Dorota Kania Dorota Kania
1495
BLOG

Barbaria i płaskoziemcy – efekt pułapki wolności

Dorota Kania Dorota Kania Protesty społeczne Obserwuj temat Obserwuj notkę 47

W ostatnich dniach przetoczyły się przez polskie ulice kolejne marsze i protesty. Wprawdzie straciły one impet, zwłaszcza organizowane przez Ogólnopolski Strajk Kobiet, ale pokazały, że wolność, o której mówili protestujący, jest w rzeczywistości jej paskudną karykaturą.

Piosenka „Kocham wolność” zespołu Chłopcy z Placu Broni, której premiera odbyła się w 1990 r., była wyrazem marzeń tamtego młodego pokolenia. Dławionego przez komunę, ograniczanego przez socjalistyczną rzeczywistość, która wdzierała się na wysepki wolności: festiwal w Jarocinie, Olsztyńskie Noce Blue­sowe, Festiwal Artystyczny Młodzieży Akademickiej (FAMA), happeningi, teatry uliczne, plenery malarskie i artystyczne. Nikomu nie przyszło do głowy, by demolować, niszczyć, dokonywać świętokradczych aktów. Dla tamtego młodego pokolenia byłoby to po prostu wyrazem prostactwa i całkowitego schamienia.

W ostatnich dniach przetoczyły się przez polskie ulice kolejne marsze i protesty. Wprawdzie straciły one impet, zwłaszcza organizowane przez Ogólnopolski Strajk Kobiet, ale pokazały, że wolność, o której mówili protestujący, jest w rzeczywistości jej paskudną karykaturą.

Piosenka „Kocham wolność” zespołu Chłopcy z Placu Broni, której premiera odbyła się w 1990 r., była wyrazem marzeń tamtego młodego pokolenia. Dławionego przez komunę, ograniczanego przez socjalistyczną rzeczywistość, która wdzierała się na wysepki wolności: festiwal w Jarocinie, Olsztyńskie Noce Blue­sowe, Festiwal Artystyczny Młodzieży Akademickiej (FAMA), happeningi, teatry uliczne, plenery malarskie i artystyczne. Nikomu nie przyszło do głowy, by demolować, niszczyć, dokonywać świętokradczych aktów. Dla tamtego młodego pokolenia byłoby to po prostu wyrazem prostactwa i całkowitego schamienia.

Konstytucja! Konstytucja!

Ponad dwa tygodnie temu, a dokładnie 22 października, Trybunał Konstytucyjny orzekł m.in., że zabijanie chorych dzieci w życiu płodowym na podstawie przesłanki wskazującej „na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu”, czyli aborcja eugeniczna, jest niezgodne z Konstytucją RP. Konstytucją, która została zmieniona przez akolitów ówczesnego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego oraz gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Ekspertami, którzy doradzali i wypowiadali się na temat zmian, byli ludzie z tytułami naukowymi, którzy w czasach PRL należeli do PZPR, PRON, byli tajnymi współpracownikami komunistycznych służb specjalnych. Ich intencją nie było wprowadzanie konserwatywnych zmian, lecz ochrona przywilejów.

Jak mówił trzy lata temu w moim programie „Koniec systemu” w Telewizji Republika śp. Kornel Morawiecki, „w konstytucji, którą mamy, jest podział władzy, ale nie ma rzeczy, które wymagają nowego spojrzenia na układ sił społecznych w Polsce i na świecie, nie ma słowa o dominacji siły pieniądza nad mediami i polityką. Na ten temat nic, podobnie jak nie ma nic o tym, że zmienia się charakter pracy – z pracy materialnej na intelektualną, mentalną. Ta konstytucja powinna być konstytucją sumienia – prawo nie może być jedynym naszym regulatorem. Prawo jest bardzo ważne, ale powinniśmy dać sobie więcej wolności i zaufania”. 

Taka miała być konstytucja, której projekt w 1997 r. opracowała Solidarność, zbierając pod nim 2 mln głosów. Doszło jednak do referendum, w którym Zgromadzenie Narodowe obniżyło w ostatniej chwili próg frekwencyjny, bojąc się, że konstytucja postkomunistyczna nie przejdzie, że ludzie zagłosują za projektem Solidarnościowym. W sumie około dwadzieścia kilka procent Polaków opowiedziało się za konstytucją postkomunistyczną, a reszta była temu przeciwna. Ostatecznie obecna konstytucja weszła w życie 17 października 1997 r. 

Przypominam rys historyczny, ponieważ ci, którzy teraz demolowali ulice polskich miast, jeszcze niedawno krzyczeli „konstytucja!”, twierdząc, że jest ona łamana. Gdy teraz Trybunał Konstytucyjny uznał, że przepisy prawa są niezgodne z obowiązująca konstytucją, okazało się, że jest ona opozycji zupełnie niepotrzebna. Już nie ma publicznego czytania ustawy zasadniczej, już celebryci nie chwalą się, jak to usypiają swoje dzieci, czytając im konstytucję na dobranoc. Zapewne teraz opozycja w pośpiechu ściąga koszulki z napisem „konstytucja”, a sędziowie odrywają ten napis ze swoich sędziowskich kalendarzy. Po raz kolejny wśród totalnej opozycji zwyciężyły śmieszność i hipokryzja, co już nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem. 

BLM po polsku 

Protesty słabną, ale na dłuższą metę było to do przewidzenia. Ile można biegać po ulicy i wykrzykiwać wulgarne hasła? Jak długo można urządzać knajackie happeningi, demolować pomniki i kościoły?

To się musiało wypalić, tym bardziej że w kwestii obrony symboli religijnych nastąpił zdecydowany opór wiernych. Przed barbarią kościołów broniły straże rekrutujące się z uczestników Marszu Niepodległości, klubów „Gazety Polskiej”, wspólnot kościelnych. W przeważającej większości młodzi ludzie stali z różańcami, odmawiając głośno modlitwę, podczas gdy atakująca tłuszcza obrzucała ich wyzwiskami.

Krążące po internecie filmiki są dowodem, jak można sterować tłumem. Ludzie, którzy w pojedynkę zachowują się zupełnie normalnie, w tłumie dostają małpiego rozumu, wrzeszcząc i przeklinając wraz z innymi. Czy to jest przejaw wolności? Absolutnie nie. Tym bardziej że młodzi ludzie, którzy wydzierali się ostatnio na ulicach, miotając przekleństwami, są zupełnie normalnymi osobami. 

Miałam okazję przekonać się o tym tydzień temu, gdy wieczorem w jednym ze sklepów natknęłam się na młodą dziewczynę trzymającą w ręce karton z wulgarnymi napisami. Stanęłam i zaczęłam czytać bazgroły na kartonie – dziewczyna szybko schowała się za regały i czekała, aż sklep opustoszeje. Podobnie zachowali się jej koledzy, którzy stali przed sklepem – też schowali się, gdy przypadkowy przechodzień zaczął czytać, co mają wypisane na kartonach. 

Ten przykład pokazuje jedno: te protesty w dużej mierze nie są protestami ideologicznymi. Są wyrazem nudy, sprzeciwu wobec braku kontaktów z rówieśnikami, buntem przeciw ograniczeniom wynikającym z pandemii. Tak jak kiedyś dla żartu młodzi ludzie głosowali na Janusza Korwin-Mikkego i Unię Polityki Realnej, tak teraz skrzykują się w internecie, by organizować uliczne burdy. To oczywiście świadczy o ich mizernym poziomie intelektualnym, ale to jest już zupełnie odrębny temat. 

Płaskoziemcy chcą wolności 

Ostatnio przez Warszawę przetoczyły się także protesty ludzi, którzy są przeciwni ograniczeniom wynikającym z szalejącej pandemii. Towarzyszyli im politycy Konfederacji, którzy – o czym już pisałam – chcą na pandemii zbić kapitał polityczny. Z jednej strony mówią, że pandemii i wirusa SARS-CoV-2 nie ma, a wszystko jest jednym wielkim spiskiem, z drugiej domagają się wprowadzenia stanu wyjątkowego ze względu na pandemię. Trudno nadążyć za tokiem ich rozumowania, a to, co mówią, byłoby nawet śmieszne, gdyby nie szkody, które wyrządzają mówieniem bzdur. Ich zachowanie prowadzi do destrukcji i do zachęcania młodych ludzi do ulicznych protestów.

Tak naprawdę Grzegorz Braun czy Robert Winnicki niewiele się różnią od Marty Lempart czy Klementyny Suchanow. Wprawdzie panowie z Konfederacji nie przeklinają publicznie i nie każą nikomu „w...ć”, ale tak samo jak panie ze Strajku Kobiet manipulują swoimi wyborcami i zwolennikami, zagrzewając ich do wyjścia na ulicę. Tak jak Lempart i Suchanow demolują umysły swoich zwolenników, zabierając im wrażliwość i empatię, tak politycy Konfederacji niszczą wrażliwość swoich. Klasycznym przykładem jest Grzegorz Braun, który w swoich figurach retorycznych dokonuje prawdziwej ekwilibrystyki, mówiąc, że stan wojenny „miał w sobie prostoduszność”, natomiast obecnie mamy „stan wojenny na raty”. A przypomnijmy, że politycy Konfederacji chcieli wprowadzenia stanu klęski żywiołowej i przesunięcia wyborów na jesień. 

Ich zdaniem to, co robi polski rząd, wprowadzając kolejne ograniczenia, jest łamaniem wolności, ponieważ jest „fałszywa pandemia”. Zachorowania znanych osób na COVID-19, w tym ich posła Artura Dziambora, według zwolenników Konfederacji nie są żadnym dowodem na istnienie pandemii. Nie przemawiają do nich racjonalne argumenty, podobnie jak do ludzi, którzy twierdzą, że ziemia jest płaska. 


Dziennikarka, pisarka ( "Resortowe dzieci" i nie tylko), scenarzystka, reżyser

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo