Empereur Empereur
611
BLOG

Lewicowy gwałt na prawie

Empereur Empereur Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 23

Ruchy feministyczne w Polsce i na świecie od wielu lat specjalizują się w wyolbrzymianiu zjawiska tzw. przemocy seksualnej wobec kobiet ponad racjonalne proporcje. "Wyolbrzymieniu" bynajmniej nie dlatego, że zjawisko takie nie istnieje, lecz z tego że w propagandzie feministycznej zostało do absurdu zmitologizowane i otoczone dogmatami, które są na tyle nieweryfikowalne, że dla intelektualnej uczciwości należałoby je uznać za zupełnie nieprawdopodobne. Takim jest chociażby powtarzane od jakiegoś czasu twierdzenie, że "około 90% kobiet w Polsce doznało przemocy seksualnej", które jest po prostu rezultatem manipulacji definicjami i uznaniem za "przemoc seksualną" zjawisk, które żadną "przemocą" nie są (w tym na przykład  opowiadanie dowcipów o seksie). Co już taką statystykę zwyczajnie zafałszowaną, nawet bez brania poprawki na prawdopodobieństwo, że była kreowana pod określoną tezę.

W ten chór wpisuje się wniesiony do Sejmu przez Lewicę projekt ustawy, którego celem jest zmiana zawartej w kodeksie karnym definicji gwałtu, poprzez jej rozszerzenie na "doprowadzenie innej osoby do obcowania płciowego bez wcześniejszego wyrażenia przez tę osobę wyraźnej zgody". W pierwszej kolejności, pomijając nawet niebezpieczeństwo otwarcia tej definicji "gwałtu" na ewidentne nadużycia, nie sposób nie zauważyć, że jest po prostu zupełnie oderwana od rzeczywistości. Trudno oprzeć się złośliwemu argumentowi, że taką definicję mógł wymyślić tylko ktoś, kto w życiu z seksem nie miał do czynienia. Gdyby bowiem miał, to wiedziałby, że podczas aktywności seksualnych partnerzy w zdecydowanej większości przypadków nie wyrażają żadnych zgód i wynika to po prostu z natury takich aktywności. Seks jest bowiem aktywnością fizyczną, w której dominującą rolę odgrywa mowa ciała, gesty i ruchy, a czynniki werbalne które w niej występują, nie polegają bynajmniej na składaniu drugiej stronie oświadczeń woli.  

Z powyższej przyczyny można też jedynie wyśmiać, jako zwyczajnie infantylne i niedojrzałe, wywody jednej z sygnatariuszek projektu (Gazeta.pl, 29.01.2021 r.), pani poseł Anity Kucharskiej-Dziedzic (Lewica), która mówi tak: "Spotykamy się z pytaniami, czy to oznacza, że mężczyzna będzie musiał pytać kobietę, czy może z nią mieć seks, czy ma ona na seks ochotę? A to mówi nam dużo o kulturze seksualnej pewnej części społeczeństwa". Być może jakaś część społeczeństwa lubi do swojego życia seksualnego wprowadzać prawnicze formalizmy, takie jak wyrażanie zgód i oświadczeń w ramach gry wstępnej. Szanując prawa mniejszości  do ekspresji ich upodobań, jakkolwiek pokręcone by nie były, nie można jednak pozwolić, by zmuszały one resztę społeczeństwa do dostosowania się do ich preferencji. Trzeba przyznać, że jak dotąd nawet ruch LGBT nie wprowadził postulatu, by wszystkich uczynić gejami. 

Pani poseł przywołuje również, uwielbione przez feministki, słowa Janusza Korwin-Mikkego o tym, że kobietę "zawsze się trochę gwałci". Jakkolwiek sformułowanie, którego użył JKM było ewidentnie prowokacyjne, to jego wywrócenie jako obrazu "kultury gwałtu" przez feministki potwierdza tylko fakt, że o seksie zbyt wiele one nie wiedzą. Nie tylko bowiem u ludzi, ale również u zwierząt, rzeczą naturalną i powszechną jest to, że samiec "zdobywa" samicę, przełamując jej "opór", co w rzeczywistości stanowi rodzaj gry wstępnej. 

"W Polsce zgłasza się co dziesiąty gwałt", alarmuje pani poseł. Podkreślić wypada, że już od dłuższego czasu zgwałcenie jest w Polsce przestępstwem ściganym z urzędu, a  niezawiadomienie o nim organów ścigania pomimo posiadania o nim wiedzy, jest również przestępstwem, zagrożonym karą pozbawienia wolności do lat trzech. Skoro pani poseł twierdzi, że "w Polsce zgłasza się co dziesiąty gwałt", to należy postawić pytanie, skąd wie o pozostałych dziewięciu. Jeżeli taką wiedzę posiada, to dlaczego nie zawiadomiła o tym właściwych organów - tym ostatnim organy te zresztą same być może powinny się zainteresować z wyżej wymienionego względu. Jest to tzw. argument z "ciemnej liczby", będącej czystej wody sofizmatem, argumentem zupełnie nieuczciwym i merytorycznie bezwartościowym.

Powyższe jest jednak niczym w porównaniu z przytoczonym argumentem niejakiej pani Danuty Wawrowskiej, będącej - o ironio - adwokatem. Pani ta również popiera ww. projekt i twierdzi, że: "W propozycji nowelizacji nie ma domniemania zgody i kobieta czy mężczyzna nie muszą udowodnić, że nie chcieli stosunku". Wtóruje jej w tym pani poseł, narzekając na to, że obecnie to: "To na pokrzywdzonych spoczywa bowiem obowiązek udowodnienia, że zostały zgwałcone". Podobne wywody czytamy w uzasadnieniu projektu ustawy: "Często ofiary muszą udowodnić, że czynność seksualną odbyły pod wpływem przemocy, groźby lub podstępu, że stawiały opór i wyraźnie artykułowały swój sprzeciw (...) Dzięki niej polskie prawo będzie skuteczniej karało gwałcicieli, którzy dotąd pozostawali bezkarni, bo ich ofiary nie mogły udowodnić, że użyto wobec nich przemocy."

W cywilizowanym, sprawiedliwym procesie karnym rzeczą oczywistą i świętą jest domniemanie niewinności, które oznacza właśnie to, że oskarżonemu o popełnienie przestępstwa trzeba udowodnić, że je popełnił. Powyższe wywody proponentek zmian ewidentnie zmierzają do zanegowania tej zasady. Wszak jeżeli przesłanką uznania czynu za zgwałcenie ma być "niewyrażenie zgody" i jednocześnie nie trzeba będzie udowadniać, że zgody nie było, jest to ewidentnie równoznaczne ze wprowadzeniem domniemania winy. Trzeba przyznać Zbigniewowi Z. i jego sitwie, że jakkolwiek odlegli by nie byli od poszanowania standardów cywilizowanego procesu, to tak daleko jak panie z lewicy się jednak (jeszcze) nie posunęli. 

Oczywiście, należy na to wziąć pewną poprawkę, gdyż panie aktywistki mocno nadinterpretują własny projekt. Zawiera on bowiem wyłącznie zmiany art. 197 kodeksu karnego, natomiast nie wprowadza żadnych zmian do przepisów procedury karnej, co oznacza że domniemanie niewinności jak najbardziej będzie miało zastosowanie. Oskarżonemu o gwałt będzie zatem trzeba, zgodnie z ogólnymi regułami, udowodnić wypełnienie wszystkich znamion przestępstwa, w tym "brak zgody" jego mniemanej ofiary. Inaczej zatem niż twierdzi pani mecenas Wawrowska, "domniemanie zgody" jest i będzie nawet, jeżeli ten projekt zostałby przyjęty, bo wynika wprost z domniemania niewinności. Należy jedynie wyrazić pożałowanie, że takie rzeczy wygaduje osoba będąca członkiem adwokatury, zdawałoby się bowiem, że od adwokata można by oczekiwać zrozumienia tego zagadnienia. 


Empereur
O mnie Empereur

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo