Żona ambasadora Żona ambasadora
41
BLOG

Miasto chaosu

Żona ambasadora Żona ambasadora Polityka Obserwuj notkę 25

Przed wojną Warszawa zachwycała swoim pięknem. Wkraczając do miasta, Hitler podobno zrezygnował z tryumfalnej parady swoich wojsk, bo przytłoczyła go poziomem rozwoju. Tego się tu nie spodziewał. A teraz mamy bardziej Mińsk niż Paryż. Miasto chaosu, który nawet Pani prezydent Waltz reklamuje jako atrakcję stolicy w jednym z anglojęzycznych wydawnictw promocyjnych. Bo co jej pozostało?

Zbiera mi się na płacz, gdy widzę ujęcia z jeszcze-żywymi powstańcami, ale jeszcze bardziej – gdy widzę migawki pięknej Warszawy, której już nie ma.

Emocje emocjami, ale nasuwa się parę wątpliwości. Znakomita większość (90%?) Warszawiaków zabitych w Powstaniu to cywile – czy ktoś ich spytał, czy chcą umierać za Polskę, za Warszawę, za Sprawę? Bo garstka zapaleńców miała dość upokorzeń, bo wojna jest nieludzka, a upał w mieście trudno znieść... Bo Polacy są emocjonalni.

Patrząc pragmatycznie, ten wdeptany w ziemię „kwiat młodzieży polskiej” z pewnością lepiej przysłużyłby się ojczyznie pracując na jej rzecz przez kilkadziesiąt kolejnych lat, niż popełniając zbiorowe samobójstwo (tzw. godna śmierć), co właśnie de facto się stało.

Patrząc pragmatycznie. Ale my Polacy wolimy żyć w świecie iluzji, w krainie pięknych słów i wzniosłych idei, z których kompletnie nic nie wynika. Nic dobrego. A na wycieczki jeździć do Pragi. Nie widzimy też nic niestosownego w tym, że z jednej strony podtrzymujemy mit Powstania, a z drugiej narzekamy, jaka to Warszawa jest teraz brzydka.

Ta ekscytacja i emfaza, pławienie się w emocjach, bezrefleksyjnie i tępo, jest takie głupie. I takie polskie. Tylko patrzeć, jak młodych ludzi, którzy przychodzą na uroczystości obchodów Powstania, media ochrzczą „Pokoleniem PW”... I równie trafne to będzie, jak określenie „Pokolenie JPII”.

Przesada, egzaltacja, jednoznaczne sądy, przekonanie, że wiem najlepiej. No cóż, taka jest młodość. I tacy byli Oni w 1944, więc chyba powinniśmy wybaczyć im ten błąd młodości. Błąd, którego nie mogli już naprawić. Jednak wśród polityków średnia wieku przekroczyła już chyba 25 lat, ale śladów wyważenia i uczciwej, pozbawionej emocji analizy nie widać.

 

Nie brałam udziału w żadnych obchodach rocznicy wybuchu Powstania, i trochę miałam do siebie o to żal. Ale chyba niesłusznie, bo rządzą tam właśnie te tanie emocje, pozbawione zadumy i głębszej refleksji. A po co czcić klęskę, po co czcić może nie głupotę, ale bezsilność, która pchnęła Warszawiaków do rozpętania powstania skazanego na niepowodzenie? Oczywiście, w obchodach chodzi raczej o to, by uhonorować tych ludzi, którzy zginęli, i z pewnością nad ich cierpieniem należy się pochylić. Ale to nie są bohaterowie, to są ofiary wojny, które wybrały inną (lepszą?) śmierć. Oddając im cześć jak bohaterom i robiąc wokół tego taki szum, umacniamy tylko mit Polaka Cierpiącego za Miliony. A prawda jest taka, że jesteśmy Cierpiętnikami z Wyboru. Po co czcić porażkę? Lepiej żyć. A dlaczego w mediach bez większego echa przechodzą rocznice np. Wiktorii Wiedeńskiej? Austriacy o naszym zwycięstwie na pewno światu nie będą przypominać, musimy zrobić to sami. A ten sukces był jednak trochę większy niż przegrane powstanie i stolica zrównana z ziemią. Podobno pod Wiedniem uratowaliśmy cywilizację zachodnią przed unicestwieniem. A o tym, że jesteśmy niepokorni, i że w każdej sytuacji lubimy się postawić, nie trzeba już więcej przypominać – dowodów na to mamy aż nadto do dziś. Ale tego, że zrobiliśmy coś konstruktywnego i doprowadziliśmy sprawę do końca, jakoś nie czcimy. Widać te wartości nie są zbyt cenione w naszej kulturze. Widać nie lubimy wygrywać, a sukces mniej dla nas znaczy niż zbiorowe uniesienie.

Ten polski "romantyzm" wcale mi się nie podoba. Ale i ja poddaję się emocjom. Bo jednak tak bardzo żal tego zmarnowanego pokolenia, zmarnowanych szans, utraconego miasta. Gdyby nie Powstanie, może nie byłoby w Warszawie tylu obskurnych targów i kramów, a Krakusi nie mówiliby o stolicy per „Azja”. Być może jadąc podmiejską kolejką WKD nie musiałabym oglądać jej pijanych pracowników, którzy 80-lecie istnienia firmy oblewali wódką. Kto inny by tam pracował, ktoś o innym etosie pracy i o innej uczciwości.
No właśnie. Duchy powstania dotkliwie dotykają Warszawiaków na każdym kroku, nie tylko w czasie rocznicowych obchodów. Widząc brzydotę, chaos, brak wyrazu i zakorzenienia, ta rana się otwiera i bardzo boli.

Z drugiej strony, gdyby nie nieprzejednanie ofiar Powstania, być może dziś „azjatyckie” budy i kramy z mydłem i powidłem i tak by stały, tylko zamiast McDonalda mielibyśmy sieć rosyjskich fast-foodów Kartoszka.

A na koniec mój ulubiony cytat z Baczyńskiego (który jak wiadomo zginął w pierwszych dniach Powstania):


(B)o to była życia nieśmiałość,

a odwaga – gdy śmiercią niosło.

Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało

wielkie sprawy głupią miłością.”


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka