Dorota Kania Dorota Kania
1283
BLOG

Opozycja chce wyborów

Dorota Kania Dorota Kania Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 28

Polityczny kryzys w Zjednoczonej Prawicy sprawił, że opozycji zamarzyły się przedterminowe wybory. Jak ćmy lecące do ognia… Przedstawiciele opozycji zaczęli mówić o tym, że wybory są konieczne, nie wziąwszy pod uwagę tego, że mogą one zmieść ich z parlamentu.

Wydałem dyspozycję do struktur regionalnych Platformy Obywatelskiej, by były gotowe na wariant przyspieszonych wyborów. Mamy gotowy sztab po kampanii wyborczej prezydenckiej, jesteśmy gotowi przeprowadzić każdy wariant przedterminowych wyborów. Zostałem upoważniony przez zarząd PO do rozmów z koalicjantami w Koalicji Obywatelskiej, a także do rozmów z innymi ugrupowaniami o możliwych wariantach większości parlamentarnej dla konstruktywnego wotum nieufności – powiedział na briefingu prasowym Borys Budka.

Dla Budki obecna sytuacja to niespodziewany prezent – oddala od niego widmo porażki, jaką niewątpliwie będzie wybór nowego przewodniczącego PO. Borys Budka jest bowiem obwiniany przez partyjnych kolegów o fatalne prowadzenie partii i wyborcze klęski. 

Wszyscy, którzy obserwują życie polityczne, wiedzą, że sytuacja w PO jest bardzo napięta. Oficjalnymi kandydatami na przewodniczącego klubu parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej są: Cezary Tomczyk, Urszula Augustyn, Arkadiusz Myrcha i Sławomir Neumann. Jak wynika z informacji Polskiej Agencji Prasowej, wszyscy mają już zebrane wymagane 60 podpisów. Podpisy zbierane są także pod kandydaturami wicemarszałek Małgorzaty Kidawy-Błońskiej oraz Rafała Grupińskiego. I jest bardzo prawdopodobne, że wewnętrzna opozycja wykorzysta obecną sytuację i będzie chciała odsunąć Borysa Budkę od władzy, który obecnie zachowuje się jak indyk myślący o niedzieli.  

Polityczne scenariusze 

Borys Budka twierdzi, że Platforma chce budować szeroki blok. Tyle że w zamyśle jest to blok anty-PiS, czyli to, co Platforma robiła do tej pory i co systematycznie odbierało jej wyborców. Zauważył to wiceprzewodniczący PO Tomasz Siemoniak, który w wywiadzie dla RMF stwierdził: „Nie wygramy nigdy wyborów, jeżeli będziemy komukolwiek, w tym PiS, skakać do gardła”.

Ci, którzy zostali przy PO, byli jej twardym elektoratem wyhodowanym na nienawiści. Ten elektorat został bardzo dobrze scharakteryzowany w analizie Centrum Badań nad Uprzedzeniami Uniwersytetu Warszawskiego, które w 2018 r. przeprowadziło badanie „Polaryzacja polityczna w Polsce. Jak bardzo jesteśmy podzieleni?”, a respondentów podzielono na „zwolenników partii opozycyjnych” oraz „zwolenników partii rządzącej”. Okazało się, że postawy zwolenników partii opozycyjnych wobec zwolenników PiS są bardziej negatywne niż postawy zwolenników PiS wobec zwolenników opozycji – wyborcy partii opozycyjnych żywią bardziej negatywne uczucia, w większym stopniu dehumanizują przeciwników i mają mniejsze zaufanie do swoich oponentów politycznych niż zwolennicy partii rządzącej. Krótko mówiąc, zwolennicy opozycji nienawidzą bardziej.  

Przywołuję to badanie, ponieważ właśnie anty-PiS zagłosował w ostatnich wyborach prezydenckich na Rafała Trzaskowskiego, chociaż nie dla wszystkich był to wymarzony kandydat. I dlatego Rafał Trzaskowski przegrał minimalnie z Andrzejem Dudą. Gdyby teraz doszło do wcześniejszych wyborów parlamentarnych, już tak różowo by nie było. Platforma Obywatelska nie ma co marzyć o wyniku podobnym do tego, jaki uzyskał Rafał Trzaskowski. Dla PO realnym zagrożeniem jest powstające ugrupowanie Szymona Hołowni. Jak pokazała pierwsza tura wyborów prezydenckich, może on odebrać sporo głosów PO i być dla niej gwoździem do politycznej trumny. 

Kto jak zagłosuje 

Najpierw jednak przedterminowe wybory muszą być ogłoszone, a może to nastąpić w trzech przypadkach: poprzez uchwałę Sejmu o skróceniu kadencji podjętej przez dwie trzecie ustawowej liczby posłów; w razie nieotrzymania przez prezydenta ustawy budżetowej w ciągu czterech miesięcy od dnia przedłożenia projektu ustawy Sejmowi; jeżeli nie zostanie wyłoniona nowa Rada Ministrów.

Czy rzeczywiście znajdzie się tylu posłów, którzy zaważą o przyszłych wyborach? Raczej nie, ponieważ przedterminowe wybory dla wielu z nich oznaczają rozstanie się z parlamentem z tego powodu, że po prostu nie zostaną wybrani. 

Może wprawdzie dojść do szerokiego porozumienia w sprawie wyborów Lewica–PO–Konfederacja, ale otwarte pozostaje pytanie, jak zagłosują posłowie Porozumienia i Solidarnej Polski.  

Moim zdaniem opozycja mimo obecnych deklaracji nie będzie chciała przedterminowych wyborów. Bardziej jej się będzie opłacało czekać w nadziei, że przez najbliższe trzy lata PiS tak osłabnie, iż przegra najbliższe wybory. 

Wybory, rząd mniejszościowy, Zjednoczona Prawica 

Krzysztof Sobolewski, przewodniczący komitetu wykonawczego PiS, w wywiadzie dla „Gazety Polskiej” powiedział, że „gdyby każde ugrupowanie poszło osobno do wyborów, to najprawdopodobniej Solidarna Polska i Porozumienie byłyby poza parlamentem, a Prawo i Sprawiedliwość byłoby w opozycji”.

Taki scenariusz jest bardzo realny chociażby z uwagi na to, że Polacy są zmęczeni wyborczym maratonem: najpierw elekcji do samorządów, a później kolejno do Parlamentu Europejskiego, do Sejmu i Senatu i tegorocznej prezydenckiej. W dużej mierze do urn pójdzie elektorat Hołowni, PO i Lewicy, być może także Konfederacji. Elektorat Prawa i Sprawiedliwości, Porozumienia i Solidarnej Polski, zdezorientowany konfliktem, w sporej części może zostać w domach. 

Jest też możliwy rząd mniejszościowy, który w całości utworzy Prawo i Sprawiedliwość. Pytanie, czy takiemu uda się sprawnie rządzić.  W przeszłości mieliśmy w Polsce do czynienia z rządami mniejszościowymi: był nim rząd Jerzego Buzka w latach 2000–2001 po tym, jak Unia Wolności zerwała koalicję z Akcją Wyborczą Solidarność; był nim rząd Leszka Millera w latach 2003–2004 po tym, jak nastąpiło zerwanie koalicji z PSL, a ponieważ Stronnictwo nie wróciło do koalicji do końca kadencji, także rząd Marka Belki w latach 2004–2005 był mniejszościowy; mniejszościowe też były rządy Kazimierza Marcinkiewicza w latach 2005–2006 (po konfliktach wewnątrz koalicji PiS–LPR–Samoobrona) i Jarosława Kaczyńskiego od kryzysu w lipcu 2007 r. do końca kadencji. 

Kontynuowanie rządzenia w ramach rządu mniejszościowego zawsze było na niekorzyść partii rządzącej, a także jej niedawnych koalicjantów. Przestały istnieć: Akcja Wyborcza Solidarność, Unia Wolności, Samoobrona i Liga Polskich Rodzin, a SLD zniknął z parlamentu na jedną kadencję. 

A może się pogodzą

Jest także możliwe, że w obliczu przedterminowych wyborów część posłów Solidarnej Polski i Porozumienia zgłosi akces do PiS. Niewykluczone, że podobne deklaracje padną ze strony parlamentarzystów z innych ugrupowań. 

Mimo ostrego sporu może być tak, że dojdzie do porozumienia w Zjednoczonej Prawicy i obecny kryzys okaże się chwilowy. I chociaż padają mocne słowa, to przecież w przeszłości podobne sytuacje były wtedy, gdy w grę wchodziły twarde negocjacje. Jak mawiają klasycy, w polityce wszystko jest możliwe i nawet po najgorętszych sporach dochodzi do porozumienia.  

Na dzień dzisiejszy wiadomo, że koalicja rządząca została mocno poharatana, a o jej przyszłości w najbliższym czasie będzie rozmawiać kierownictwo Prawa i Sprawiedliwości, o czym w Polskim Radiu 24 mówił w minioną sobotę Antoni Macierewicz, wiceprzewodniczący PiS. 


Teksy ukazał się na łamach Gazety Polskiej Codziennie



Dziennikarka, pisarka ( "Resortowe dzieci" i nie tylko), scenarzystka, reżyser

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka