Po awanturach w Poznaniu, przyszła kolej na Łódź. W sprawie dalszego losu eksmitowanych, nie płacących czynszu lokatorów wypowiadają się politycy, eksperci, czytelnicy, podatnicy i organizacje społeczne. W wypowiedziach dominują dwa podejścia: jedni podkreślają kiepską kondycję biednych ludzi, którzy nie z własnej winy popadli w tarapaty, inni oburzają się na cwaniaków, którzy żyją na cudzy koszt. Prawd jest tyle, ile ludzkich losów. Z całą pewnością nie da się tych spraw załatwić za pomocą "polityki mieszkaniowej" - jak chcą władze Łodzi. Potrzebna jest raczej polityka społeczna, w której mieszkania socjalne są tylko jednym z elementów, a kontenery tylko straszakiem w wyjątkowych sytuacjach. Kontenery nie przyniosą rozwiązania żadnego problemu z obszaru patologii i ubóstwa.
W związku ze sprawą "kontenerową" chcę jednak zwrócić uwagę na inny problem. W Poznaniu zaległości czynszowe są rzędu 10 milionów złotych, w Łodzi - to kwota ponad 250 milionów! W kampanii wyborczej to zestawienie można by sprowadzić do trywialnego wniosku: Poznań ma po prostu lepszego gospodarza niż Łódź. Byłoby to jednak krzywdzące i niesprawiedliwe.
W Poznaniu - zaległości czynszowe to na pewno problem, z którym się trzeba uporać za pomocą różnych instrumentów i polityk. Ta skala zaległości, choć niemała, nie zagraża egzystencji miasta. Podobnie jak kilkuprocentowe bezrobocie jest naturalnym elementem każdej gospodarki rynkowej. To, co dotyczy Łodzi, ma wymiar katastrofy strukturalnej. Łódź się zapada! W śródmieściu co drugi lokator nie płaci czynszu i w tych okolicznościach nie ma większego znaczenia, czy niepłacenie wynika z cwaniactwa czy z biedy
Na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku w Łodzi nastąpiło tąpnięcie. Transformacja gospodarcza zbiegła się z upadkiem Związku Sowieckiego co oznaczało utratę głównego odbiorcy wyrobów łódzkiego przemysłu. W ciągu roku do pomocy społecznej zgłosiło się ponad 90 tysięcy rodzin. Pojawił się po raz pierwszy termin "strukturalne bezrobocie". Po tych czasach pozostała nam w Łodzi "strukturalna bieda". W cywilizowanych krajach problemy strukturalne rozwiązuje się za pomocą specjalnych instrumentów finansowych i programów rządowych. Pomoc państwa i programy osłonowe objęły w Polsce stoczniowców i górników. Chłopi doczekali się powszechnych dopłat z Unii Europejskiej. A łódzkie prządki - poszły na bezrobocie.
Pora zacząć zadawać pytania o program dla Łodzi. Tak jakoś bywa, że premierzy ze Śląska zadbali o górników, a premierzy z Łodzi pewnie bali się posądzenia o nepotyzm. Jedno jest pewne - premierzy z Warszawy nawet nie zauważyli problemu, zgodnie z regułą, że "najciemniej jest pod latarnią".
Komentarze