Polski prąd jest drogi w produkcji, dlatego wzrasta import tańszej energii z zagranicy.
Polski prąd jest drogi w produkcji, dlatego wzrasta import tańszej energii z zagranicy.

Choć krajowe zużycie prądu spada, to import rośnie

Redakcja Redakcja Energetyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 27

Pandemia spowolniła gospodarkę i zmniejszyła zapotrzebowanie na energię elektryczną, ale mimo to nadal kupujemy ją za granicą. Powód? Ceny.

Ceny hurtowe energii elektrycznej w Polsce są dziś najwyższe w całej Unii Europejskiej – wynika z najnowszych danych think-tanku klimatycznego Ember, który przypomina, że sytuacja ta utrzymuje się już od pół roku. Agencja ratingowa Moody's w połowie października również nie miała dla nas dobrych wiadomości. Według prognoz jej analityków będą się one w Polsce oscylować wokół 220-260 zł/MWh do 2023 roku. Energetyka węglowa nie będzie już konkurencyjna ze względu na wysokie ceny praw do emisji CO2, a sytuacja spółek energetycznych, które dziś walczą o być albo nie być, poprawi się dopiero po wydzieleniu ciążących aktywów węglowych do osobnych podmiotów. To z kolei ma nastąpić do końca przyszłego roku.  

Coraz droższa energia elektryczna wytwarzana w Polsce, w 70 proc. z węgla kamiennego i brunatnego, i drożejąca naprawdę mocno od 2018 r. spowodowała zwiększenie importu. W 2019 r. był on rekordowy i przekroczył już 11,5 TWh (saldo import/eksport wyniosło 10,3 TWh). Dla zobrazowania tej ilości warto powiedzieć, że krajowe zapotrzebowania w latach 2018-2019 wynosiło 170 TWh w skali roku. W pierwszym półroczu tego roku, jak wynika z danych PSE, czyli naszego operatora sieci elektroenergetycznych, zużycie prądu w Polsce wyniosło 80,64 TWh, co pokazuje tendencję spadkową w porównaniu do ubiegłych lat i czego powodem jest oczywiście pandemia koronawirusa, przez którą zamykane były (i obecnie są) nie tylko zakłady przemysłowe, które są największymi konsumentami prądu, ale także branża usługowa, w tym np. gastronomia.

Jak kształtowała się wymiana handlowa energią elektryczną?

W 2018 r. eksportowaliśmy jeszcze niemal 3 TWh prądu, a w ubiegłym roku już niespełna 1,2 TWh. Dwa lata temu najwięcej kupowali od nas Niemcy, którzy zakupy te w ubiegłym roku zmniejszyli aż pięciokrotnie. W ubiegłym roku najwięcej polskiego prądu kupiła Litwa, z którą łączy nas most energetyczny. Dwa lata temu import energii elektrycznej przekroczył 8,5 TWh, a saldo import/eksport wyniosło niemal 5,7 TWh. Rok temu import przekroczył już 11,5 TWh, a saldo dobiło do prawie 10,4 TWh.

I choć zapotrzebowanie na prąd dziś mocno spada, to import rośnie. Bo klienci szukają taniej energii, a ta wytwarzana w kraju jest droga. A będzie jeszcze droższa m.in. poprzez wprowadzenie do rachunków tzw. opłaty mocowej wynikającej z ustawy o rynku mocy. To taki mechanizm, który zgodnie z zielonym światłem z UE pozwala na płacenie producentom prądu nie tylko za jego wytwarzanie, ale i gotowość do niego w szczycie. Czyli najprościej – pozwala płacić za nowe moce.

Z danych PSE wynika, że po najtwardszym lockdownie, czyli po pierwszym półroczu tego roku import prądu do Polski wynosił niemal 7,3 TWh, co pozwala szacować, iż w tym roku padnie kolejny rekord ponad 14 TWh! Dla porównania rok wcześniej po pierwszym półroczu import wynosił 5,2 TWh. I nie jest pocieszające, że eksport się odrobinę odbił – w ciągu pierwszych sześciu miesięcy 2020 r. wynosił 0,9 TWh wobec 0,72 TWh w analogicznym okresie 2019 r. Saldo prądowej wymiany handlowej wyniosło 6,42 TWh wobec 4,5 TWh rok wcześniej.

Krajowy System Elektroenergetyczny (KSE) jest integralną częścią rynku wewnętrznego Unii Europejskiej, na którym panuje swoboda obrotu towarami, w tym energią elektryczną. Wspólnotowy zintegrowany rynek energii elektrycznej jest priorytetem polityki energetycznej Unii Europejskiej, a transgraniczne zdolności przesyłowe w kierunku eksportu oraz importu są fundamentem jego funkcjonowania.

Warto jeszcze wyjaśnić, że Polska będzie najprawdopodobniej do tzw. transferu statystycznego, czyli zakupu zielonej energii od sąsiadów, która uzupełni nasze braki w zobowiązaniu do 15 proc. produkcji z OZE (odnawialne źródła energii) w naszym systemie po zakończeniu 2020 r. Ten transfer jednak, zgodnie z nazwą, jest tylko statystyczny – zapłacimy zawoalowaną karę za brak spełnienia unijnych zobowiązań, ale energii nam de facto nie przybędzie i nie będzie bardziej zielona, więc ten mechanizm akurat nie wpłynie na zwiększenie importu.

Autor: Karolina Baca-Pogorzelska


Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka