Dorota Kania Dorota Kania
1632
BLOG

Polityczna młócka czyli polityka w błocie

Dorota Kania Dorota Kania Sejm i Senat Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

W ostatnich tygodniach mogliśmy obserwować przedziwną sytuację: niedawni koalicjanci i sympatycy skaczą sobie do gardeł, konkurenci polityczni deklarują zbieranie głosów poparcia dla politycznego rywala, a jeden z kandydatów preferuje burdy uliczne jako środek umożliwiający mu zdobycie upragnionego stanowiska, czyli wygranie wyborów prezydenckich. Jakby tego było mało, Jarosław Gowin, koalicjant Zjednoczonej Prawicy, ogłasza stworzenie nowej formacji.

Mam nieodparte wrażenie, że długi czas odosobnienia niektórym postaciom życia politycznego naprawdę zaszkodził. Klasycznym tego przykładem są posłowie Koalicji Obywatelskiej, Sławomir Nitras i Marcin Kierwiński, którzy triumfalnie podłączyli się do konferencji prasowej wiceministra zdrowia Janusza Cieszyńskiego, by za chwilę zmykać z niej z nietęgimi minami.

Przypomnę, kilka dni temu panowie posłowie chcieli rozbić konferencję pytaniami o maseczki, za których zakupem miał stać brat ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, a być może nawet sam pan minister. Okazało się jednak, że niemałego kłopotu narobił swoim partyjnym kolegom Sławomir Neumann, który w SMS-ie do wiceministra Janusza Cieszyńskiego pytał o certyfikaty dla maseczek jednorazowych (chciał „pomóc znajomemu”): „Czy macie jakieś przyspieszone procedury robienia certyfikatów […], znajomy mnie pytał, bo może ściągnąć […] duże ilości i szybko”. Ani Sławomir Nitras, ani Marcin Kierwiński nie chcieli się do tego odnieść i może na drugi raz zastanowią się, czy warto przeprowadzać tego typu akcje.

Marzenia Gowina 

W miniony poniedziałek Jarosław Gowin, prezes Porozumienia, udzielił wywiadu dziennikowi „Rzeczpospolita”. Niektóre fragmenty rozmowy wprawiły w osłupienie posłów z partii koalicyjnych wchodzących w skład Zjednoczonej Prawicy. Chodziło o passus dotyczący budowy nowej formacji: „Jestem liderem Porozumienia, partii, która reprezentuje rzadki w polskiej polityce stop wartości konserwatywnych i liberalnych gospodarczo. Od przeszło czterech lat jestem też jednym z liderów obozu, który głęboko przebudowuje Polskę. Ostatni polityk o takim profilu ideowym, który wywarł mocne piętno na polskiej rzeczywistości, to Zyta Gilowska. Teraz chciałbym doprowadzić do zebrania rozproszonych środowisk konserwatywno-liberalnych i zbudować mocną partię republikańską”.

Zapewne Jarosław Gowin nie chciałby usłyszeć komentarzy, jakie pod jego adresem płynęły z politycznych kuluarów. Wypomniano mu, jak najpierw chciał zdetronizować Donalda Tuska, z którym przegrał wybory o przywództwo w PO. Odszedł z tej partii w 2013 r. Później chciał budować partię z Pawłem Kowalem i Przemysławem Wiplerem – dziś Kowal jest posłem z ramienia Koalicji Obywatelskiej, a Wiplera, którego dopadły kłopoty z prawem, już nie ma w polityce. 

Niektórzy komentatorzy uważają, że Jarosława Gowina uwiera koalicja: gdyby Andrzej Duda nie został ponownie prezydentem, niewykluczone, że lider Porozumienia opuści Zjednoczoną Prawicę i będzie starał się stworzyć z innymi ugrupowaniami nowy rząd, będący w opozycji do PiS oraz Solidarnej Polski. Wszystko wskazuje na to, że zyskał nowych politycznych przyjaciół po tym, jak doprowadził do przesunięcia terminu wyborów.

PSL pomoże Platformie

W piątek okazało się, że niektórzy politycy PSL chcą wesprzeć Platformę Obywatelską i będą zbierali podpisy poparcia dla Rafała Trzaskowskiego, gdy zostanie on oficjalnym kandydatem na urząd prezydenta. Mówił o tym sam zainteresowany, czyli prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski – stwierdził, że sami politycy PSL dzwonili do niego z taką propozycją, co z kolei potwierdził Piotr Zgorzelski, wicemarszałek Sejmu z PSL.

Ta współpraca dla normalnego wyborcy wydaje się czymś zadziwiającym, tym bardziej że Polskie Stronnictwo Ludowe poniosło ogromne straty w wyniku wejścia do Koalicji Europejskiej wraz z PO i SLD, i to nie tylko wizerunkowe. Dla części działaczy tęczowa koalicja była nie do przełknięcia i po prostu odeszli z PSL. Teraz ludowcom będzie niezwykle trudno wytłumaczyć, dlaczego wspierają kandydata konkurencyjnej partii, któremu bliska jest ideologia LGBT.

Może to przynieść Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi straty nie do odrobienia, a nawet doprowadzić do sromotnej porażki, nawet jeżeli ceną ma być przegrana Andrzeja Dudy i odsunięcie PiS od władzy. Wyborcom PSL (a więc także Kosiniaka-Kamysza) zdecydowanie bliżej jest do konserwatywnych wartości wyznawanych przez PiS niż do pomysłów PO dotyczących związków partnerskich i adopcji dzieci przez pary homoseksualne.

Tymczasem prezes PSL (przynajmniej tak twierdzi jego żona Paulina) popiera wprowadzenie związków partnerskich, jest zwolennikiem aborcji eugenicznej i optuje za finansowaniem metody in vitro z budżetu państwa. Ta niespodziewana orientacja na lewo kandydata PSL sprawia, że staje on w jednym szeregu z takimi kandydatami na urząd prezydenta, jak: Robert Biedroń, Rafał Trzaskowski i Szymon Hołownia.

Nie zmieni tego zaklinanie rzeczywistości przez Kosiniaka-Kamysza, który krytykując ostatnio PiS, sugerował, że wieś odwróciła się od formacji Jarosława Kaczyńskiego. Nic bardziej mylnego – wystarczy wyjechać na przykład na Podlasie, by się przekonać, że jest zupełnie inaczej. Świadczy o tym chociażby to, jak wiele banerów Andrzeja Dudy wisi na ogrodzeniach gospodarstw, nie widać natomiast banerów z wizerunkiem lidera PSL.

Błoto na politycznym ringu 

To, z czym mieliśmy do czynienia w ostatnich dwóch tygodniach, daje przedsmak tego, z czym będziemy się mierzyli w następnym miesiącu. Spadające sondaże poparcia dla Andrzeja Dudy (bez względu na to, na ile są wiarygodne) rozgrzewają do czerwoności wyobraźnię jego rywali.

Szymon Hołownia atakuje Rafała Trzaskowskiego (chociaż ten nie jest jeszcze zarejestrowany jako kandydat), Trzaskowski – Hołownię i Biedronia, Robert Biedroń – Trzaskowskiego, Hołownię, Bosaka, a wszyscy razem – Andrzeja Dudę.

Nic dziwnego, obecny prezydent stanowi dla pozostałych kandydatów śmiertelne zagrożenie, więc starają się zewrzeć szyki, by go wyeliminować. W tej walce opozycja wyznaje zasadę „wszystkie chwyty dozwolone” – sprzyjające jej media wykorzystają najbardziej obrzydliwą prowokację, by tylko urwać kilka punktów poparcia urzędującemu prezydentowi.

Dlaczego opozycja tak marzy o powrocie do władzy i ucieka się do najbardziej paskudnych metod? Czy chodzi wyłącznie o prestiż, panowanie i przywództwo, czy jest też w tym dążeniu do zwycięstwa drugie dno? Wydaje się, że co najmniej kilka obszarów będących w zainteresowaniu opozycji skłania do postawienia pytań, zwłaszcza jeżeli chodzi o interesy Niemiec, Rosji i Chin w Polsce. Czasami odnosi się wrażenie, że mamy do czynienia nie z politykami, ale z lobbystami, którzy za wszelką cenę chcą przywrócić dawne wpływy. 

Dlatego walka o prezydenturę będzie bardzo, bardzo brutalna – ten, kto ją wygra, będzie miał większe szanse na zwycięstwo w najbliższych wyborach parlamentarnych. A jeżeli przegra obecnie urzędujący prezydent Andrzej Duda, ostatnie lata walki o wolną Polskę zostaną zaprzepaszczone. Nadzwyczajna kasta okopie się na zawsze w Sądzie Najwyższym, a opozycja doprowadzi do przyspieszonych wyborów. Wszyscy przeciw PiS – to jest hasło obecnych wyborów i takie może być za trzy lata, w wyborach parlamentarnych. Ci, którzy chcą Polski pękniętej, podzielonej, wykopią rowy nie do zasypania – przejmą urzędy, media, zohydzą tradycyjne wartości. Warto o tym pamiętać, ponieważ przedsmak tego mieliśmy za czasów rządów PO-PSL.

Dziennikarka, pisarka ( "Resortowe dzieci" i nie tylko), scenarzystka, reżyser

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka