Empereur Empereur
912
BLOG

"Walka z lichwą" jako promocja nieodpowiedzialności i nieuczciwości

Empereur Empereur Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 35

Walka z lichwą to dla populistów bardzo produktywny slogan. Klientami pożyczek na wysoki procent są z reguły ludzie słabo usytuowani, nieposiadający oszczędności, a dochody nieprzekraczające najniższej krajowej, jeżeli w ogóle jakiekolwiek. Populiści wspinają się na szczyty kariery politycznej po plecach takich ludzi, wskazując im winnych ich złej sytuacji finansowej i obiecując poprawę bytu. Hasła walki z rzekomą "lichwą" od dłuższego czasu dochodzi z odmętów ziobrowskiewgo ludowego komisariatu sprawiedliwości. Niestety, pod płaszczykiem sloganów o walce z "naciągaczami" i "plagą lichwiarzy" proponuje się rozwiązania, które uczynią bezkarnymi nierzetelnych dłużników i zwyczajnych oszustów.

Projekt "ustawy antylichwiarskiej" z dnia 18 lutego 2019 r. wprowadza do kodeksu postępowania cywilnego przepis, zgodnie z którym egzekucję z nieruchomości będzie można przeprowadzić wyłącznie, gdy egzekwowana należność w wysokości nominalnej (tj. bez odsetek) stanowi równowartość co najmniej jednej dwudziestej nieruchomości. Teoretycznie, celem takiego rozwiązania jest ochrona dłużników przed utratą domu czy mieszkania na poczet spłaty pożyczek o nieporównywalnie mniejszej wartości. Pozornie wydaje się to rozsądne, ale w rzeczywistości rozwiązanie będzie gwarancją bezkarności dla dłużników. Już teraz dochodzenie spłaty długów, szczególnie od osób niezamożnych, bywa bardzo trudne. Najprostszymi i najczęściej stosowanymi metodami egzekucji komorniczej jest zajęcie konta bankowego i wynagrodzenia za pracę - przy czym wynagrodzenie za pracę do wysokości płacy minimalnej jest całkowicie wyłączone spod egzekucji (z wyjątkiem roszczeń alimentacyjnych). Groźba zlicytowania mieszkania bywa nieraz jedyną motywacją skłaniającą dłużnika do podjęcia jakichkolwiek starań, by spłacić należności. Według ziobrowskiego projektu groźba ta ma zniknąć, a wierzyciel stanie się w praktyce bezradny, gdy okaże się, że zwyczajnie nie ma z czego prowadzić egzekucji jego należności. Prowadzenie egzekucji należności pieniężnych z nieruchomości i tak jest już poważnie utrudnione, bo wymaga znacznych nakładów ze strony wierzyciela - niemal zawsze jest ostatecznością, a wkrótce może stać się w ogóle niemożliwe. Wbrew hucznym deklaracjom o walce z naciągaczami, projektowane rozwiązanie sprawi, że to właśnie oszuści i naciągacze będą się mogli śmiać w twarz tym, których oszukali, a ci nic nie będą mogli zdziałać.

Grubo myliłby się ten, kto sądziłby, że rozwiązanie to uderzy tylko w lichwiarskie firmy. Ograniczenie egzekucji z nieruchomości nie dotyczy tylko należności z pożyczek, ale egzekucji jakichkolwiek należności. Ofiarą pisowskiego janosika może więc paść praktycznie każdy, kto ma jakichś dłużników, niezależnie, czy jest parabankiem czy samotną matką. Populiści zdają się zapominać, że wierzycielami bywają również ludzie niezamożni, których wszelkie ograniczenia możliwości dochodzenia należności bolą najbardziej. Nie żeby miało to jakiekolwiek znaczenie, bo możliwość skutecznego dochodzenia własnych praw, w tym ściągania należności od dłużników, należy się każdemu, niezależnie od statusu majątkowego.

Propozycje "walki z lichwą" padają na podatny grunt, niestety rodzący olbrzymie ilości chwastów. Propagowanie obrony przed "naciągaczami" i "wyzyskiwaczami" staje się bowiem łatwą zasłoną dla jednostek nie tylko nieodpowiedzialnych, ale wręcz nierzetelnych, a nawet najzwyklejszych oszustów, ochoczo zaciągających zobowiązania, ale niepoczuwających się zupełnie do obowiązku ich spłacania. Przerażająco często można się w Polsce spotkać z przekonaniem, że ściąganie długów jest czymś z zasady złym i nieuczciwym. Słowo "windykacja" nabrało negatywnych konotacji, a zawód komornika cieszy się powszechną pogardą. Wielu Polaków zdaje się wyznawać zasadę "pacta non sunt servanda", zgodnie z którą niespłacanie długów powinno być czymś zupełnie bezkarnym, natomiast w zupełnie przewrotny sposób "oszustwem i złodziejstwem" staje się dochodzenie spłaty zobowiązań od dłużników. Mentalność taką powinno się po prostu wypalić gorącym żelazem. 

Oceniając "walkę z lichwą" także z innej strony, trzeba powiedzieć, że jej uzasadnienie jest w ogóle wątpliwe. Nie ma bowiem żadnych obiektywnych kryteriów pozwalających uznać, czy jakiś produkt jest zbyt drogi, czy nie i czy dany procent jest "lichwiarski", czy nie. Wszystko zależy od tego, co jest w stanie zaakceptować klient korzystający z takiej oferty, a jeżeli uważa cenę za zbyt wysoką - to nie ma żadnego przymusu, by z takiej oferty korzystał. Nie ma też zupełnie nic niemoralnego w oferowaniu jakiegoś produktu czy usługi po zawyżonej cenie. Nie uczynię nikomu żadnej krzywdy, jeżeli zaoferuję mu sprzedaż bułek w cenie 10 000 zł za sztukę. O tym, że jest to zbyt wysoka cena, przesądza właśnie fakt, że nikt by z takiej oferty nie skorzystał - a nie objawienie z niebios, decydujące o tym, jaka cena jest właściwa, a jaka zbyt wysoka. Tak długo, jak obie strony znają warunki oferty, tak długo nie ma mowy o żadnym "naciąganiu". Niczego nie zmieni również fakt, że już po zawarciu takiej umowy kupujący nagle stwierdzi, że jednak mu się odwidziało i poczuje się oszukany, bo okazało się, że zwykła bułka oferowana po zawyżonej cenie, to nadal tylko zwykła bułka - chociaż wcześniej doskonale o tym wiedział. Nie powinno się pobłażać poczynaniom niektórych klientów firm pożyczkowych, którzy najpierw biorą pożyczki, doskonale znając ich wysokie koszty, a dopiero w trakcie spłaty zaczynają się oburzać na lichwiarski procent. To samo, nawiasem mówiąc, dotyczy ludzi, którzy najpierw kupują zestaw garnków za kilka tysięcy, a potem czują się ofiarami oszustwa, bo post factum dociera do nich, że taki zakup to szaleństwo. Nie, oni nie zostali oszukani, tylko po prostu popełnili głupotę. Powszechny współcześnie nadmiar tolerancji dla tego rodzaju nieodpowiedzialności skłania do przekonania, że powinno się ją uciąć całkowicie. Od dorosłych ludzi należy oczekiwać ponoszenia konsekwencji ich decyzji, a pobłażanie ich unikaniu jest po prostu promowaniem braku odpowiedzialności. 

Popularność kredytów konsumenckich, których rzeczywiste oprocentowanie sięga nieraz kilkuset procent, dowodzi tego, że na usługi takie jest popyt i że wcale nie są one "za drogie" - gdyby były, ludzie po prostu by z nich nie korzystali i zniknęłyby z rynku. Wysokie oprocentowanie takich kredytów jest zresztą naturalną konsekwencją ich charakteru - są to najczęściej małe kwoty, pożyczane na okres najwyżej kilku miesięcy. Ich oprocentowanie w granicach odsetek maksymalnych, określonych kodeksem cywilnym byłoby po prostu zupełnie nierentowne i nikt by takich pożyczek nie udzielał (odsetki od pożyczki w kwocie 1000 zł, udzielonej na pół roku, z oprocentowaniem 10%, wynosiłyby zaledwie kilkadziesiąt złotych).

Nie  jest to niestety jedyna nadchodząca reforma, która jeszcze bardziej utrudni i tak niełatwe już dochodzenie spłaty długów w Polsce. Wszystkim - nie tylko bankom i firmom pożyczkowym. W Sejmie trwają prace nad reformą postępowania cywilnego. Reformą pełną absurdów i rzucającą kłody pod nogi stronom postępowań sądowych. W celu "przyspieszenia" postępowania sąd będzie każdorazowo zarządzał specjalne posiedzenie ("przygotowawcze"), którego jedynym celem będzie powtórzenie przez strony tego, co zostało już napisane w pozwie, natomiast nie będzie służyło merytorycznemu rozpoznaniu sprawy. W toku tego posiedzenia sędzia będzie mógł poinformować strony o prawdopodobnym wyniku sprawy - w normalnych okolicznościach takie zachowanie powinno skutkować wnioskiem o wyłączenie sędziego ze sprawy, a być może i konsekwencjami dyscyplinarnymi, stanowi to bowiem ewidentne naruszenie zasady bezstronności sądu (ziobrowski komisariat sprawiedliwości nie przejmuje się jednak, jak wiadomo, takimi bzdetami jak niezawisłość czy bezstronność sądow). Pomyłka przy obliczeniu opłaty od apelacji będzie skutkować obowiązkiem zapłaty jej dwukrotności pod rygorem odrzucenia środka odwoławczego (obecnie po prostu uzupełnia się opłatę do właściwej kwoty). Wzrosną ponoszone przez strony koszty postępowania, w tym opłaty od wniesienia pozwu, zostanie też wprowadzona opłata (100 zł) za doręczenie stronie orzeczenia z uzasadnieniem - obecnie nie podlega to żadnej opłacie.

Prezentem dla nierzetelnych dłużników będzie natomiast likwidacja tzw. fikcji doręczenia, gdyż po wejściu w życie nowelizacji będzie wystarczyło po prostu nie odbierać przesyłek z sądu, żeby uniknąć bycia pozwanym. Dotychczas odbieranie przesyłek z sądu było w żywotnym interesie każdego - upływ terminu ich odbioru po awizowaniu skutkował bowiem tym, że zaczynał im biec termin np. do wniesienia sprzeciwu od nakazu zapłaty, apelacji czy odpowiedzi na pozew i termin ten upływał, wywołując negatywne dla niego skutki. Fikcja doręczenia była nieraz krytykowana ze względu na ryzyko uznania za doręczone pisma nadanego na adres, pod którym w rzeczywistości pozwany nie przebywał. Przypadki takie należą do znikomej rzadkości, gdyż sądy wcale nie podchodzą bezkrytycznie do adresów podawanych przez powodów i nieraz domagają się ich uzasadnienia, a ponadto, od nieprawidłowego doręczenia można się również wybronić, składając wniosek o przywrócenie terminu. Nowelizacja wprowadzi natomiast gigantyczne pole do nadużyć i blokowania procesów. Zamiast przyjmować domniemanie doręczenia, sąd będzie zwracał pismo powodowi, który będzie miał dwa miesiące na doręczenie pisma pozwanemu za pośrednictwem komornika lub przedstawienie dowodów, że pozwany przebywa pod wskazanym wcześniej adresem. Jak te dowody miałyby wyglądać, tego nikt nie wie. Nietrudno natomiast przewidzieć, że powód za próbę doręczenia pisma przez komornika będzie musiał zapłacić, a komornik i tak pocałuje klamkę tak samo jak listonosz i przyśle powodowi informacje o bezskuteczności próby doręczenia. Komornicy nie mają żadnych specjalnych narzędzi do tego, by odnajdywać dłużników i polegają pod tym względem na informacjach uzyskanych od wierzycieli.

Jeszcze trochę takich reform i zamach stanu zwane przez propagandę partyjną "reformą sądownictwa" straci jakiekolwiek znaczenie. Do sądu po prostu nie będzie po co chodzić, bo i tak nic się w nim nie uzyska. Partia uznała, że państwo nie powinno chronić uczciwych obywateli i przedsiębiorców, tylko cwaniaków ukrywających się przed sądem i wierzycielami. 

Empereur
O mnie Empereur

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka