Empereur Empereur
1140
BLOG

Nieudolna próba usprawiedliwienia PiS przez sędziego Muszyńskiego

Empereur Empereur Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 42

Mariusz Muszyński, obecny wiceprezes Trybunału Konstytucyjnego, jeden z sędziów TK wybranych przez PiS w grudniu 2015 roku, opublikował w "Rzeczpospolitej" artykuł, w którym usiłuje wyjaśniać, dlaczego premier Beata Szydło miała rację nie publikując wyroku Trybunału Konstytucyjnego z dnia 9 marca 2016 r., sygn. K 47/15 (Premier miała rację, nie publikując wyroków Trybunału). Usiłowanie to, niestety, ocenić należy jako wysoce nieudolne, gdyż artykuł pana Muszyńskiego pełen jest wykrętów i sofizmatów, zupełnie unika natomiast poruszenia najbardziej fundamentalnych dla omawianych problemów zagadnień merytorycznych. 

Autor zaczyna swój tekst od kwestii legalności bądź nielegalności wyboru sędziów Trybunału Konstytucyjnego dokonanego przez Sejm VII kadencji (większość PO-PSL). Można by mu łatwo w tym miejscu zarzucić stronniczość, sam bowiem zajął miejsce jednego z tych sędziów, nie jest to jednak w tym miejscu kwestią szczególnie istotną. Muszyński komentuje wyrok Trybunału z dnia 3 grudnia 2015 r. (sygn. K 34/15), w którym TK orzekł o częściowej niekonstytucyjności podstawy prawnej wyboru pięciu sędziów przez większość PO-PSL i skupia się przy tym na powtarzaniu tez o tym, co jego zdaniem z tego wyroku nie wynika. Ta część artykułu jest o tyle mało zrozumiała, że autor zdaje się polemizować z samemu wykreowanymi chochołami i przy tym stwierdza zupełne truizmy, jak to, że TK nie dokonał w tym wyroku zbadania legalności wyboru sędziów przez Sejm VIII kadencji (większość PiS) w dniu 2 grudnia 2015 r. Muszyński próbuje w tym miejscu obalić tezę o nielegalności tego wyboru (sam jest jednym z wybranych tego dnia sędziów, zwanych przez opozycję "dublerami"), posługuje się jednak przy tym argumentami zupełnie dla tej tezy nieistotnymi. Jest zupełnie oczywiste, że TK nigdy nie orzekał w przedmiocie uchwał Sejmu o wyborze sędziego TK, nie ma on bowiem uprawnień do orzekania w sprawach indywidualno-konkretnych. Wniosek o nielegalności, a przynajmniej wątpliwości co do legalności wyboru sędziów TK Henryka Ciocha, Lecha Morawskiego i Mariusza Muszyńskiego w dniu 2 grudnia 2015 r. nie wynika z wyroku TK w sprawie K 34/15, lecz z faktu, że stanowiska przez nich zajęte były w momencie ich wyboru obsadzone przez wybranych przez sędziów wybranych jeszcze przez większość PO-PSL - Andrzeja Jakubeckiego, Bronisława Sitka i Andrzeja Sokali. Co prawda, Sejm VIII kadencji przyjął 25 listopada 2015 r. uchwały "stwierdzające brak mocy prawnej" ich wyboru, uchwały te jednak same były pozbawione jakiejkolwiek podstawy prawnej, a na ich uzasadnienie przytaczano zupełnie fałszywe argumenty. Pamiętać trzeba, że podobnie jak TK w wyroku K 34/15 nie orzekł o nielegalności wyboru Ciocha, Morawskiego i Muszyńskiego, tak również nie mógł zawyrokować o nielegalności wyboru Jakubeckiego, Sitka i Sokali. Wspomniane uchwały "stwierdzające brak mocy prawnej" podjęto zresztą tydzień przed wydaniem tego orzeczenia, gdy podstawa prawna ich wyboru nadal objęta była domniemaniem konstytucyjności. Pan Muszyński, kwestii tak fundamentalnych dla tezy, z którą polemizuje, jak legalność lub nielegalność wyboru sędziów TK przez Sejm VII kadencji, legalność lub nielegalność uchwał o stwierdzeniu braku mocy prawnej ich wyboru przez Sejm VIII kadencji w ogóle nie porusza. Dopiero po rozstrzygnięciu tych kwestii można by przystąpić do rozważań na temat legalności lub nielegalności wyboru sędziów Ciocha, Morawskiego i Muszyńskiego. 

Następnie autor przechodzi do głównego tematu swojego artykułu, czyli do obrony legalności nieopublikowania wyroku TK z dnia 9 marca 2016 r. (sygn. K 47/15) przez Premier Beatę Szydło. Ta część artykułu jest niestety jeszcze gorsza od poprzedniej. W zasadzie cały wywód Muszyńskiego ogranicza się do płytkiego powtarzania, że TK ów wyrok wydał łamiąc przy tym przepisy ustawy (tej samej, nota bene, o której orzekał), a zatem Premier miała rację odmawiając jego publikacji. Muszyński nie tylko nie zadaje sobie trudu, by odpowiedzieć na pytanie, na jakiej podstawie prawnej Premier dokonała takiego zaniechania, ale wydaje się w ogóle nie zdawać sprawy z konieczności zadania takiego pytania. Za Jarosławem Kaczyńskim i Zbigniewem Ziobrą Muszyński powtarza, że wyrok wydany przez skład sprzeczny z ustawą jest "wyrokiem nieistniejącym", co jest po prostu zupełną brednią - nie jest tak w żadnej obowiązującej w Polsce procedurze sądowej. Jest szokujące, że osoba zajmująca stanowisko profesora prawa i sędziego Trybunału Konstytucyjnego, komentując legalność czynności organu państwa, poprzestaje na komentowaniu przedmiotu tej czynności (tj. nieopublikowanego wyroku i jego rzekomych wad) natomiast w ogóle nie porusza kwestii podstawy prawnej jej dokonania. Choćby nawet wyrok TK w sprawie K 47/15 rzeczywiście był wydany z naruszeniem prawa i kierowane przeciwko niemu przez PiS zarzuty były słuszne, to nadal, żeby legalnie dokonać kontroli jego legalności i odmowy publikacji wyroku w konsekwencji tej kontroli, musiałby istnieć przepis prawa wprost nadający Premierowi takie uprawnienia. Muszyński, jak i zresztą wszyscy inni obrońcy PiS, unika jednak tego zagadnienia, gdyż, jak należy domniemywać, doskonale zdaje sobie sprawę, że taki przepis po prostu nie istnieje, a co za tym idzie, nieopublikowanie wyroku TK z 9 marca 2016 r., czy któregokolwiek innego, było rażącym złamaniem prawa. Zamiast więc poruszyć kwestię najistotniejszą, na której gruncie po prostu nie za bardzo nie miałby pola do argumentacji, Muszyński produkuje absurdalne wywody o "korygowaniu działań władzy sądowniczej przez wykonawczą", które pomijając nawet ich niepokojący wydźwięk z punktu widzenia zasady trójpodziału władzy, są po prostu merytorycznie bezwartościowe dla tezy o legalności postępowania Premier Beaty Szydło, którą to Muszyński usiłuje w swym artykule przeforsować. 

Jest, prawdę mówiąc, zatrważające, że argumentacją tego rodzaju może posługiwać się osoba zajmująca stanowisko sędziego i wiceprezesa Trybunału Konstytucyjnego. Cytując samego Muszyńskiego z tego samego artykułu, prawnika, który wygłasza tego rodzaju twierdzenia, należałoby odesłać z powrotem na studia - a nie windować go na najwyższe stanowiska państwowe. Trudno sobie wyobrazić, w jaki sposób ktoś, kto broniąc legalności działania organu państwa, nawet nie podejmuje zagadnienia ich podstawy prawnej, może kompetentnie i niezawiśle orzekać o konstytucyjnych prawach i obowiązkach obywateli. 

Empereur
O mnie Empereur

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka