Powściągliwy Dynamitard Powściągliwy Dynamitard
3448
BLOG

Czy Trump był pisowcem?

Powściągliwy Dynamitard Powściągliwy Dynamitard USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 96

Polska prawica płacze po Trumpie i cierpi jakby to im osobiście zabierali prezydenckie apanaże, a nie Donaldowi Trumpowi. Oczywiście sporo ludzi w Polsce, zwłaszcza związanych z prawicą, wiele sobie obiecywało po Trumpie i USA, a i PiS wiele w relację prezydentem Trumpem zainwestował. Jednak na złość Kaczyńskiemu Republikanie przegrali wybory i stracili nie tylko władzę wykonawczą, ale przede wszystkim ustawodawczą.

Trump żadną prawicą, ani w sensie PiSowskim ani amerykańskim, nigdy nie był. On jest raczej stereotypowym amerykańskim con artist. Jeśli ktoś nie rozumie amerykańskiej kultury numerów to niech przypomni sobie film “Żądło” czy “Złap mnie jeśli potrafisz”. Przy czym nie jest tak, że Donald Trump jest oszustem, tylko po prostu dorobił się jako biznesowy cwaniak. Przy czym amerykański cwaniak w polityce to nie nasz bajerant Nikodem Dyzma, a bardziej bohater “Wielkiego Szu”, gdzie jeden kanciarz wrabia drugiego kanciarza trzecim kanciarzem. Gra w pewnym sensie sprawiedliwa, bo wszyscy świadomie wchodzili do szulerni i z kartami w rękawie - obaj kantowali, wygrał lepszy.

Trzeba oddać Trumpowi sprawiedliwość, że robił miłe gesty wobec Polaków (przemówienia, wizy) i nawet jeśli robił to po to, by nam sprzedać gaz i bazę wojskową, to zadziałało: wypisz wymaluj sprzedawca niebitych audi TT którymi Niemiec-emeryt jeździł tylko do kościoła. Prawdą też jest, że Trump swoją doskonałą intuicją psychologiczną dobrze obstawił nisze w elektoracie USA i przebił niemoc Republikanów w walce z demokratami: zmobilizował antysystemowców, proliferów (tradycyjnie republikańskich), ale dołożył do tego białych spauperyzowanych robotników (tradycyjnie demokratycznych). Nie zmienia to faktu, że w kategoriach etycznych można o nim mówić co najwyżej jako o katechonie a nie o mesjaszu. Nie był dobrym sam z siebie mitycznym obrońcą uciśnionych, po prostu dla własnego interesu akurat reprezentował naszych (w prawicowym rozumieniu) przeciwko “siłom ciemności”. Trump to nie jest ktoś kto porwał się z motyką na słońce, nie jest kamieniem rzuconym na szaniec, on nie jest z tych co na stos rzucił swój życia los.. prędzej jest tym kapitalistą co sprzedaje bolszewikom sznur na którym go będą chcieli wieszać. Trafił nam się taki prezydent USA i trzeba było rozegrać to jak najlepiej.

Dlatego trochę nie rozumiem - skąd mamy na polskiej prawicy taki kult Trumpa? I tak przeżywamy jego realną klęskę jakbyśmy to co najmniej my sami odnosili tu moralne zwycięstwo z serii Gloria Victis. Zgaduję, że chodzi tu o niezrozumienie amerykańskiego podziału politycznego i polityki wewnętrznej - co nie najlepiej świadczy o naszych prawicowych elitach. Gdzie mylimy się co do realiów Ameryki?

Po pierwsze analogia PiS-Republikanie jest kompletnie chybiona. Bo choć dziś to mocno różnorodny konglomerat: od anarchokapitalistów z Tea Party (Korwin/Kukiz); przez lokalnych kacyków z interioru (PSL, Stokłosa); dużo wielkich pieniędzy i interesów od starego przemysłu ciężkiego (WSI, PO) i wszystko zaprawione trochę rasizmem a trochę konserwatyzmem baptystów z Południa (Ziobro). Coś zupełnie innego, niż wodzowski, trochę powiatowy, socjalny PiS, kierujący ideą wyrównywania szans tych, którzy nie załapali się na frukta prywatyzacji. Partia Kaczyńskiego kompletnie nie przystaje do amerykańskich realiów. Republikanie chcą by było po staremu, a nie by pokrzywdzonym zafundować sprawiedliwość (społeczną).

Po drugie, sama Partia Republikańska to nie są ludzie co wywodzą się z miasteczek powiatowych (Szydło, Obajtek) i chcą reprezentować “zwykłych ludzi” przeciwko “oderwanej od rzeczywistości warszafce”, Republikanie są warszawką, to coraz częściej partia najbogatszego 1%, obsługująca interesy wielkich firm i bogatych ludzi. Ich celem nie jest rewolucja i zmiana niesprawiedliwego dla prostych ludzi porządku społecznego, ani nawet uproszczenie szalenie skomplikowanego systemu podatkowego USA, ale raczej maksymalne spowolnienie zmian i reform, ochrona najbogatszych i wciskanie kolejnych furtek dla lobbystów. PiS ze swoimi postulatami i podejściem załapał by się prędzej na prawe skrzydło Partii Demokratycznej, tam gdzie zresztą często w amerykańskiej politologii lokuje się katolików kierujących się katolicką nauką społeczną. Owszem dziś kwestie LGBT wywołują tarcia w tym segmencie elektoratu, ale jeszcze dwie dekady temu tak nie było. 

Zatem ani Trump pisowcem nie był, a jakby się nad tym zastanowić, to i PiS do partii republikańskiej średnio pasuje. 

Na marginesie warto też dodać, że większość podnoszonych przez Demokratów problemów społecznych w Stanach jest jak najbardziej realnych, tyle że amerykańskie “ofiary transformacji ustrojowej” to w równym stopniu czarnoskórzy jaki biali byli pracownicy upadłego przemysłu Środkowego Zachodu/Pasa Rdzy. Pomińmy nawet kwestię opieki zdrowotnej; masowej bezdomności; brutalności policji; dysfunkcyjnego, zrejonizowanego szkolnictwa które cementuje podziały społeczne; rozrośniętych asfaltowych wygwizdowów bez infrastruktury zwanych miastami…. Wspomnijmy tylko kwestię strzelanin: Z jednej strony mamy rosnącą przestępczość w upadłych miastach, a z drugiej strony problem z opieką psychiatryczną (rozmontowaną przez administrację Reagana) i ogólnego désintéressement na prywatne sprawy sąsiada (wolność Tomku w swoim domku). Stąd zaburzone, odrzucone przez społeczeństwo osoby albo wpadają w szpony gangów, albo spokojnie hodują swoje fobie i obsesje w czym wydatnie pomaga internet, by potem jak już przekroczy się poziom krytyczny rozstrzeliwać dziewczyny z liceum (bo nie chciały chodzić na randki) albo widzów w kinie (bo myśli że jest Batmanem/Jokerem). Z resztą lewica nie jest tu bez winy, bo jej cancel culture idzie dokładnie w tym samym kierunku: wykluczyć outsiderów z debaty publicznej by jeszcze bardziej kisili się we własnym sobie i nakręcali swe szaleństwa. [[[tekst ma kontynuacje na następnej stronie]]]

Więc na prawicy rwiemy sobie włosy z głowy jak Trump został oszukany, jakim Pence jest Brutusem i jak policja brutalnie traktowała zdobywających Capitol (nonsens), choć przecież była to lewicowa prowokacja (jak komuś się te dwa zdania nie sumują to znaczy, że ma resztki oleju w głowie). Że wybory zostały SFAŁSZOWANE i ukradziono Trumpowi zwycięstwo. Co jest oczywistym nonsensem, bo to nie Trumpowi ukradziono zwycięstwo, a Trump ukradł postulaty różnych amerykańskich środowisk kontestujących status quo i je ordynarnie skompromitował nie zmieniając praktycznie nic. Nawet nie próbował uzdrowić debaty publicznej przez demonopolizację przestrzeni cyfrowej, a przecież na pieńku z Twitterem i Facebookiem miał jeszcze zanim został prezydentem. Z haseł racjonalizacji i kontroli emigracji został mur i rasizm. Z kwestii walki z Chinami zostały buńczuczne hasła o tym jak covidu nie ma. W ramach przybliżenia Ameryki Amerykanom zostały obniżone podatki dla najbogatszych. Wszystko na szybko, nawet z dobrymi intencjami, ale bez ładu i składu. Nie ma się co dziwić, wszak Trump nigdy nie budował jakieś trwałej korporacji czy frakcji partyjnej - grał od okazji do okazji.

Niezborność jego frakcji widać w cyrku wyborczym - w Polsce, gdy PSL po raz kolejny namieszał w wyborach lokalnych (2014), to Józef Orzeł z Klubu Ronina z błogosławieństwem (ale bez realnej pomocy) wierchuszki PiSu stworzył Ruch Kontroli Wyborów po to by wszystkie komisje wyborcze, w których działy się cuda nad urną miały obserwatorów z PiS. A w Stanach Republikanie od lat nie godzą się na racjonalizację procesu wyborczego (jak choćby powszechny dowód tożsamości ze zdjęciem), bo wtedy ułatwiłoby by to głosowanie i rejestrację czarnoskórym wyborcom Demokratów i Republikanie przegrywaliby jeszcze bardziej. W USA, tak samo jak w UK, po prostu przychodzi się do komisji i mówi “Jestem John Doe z 123 Michigan Ave” i jeśli ktoś taki jest tam zarejestrowany, to wydają ci kartę i się głosuje. Żadnej kontroli, no ale kontrola wymagałaby dowodu osobistego i przypisana człowiekowi numeru (PESEL), a to już jest faszyzm dla prawicowej frakcji Republikanów. Tak samo gdyby reforma systemu głosów elektorskich, które sprawiają że liczą się tylko “kluczowe stany” i bicie się tam o włos jest prawicy nie na rękę. Bo dzięki obecnemu systemowi Trump w 2016 wygrał, choć to na Clinton padło o 3mln głosów więcej. Albo sławny gerrymandering czyli przycinanie okręgów wyborczych (przez obie partie) tak by spychać wszystkich konkurentów do jednego okręgu, a dla siebie mieć kilka z niewielką przewagą. I to się dzieje w Stanach od dekad jeśli nie stuleci. I co? I nic. Jest to na rękę zarówno establishmentowi (obu partii, ale Republikanom bardziej) jak i białej spauperyzowanej klasie średniej, która może w ten sposób spychać głos mniejszości etnicznych na margines.

Tak więc w Polsce na prawicy ewidentnie kochamy Trumpa miłością namiętną i żarliwą acz bezrozumną (życzliwie: platońską). Bo tak bardzo chcemy widzieć w nim tego, który wreszcie pogoni całe światowe lewactwo, że nie dostrzegamy, iż ani on nie jest do tego zdolny, ani to nie jest jego celem, ani - co najważniejsze - z perspektywy amerykańskiej prawicy, nie reprezentujemy (Polska) sobą tego “kraju lat dziecinnych” czyli bezwzględnej dominacji kapitalizmu i białej protestanckiej większości, do którego to odwołują się republikańscy konserwatyści. I przez to symbolem stosunków Trump-Polska będą zniesione wizy przy zamkniętych granicach. Mam tylko nadzieję, że uda się naszym politykom wznieść ponad emocje i dalej podnosić wspólne interesy Polski i USA w Waszyngtonie: gaz z Ameryki jako alternatywa dla rosyjskiego; obecność wojskowa; osłabienie Rosji czy balansowanie brukselskiej wszechwładzy Niemiec. Bo wbrew internetowym przepowiedniom o Wielkim Resecie i nowej wojnie secesyjnej, to w Białym Domu zasiądzie Joe Biden. Im szybciej przejdziemy nad tym do porządku dziennego tym dla wszystkich będzie lepiej. 





Any writard who writes dynamitard shall find in me a never-resting fightard

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka