emska”) Bismarckowi do akceptacji.
4.     Kanclerz treść królewskiej odpowiedzi dość zasadniczo zmienił, w efekcie czego, owa odpowiedź przestała być grzeczną, a stała się obcesową, czy nawet wręcz chamską.
5.     Sfałszowaną treść depeszy emskiej, kazał opublikować w niemieckich gazetach.
6.     Francuzi po lekturze tychże gazet poczuli się obrażeni i wypowiedzieli Prusom wojnę.
7.     Kilka miesięcy później, w Wersalu, proklamowano powstanie Cesarstwa Niemieckiego, król Wilhelm został cesarzem Wilhelmem, a kanclerz Prus kanclerzem Niemiec.
 
Ech! Łza się w oku kręci na myśl o tym, jakie to wszystko było kiedyś proste: był jeden jasno określony władca, który wszystkie nitki trzymał w swoim ręku; były jasno określone marionetki, robiące dokładnie to, czego władca sobie życzył. Było też proste kłamstwo, była czyjaś łatwa do przewidzenia reakcja i były – rosnące w swym znaczeniu – media, dające się łatwo wykorzystać jako polityczne narzędzia.
 
Dzisiaj sytuacja jest znacznie bardziej złożona.
Przede wszystkim można odnieść wrażenie, że pozycja kanclerzy nie jest już ani silna, ani kreatywna. Wręcz można mniemać, że niektórzy kanclerze z władców przemienili się w marionetki. Kłamstwo ma się dzisiaj dobrze, tyle tylko, że jest znacznie bardziej wyrafinowane. Media niektórzy w dalszym ciągu uważają za jedną z marionetek, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że jest to marionetka, która przeszła proces emancypacji.
 
A władca? Cóż… Gdzieś się ukrył.
Może tak naprawdę nie istnieje i mamy w tej chwili do czynienia z bezładnymi ruchami, zatomizowanych elementów społecznej i politycznej rzeczywistości? I jak na razie czekamy na kogoś, kto luźne nitki marionetek chwyci mocarną dłonią? A jeśli chwyci, to w imię jakiej idei?
 
A propos idei:
Swego czasu (chyba na początku lat 90), Adam Michnik wyraził pewną myśl, której sednem było to, iż klasyczny podział na lewicę i prawicę jest obecnie (t.j. na początku lat 90-tych) anachronizmem. Przytaczam ten pogląd nie ze względu na jego treść ("co Michnik chciał powiedzieć i czy miał rację"), ani ze względu na jego funkcjonalność ("po co Michnik to powiedział; co chciał dzięki tej wypowiedzi osiągnąć"), bo w tym momencie jest to bez znaczenia. Dla mnie tego rodzaju opinia (zwłaszcza gdy spoglądam na nią z perspektywy minionych lat) jest raczej świadectwem pewnego stanu - stanu ducha - do którego Michnikowi udało się dojść w długim marszu od dyskutanta "Klubu Krzywego Koła", do próbującego dzierżyć rząd dusz rednacza "Gazety Wyborczej".
Ten stan ducha jest charakterystyczny nie tylko dla Michnika, (którego obecność jest tutaj tylko i wyłącznie pretekstowa), lecz także dla większości tych osób i środowisk, które określa się mianem politycznego, medialnego i biznesowego establishmentu. Ów stan ducha da się rozpoznać dzięki kilku znamionom, które są następujące:
1. Nie jest ważne, co jest prawdą. Ważne jest to, co prawdą będzie ustanowione.
2. Dokonywane na co dzień wybory „ideowe” (np. "z czerwonymi", czy "przeciwko czerwonym", "z krzyżem", czy "wbrew krzyżowi", "z Kaczorem" czy "przeciwko Kaczorowi"), nie mają nic wspólnego z jakimkolwiek idealizmem. To po prostu czysta polityka i pragmatyzm.
3. Celem (jedynym) uprawiania polityki, jest zdobycie a następnie utrzymanie władzy, zwłaszcza w sferze/sforze mediów ("rząd dusz") i gospodarki ("rząd ciał"). Uprawianie polityki, by kształtować rzeczywistość w duchu lewicowym, czy prawicowym jest tylko środkiem wiodącym do celu (t.j. do utrzymania władzy).
4. "Lewicowość" i "prawicowość" (tudzież inne nasycone ideowymi przekonaniami określenia), to wygodne etykiety, których się używa - w zależności od społecznych nastrojów i politycznych potrzeb - albo jako inwektyw, albo jako narzędzia promocji godnych pochwały postaw.
 
Oczywiście, w tym z definicji niekompletnym opisie tego, co określiłem "stanem ducha", brakuje przede wszystkim doprecyzowania:
ad 1) kto ustanawia co jest prawdą?
ad 2) kto jest tym pragmatycznym politykiem?
ad 3) kto tak naprawdę "trzyma władzę"?
ad 4) kto decyduje, w jaki sposób i wobec kogo używamy etykiet?
 
Nie czuję się na siłach, by choć spróbować rzetelnej odpowiedzi na pytania o owych "ktosiów". Ale to oni właśnie są owym wspomnianym wyżej władcą, który luźne nitki marionetek chwyci mocarną dłonią.
A może już chwycił?
 
Co Toyah ma z tym wszystkim wspólnego?
Otóż w swej publicystyce bloger ów, opisanych wyżej bezideowych władców, oraz tych, którzy do tak pojętego władania aspirują, a także tych, którzy tego rodzaju sprawowanie władzy aprobują, określa mianem „ruskich buców”.
Określenie to, choć na pierwszy rzut oka może się wydawać obraźliwe, jest dla Toyaha terminem technicznym opisującym pewną mentalność – coś, co w człowieku jest bardzo osobiste, wręcz intymne, żeby nie powiedzieć: ontologiczne. Jest to mentalność, której cechą charakterystyczną jest wspomniana już bezideowość, a następnie: pogarda dla prawdy, instrumentalne traktowanie drugiego człowieka, cynizm i bezwzględność.
I nie chodzi tu o samą diagnozę sytuacji i wynikającą z tej diagnozy próbę ostrego dowalenia komuś w taki sposób, by się nie pozbierał. Toyah-owe mówienie o „ruskich bucach” nie ma bowiem nic wspólnego z rzucaniem inwektyw, lecz raczej z głębokim współczuciem człowieka, który wie, że nie jest łatwo uwolnić się z ruskiej bucowatości. Nie jest łatwo, ponieważ jawi się ona jako swego rodzaju opętanie, czyli tkwi w głębiach ludzkiej duszy. I nie istnieje jakaś droga na skróty, zapewniająca szybkie i łatwe z tegoż opętania wyzwolenie.
 
Żeby to zrozumieć, wystarczy porównać Toyah-owych „ruskich buców”, ze słynnym "bartoszewskim" bydłem.
Otóż jestem pewien, że ci, którzy dzisiaj są dla Pana Bartoszewskiego i jego admiratorów bydłem (ponieważ zagłosowali na Kaczorów), automatycznie i ze skutkiem natychmiastowym tym bydłem być przestaną, dzięki prostemu zagłosowaniu na PO (ewentualnie na kogokolwiek poza PiS-em).
I tak samo jestem pewien - jeśli się mylę, to będę szczerze zawiedziony – że „ruski buc”, w oczach Toyaha nie przestanie być „ruskim bucem” tylko dlatego, że zagłosował na PiS.
 
Bo żeby przestać być „ruskim bucem”, trzeba nie tyle wrzucić do wyborczej urny właściwie zakreśloną kartkę, lecz przede wszystkim do głębi zmienić swoje życie, nawrócić się, zło naprawić, pokutować...
 
I jeszcze jedno.
Gdy czytam niektórych publicystów, to jestem pewien, że nie mam nic wspólnego z głupkami, zdrajcami, naiwniakami itd. Ale gdy czytam Toyaha, a potem robię rachunek sumienia i płaczę nad stanem mojej zepsutej duszy, to wcale nie jestem pewny, że ruska bucowatość mnie nie dotyczy...
 
 
 
 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka