Powściągliwy Dynamitard Powściągliwy Dynamitard
2804
BLOG

Czy lepiej umrzeć na bezrobociu czy na koronawirusa?

Powściągliwy Dynamitard Powściągliwy Dynamitard Ekonomia Obserwuj temat Obserwuj notkę 173

Jest takie przysłowie, że “od smrodu jeszcze nikt nie umarł, a z zimna cała armia Napoleona/od przeziębienia wielu”. Wszyscy twardo walczymy z koronawirusem oglądając netflixa i telewizje a troszczący sią o wszystko rząd planuje wydrukować 100mld zł na pożyczki płynnościowe dla firm. Leszek Balcerowicz i jego akolici są bardzo niezadowoleni z takiego nieortodoksyjnego obrotu sprawy i rwą włosy z głowy.


Ale co to wszystko da? Postawmy sprawę jasno - dopóki nie będzie leku/szczepionki na koronawirusa, dopóty jedyne co możemy zrobić to ograniczać liczbę zachorowań przez kwarantanny, maseczki i siedzenie w domu. Tylko ile można siedzieć w domu, zwłaszcza na wiosnę?


Z z różnych źródeł wiemy, że istnieje zależność pomiędzy poziomem bezrobocia, a wskaźnikiem śmiertelności. To znaczy, im wyższe i dłużej utrzymujące się bezrobocie, tym większa śmiertelność. Mądrzy ludzie piszący poważne artykuły naukowe mówią, że na bezrobociu lepiej nie być, bo wtedy śmiertelność jest 2,5 razy wyższa. Albo, jeśli ufać filmowi Big Short - że każdy punkt procentowy bezrobocia to dodatkowe 5 tys. śmierci rocznie. 


Krakowskim targiem przyjmijmy, że bezrobocie 20% to dodatkowo 4 tysiące śmierci miesięcznie - podczas gdy koronawirus zmorzył 315 osób przez ostatnie dwa-trzy miesiące. Oczywiście to wszystko są nieporównywalne procesy bo zupełnie niekontrolowany wzrost zachorowań może powodować nawet 350 tys. ofiar koronowirusa rocznie. To dużo, ale skądinąd wiemy że samo izolowanie emerytów, maseczki w miejscach publicznych, masowe testy etc. mogą zbić liczbę koronawirusowych zgonów nawet dziesięciokrotnie.


Poza tym nie sam wirus zabija, bo zwiększa też liczbę ofiar przemocy domowej, szansę na depresję i inne cywilizacyjne choroby spowodowane siedzeniem w domu i robieniem wycieczek tylko do lodówki. Ale lockdown też zmniejsza smog, liczbę wypadków oraz pozadomowych przestępstw z użyciem przemocy. Słowem - to skomplikowane, czy jak kto woli: na dwoje babka wróżyła. 


Po co nam lockdown?


Znowu, postawię sprawę jasno: lockdown nie jest celem samym w sobie, służy po to by kupić nam czas. Potrzeba około minimum roku, by wynaleźć szczepionkę. Na tak długo gospodarki zatrzymać nie sposób. Ten czas lockdown w Polsce był po to, żeby przeorganizować służbę zdrowia by łatwiej poradziła sobie z górką zachorowań i nie była głównym miejscem infekcji (tak, większość infekcji koronawirusem jest obecnie w zakładach opieki zdrowotnej, z resztą nie tylko u nas - praktycznie wszędzie na świecie). Bo przy sprawnej służbie zdrowia koronawirus to tylko ciężka grypa, przy niesprawnej to rzeczywiście masowa zaraza cofająca nas do początku XIXw i scen znanych z Janka Muzykanta.


W USA biznes samochodowych z Detroit obiecał wyprodukować dodatkowe 100tyś respiratorów do czerwca. A my co?


Szpitale i powierzchnie szpitalne się znajdą (np. puste szkoły) - brakuje sprzętu a przede wszystkim kadr, bo jak wiemy szpitale to źródło zarazy i przechoruje to pewnie 30%-50% personelu medycznego, więc muszą być wykluczeni z systemu żeby nie potęgować problemu. 


Polska zareagowała bardzo szybko w porównaniu z innymi państwami Europy ale żeby zdusić epidemię i wyplenić wirusa to i tak dwa miesiące za późno [Tajwan wprowadził kontrolę temperatury na lotniskach i zawiesił połączenia z Wuhan pierwszego stycznia. Wiedzą co robią, Tajwan mocno odczuł skutki epidemii SARS jakiś czas temu]. Teraz pozostaje nam zastanowić się jak żyć z tym wirusem by nie przeciążyć służby zdrowia (bo nie chcemy masowych grobów) ani też nie rozwalić zupełnie procesów gospodarczych. Bo jak zabraknie jedzenia, prądu, wody czy nawet błahego internetu to może się przez weekend okazać że “władza warszawska” kontroluje obszar od Dworca Centralnego do Mostu Gdańskiego. A własność to synonim tego co można schować za pazuchę.


Lockdown na szczęście nie jest u nas bezrefleksyjnym kultem cargo (siedzimy w domach bo inni też siedzą) i próbujemy uczyć się na cudzych błędach i próbować wdrażać sprawdzone rozwiązania z krajów które poradziły sobie z epidemią SARS. Tyle że nie będzie to, aż takie łatwe bo nie jesteśmy Koreą (> 80% ludzi w miastach), nie mamy też takiego wysycenia starszej populacji smartfonami by wdrożyć pełny monitoring poruszania się, nie mamy też wielkich producentów które mogłyby wytworzyć tyle niezbędnych gadżetów służących tej inwigilacji. 


A więc wojna!


Nasza mobilizacja społeczna do walki z koronawirusem bardzo przypomina tą wojenną. Przy czym podczas II Wojny Światowej państwa przez które nie przetaczał się front wte i wewte nie zamiast przygotowywać akcję “Burza” w lasach przedstawiały swój przemysł na produkcję wojenną. Więc skoro jesteśmy na wojnie z wirusem, mamy wielki krach gospodarczy, wszyscy wolimy dziś Keynesa od Balcerowicza to czemu nie powtórzyć tamtych wzorców?


Potrzebujemy otworzyć gospodarkę. To zwiększy zachorowania, więc by nie zwiększyć drastycznie śmiertelności (utrzymywać ją na poziomie 3-5 tys. miesięcznie, co w przeciągu roku może być niedostrzegalnym wzrostem) musimy mieć większą “pojemność” służby zdrowia. Zarówno w sprzęcie jak i w “sile żywej”.

Na prawdziwej wojnie na pewno dałoby się przeprowadzić następujące zabiegi bez oglądania się na to co jest politycznie możliwe:

1. Zmobilizowanie wszystkich młodych (od liceum w górę) którzy są obecnie na postojowym/poza szkołą - słowem są zdrowi i zajmują się bumelanctwem. 

2. “Halinka sanitariuszka, ech gitara-dziewuszka”. Choć wbrew stereotypom takie pielęgniarstwo z poboru to powinny być zarówno dziewczyny (by ogarniały) oraz chłopaki (bo jest tam sporo pracy fizycznej i przewracania pacjentów z boku na bok). Jedna prawdziwa pielęgniarka na 2-3 młode żeby im pokazywała palcem co mają robić a sama nie mdlała z przemęczenia. Średni wiek pielęgniarki w Polsce to 52 lata więc z koronawirusem muszą uważać. Młodzi może nie są nieśmiertelni ale na akurat uważają inaczej i w tym wypadku nie trzeba ich z błędu wyprowadzać (a i koronawirus obchodzi się z nimi trochę łagodniej).

3. Ten sam problem jest z lekarzami - wszyscy studenci medycyny po pierwszym roku powinni trafić do szpitali i w zależności od przerobionego materiału odciążyć system. W szczególności wypełniać wszystkie obowiązki biurokratyczne, karty pacjentów etc. które dziś często zajmują lekarzowi więcej niż połowę czasu pracy.

4. Reszta nadmiarowej siły roboczej powinna zajmować się obsługą logistyczną tego przedsięwzięcia. Bo oczywiście by nie szerzyć zarazy oni wszyscy albo muszą mieszkać samodzielnie albo być skoszarowani w niewielkich “kibucach” na dwu-czterotygodniowe rotacje. Dwa tygodnie kwarantanny. Dwa tygodnie w domu i powrót do szpitala.

5. Ze sprzętem jest łatwiej, bo już rządowi udało się zmobilizować szwalnie do maseczek. Więcej tlenu w butlach, a nawet bieda-respiratorów jednorazowych z drukarek 3D - nie każdy chory potrzebuje ECMO.

I wtedy rzeczywiście rano będzie można zobaczyć ludzi którzy “tramwajem jadę na wojne [..] z pierwszoczerwcowym potem na skroni [..] biało czerwona opaska na ramię [...] ja nie pękam idę w śmierć od tak, na krótką koszulę”

Tak samo zrobiły wszystkie poważne państwa (UK, USA, ZSRR, III Rzesza i Japonia) podczas wojny światowej. To że 3 (w sumie to 5) miesięcy po wybuchu pandemii na świecie ciągle brakuje maseczek to jest totalna farsa. Przecież jakby dzisiejszą Unię zaatakowała horda mongolska z łukami to musielibyśmy się poddać. A Tuchaczewski to nawet by sobie butów nie pobrudził podczas całej miesięcznej kampanii od Wilna po Lizbonę. A nam się marzy nakładanie podatków na Amazona który “w niebo śle rakiety” (dalekiego zasięgu - Blue Origin).


No i proszę bardzo - chcieliśmy w duchu Keynesa pobudzić gospodarkę, to plan w pięciu punktach powyżej. 


PS. Pozdrawiam Leszka Balcerowicza.


Any writard who writes dynamitard shall find in me a never-resting fightard

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka