Foxx Foxx
569
BLOG

Polacy a Holokaust, głos z 1942 "przytoczony" w 2001

Foxx Foxx Polityka Obserwuj notkę 5

Zauważalny powrót "w eter" autora "Sąsiadów" z jego specyficznym "warsztatem", nieco ekscentryczne stanowisko Światowego Kongresu Żydów w sprawie praw do ewentualnej zawartości ewentualnego "złotego pociągu" oraz wzmożenie środowisk związanych z "Gazetą Wyborczą" na tle stosunku Polaków do zalewającej Europę fali imigrantów zainspirowały mnie do przypomnienia kilku kwestii z roku 2001.

Warto wrócić np. do  artykułu Adama Michnika "Poles and the Jews: How Deep the Guilt?" z 17.03.2001 będącego próbą "rozrachunku polskiego sumienia" wobec zbrodni w Jedwabnem zamieszczoną w "New York Times'e". Pewnym echem odbił się wtedy list jednego z czytelników "G.W.", gdy po zapoznaniu się z polską wersją tekstu opublikowaną w "gazecie", w "NYT" nie znalazł jednego z kluczowych cytatów z apelu Frontu Odrodzenia Polski napisanego przez Zofię Kossak-Szczucką w roku 1942. Wracam do sprawy uważając, że warto przypomnieć zarówno słowa autorki apelu i jej ogląd sytuacji już w 1942, jak i to co z nimi zrobił w 2001 A. Michnik na łamach "NYT". Apel brzmiał następująco:

(...) Zabieramy przeto głos my, katolicy-Polacy. Uczucia nasze względem Żydów nie uległy zmianie. Nie przestajemy uważać ich za politycznych, gospodarczych i ideowych wrogów Polski. Co więcej, zdajemy sobie sprawę z tego, iż nienawidzą nas oni więcej niż Niemców, że czynią nas odpowiedzialnymi za swoje nieszczęście. Dlaczego, na jakiej podstawie - to pozostaje tajemnicą duszy żydowskiej, niemniej jest faktem nieustannie potwierdzanym. Świadomość tych uczuć jednak nie zwalnia nas z obowiązku potępienia zbrodni.

Nie chcemy być Piłatami. Nie mamy możności czynnie przeciwdziałać morderstwom niemieckim, nie możemy nic poradzić, nikogo uratować - lecz protestujemy z głębi serc przejętych litością, oburzeniem i grozą. Protestu tego domaga się od nas Bóg, Bóg, który nie pozwoli zabijać.

Protestujemy równocześnie jako Polacy. Nie wierzymy, by Polska odnieść mogła korzyść z okrucieństw niemieckich. Przeciwnie. W upartym milczeniu międzynarodowego żydostwa, w zabiegach propagandy niemieckiej usiłującej już teraz zrzucić odium za rzeź Żydów na Litwinów i... Polaków, wyczuwamy planowanie wrogiej dla nas akcji. Wiemy również, jak trujący bywa posiew zbrodni. Przymusowe uczestnictwo narodu polskiego w krwawym widowisku spełniającym się na ziemiach polskich może snadnie wyhodować zobojętnienie na krzywdę, sadyzm i ponad wszystko groźne przekonanie, że wolno mordować bliźnich bezkarnie.

(całość polskiej wersji tekstu A. Michnika)

Tymczasem fragment wersji opublikowanej w "NYT", w którym powinna się znaleźć wyboldowana wyżej część ostatniego akapitu prezentuje się następująco:

We don't want to be Pilates. We have no chance to act against the German crimes, we can't help or save anybody, but we protest from the depths of our hearts, filled with compassion, indignation and awe. . . . The compulsory participation of the Polish nation in this bloody show, which is taking place on Polish soil, can breed indifference to the wrongs, the sadism and above all the sinister conviction that one can kill one's neighbors and go unpunished.

(całość wersji angielskiej)

Cóż tak przeszkadzało w przytoczeniu tych kilku proroczych słów na łamach domagających się "uznania własnej współodpowiedzialności"?

Przypomnijmy - książka „Sasiedzi” J.T. Grossa wywołała ogólnonarodową dyskusję na temat postaw zajmowanych przez Polaków wobec Holocaustu. Od początku zaskakujące było pomieszanie pojęć, którymi posługują się polemiści. Najpierw wprowadzono moralną odpowiedzialność zbiorową. W związku z potrzebą jednoznacznej oceny mordu w Jedwabnem ukuto termin „odpowiedzialności narodowej” za zbrodnię. Środowisko „Gazety Wyborczej” porównywało dumę ze zdobycia przez Adama Małysza mistrzostwa świata 2000/01 w skokach narciarskich ze wstydem za Jedwabne. Adam Michnik z przyjaciółmi próbował nas przekonać, że wstyd ten powinien osiagnąć podobną skalę jak „małyszomania”. W związku z tym gorąco poparli inicjatywę ówczesnego prezydenta (A. Kwaśniewskiego) dotyczącą „przeprosin” za pogrom. Pomijając kwestię sensu „przepraszania” za zbrodnię – obowiązywał dość specyficzny tok rozumowania prowadzący do wniosku, że przedstawiciel państwa polskiego ma „przepraszać” za zbrodnię dokonaną w okresie, gdy państwo to nie istniało. „Przepraszacze” argumentowali, że prezydent – jako wybrany w demokratycznych wyborach powszechnych – jest przedstawicielem całego narodu polskiego. Jest to nieporozumienie. Ustrój demokratyczny posiada państwo będące formą organizacji społeczeństwa – a nie narodu - polskiego. W latach ’40 zeszłego stulecia forma taka nigdzie – w tym również w okolicach Łomży – nie istniała. Oznacza to, że państwo polskie powinno bezwzględnie ścigać wszystkich zbrodniarzy. Jak kilkanaście lat temu wskazywali, niszowi wtedy, prawicowi publicyści - twierdzenie o konieczności „zadośćuczynienia” Żydom przez Polskę implikuje traktowanie RP jako prawnego kontynuatora III Rzeszy, w której zbrodnia – przy udziale funkcjonariuszy państwa - miała miejsce. Ciekawe jest to, że osoby prezentujące taki pogląd uznają oskarżanie Żydów o bogobójstwo za demagogię. Warto przypomnieć, że Sanhedryn był autonomiczną reprezentacją społeczności żydowskiej pod okupacją rzymską. Zdecydowanie nie da się tego powiedzieć o „władzach” Jedwabnego pod niemiecką okupacją.

Prowadzi to do kolejnej kwestii, którą jest podwójna miara w ocenie zachowań, za które odpowiada „naród”. Przedstawiciele środowisk żydowskich mówią z oburzeniem, że ich rodacy nie są współodpowiedzialni za zbrodnie komunizmu. Twierdzą, że komuniści pochodzenia żydowskiego nie byli religijni. Ciekawe ilu członków amerykańskiego Światowego Kongresu Żydów jest relijnych... I co ci niereligijni by powiedzieli na wiadomość, że zdaniem przedstawicieli polskich środowisk żydowskich pojęcie „Żydzi” ich nie obejmuje? Jest to absurd, z którym w "głównym nurcie" nikt nie próbuje polemizować. Podobnie, jak w latach '90 nie kwestionowano mandatu Światowego Kongresu Żydów do roszczeń o spadki po obywatelach polskich żydowskiego pochodzenia, z którymi działacze Kongresu nie są w żaden sposób spokrewnieni. Wydaje się to nieco dziwne. Jacyś anonimowi Amerykanie, którzy wbrew wszelkim standardom prawnym ubiegają się o spadki po nieznanych sobie Polakach, posługując się pojęciem „żydowskości” jako wytrychem. Jakoś nie pytają, jaki był światopogląd osób, których majątek ich interesuje. Byle narodowość się zgadzała.

Przez lata próbowano nas przekonać, że serwilistyczny stosunek Żydów do komunistów jest antysemickim mitem. Niestety – jak pisze Norman Davies („Smok wawelski nad Tamizą”) ten sam Gross w 1982 roku wydał w Londynie pracę zawierajacą relacje kresowych Żydów z wejścia Armii Czerwonej. Szczegółowo jest w nich opisany entuzjazm, z jakim witano sowietów, a także wiele oddolnych inicjatyw – np. „lotna brygada” żydowskich komsomolców niszczących katolickie świątynie. Tyle, jeżeli chodzi o „społeczeństwo”. Co do władzy komunistycznej – jest rzeczą ogólnie znaną odsetek osób narodowości żydowskiej w komitetach partyjnych oraz strukturach KBW. Paradoksalnie w tej sytuacji, Żydzi domagają się, by stosować odpowiedzialność indywidualną, twierdząc, że nie mieli z tymi osobnikami nic wspólnego. Wychodzi na to, że nie mieli „nic wspólnego” ze znaczną częścią Żydów żyjących wówczas na Kresach. Nie przeszkadza im to jednak w wysuwaniu roszczeń dotyczących majątku osób, z którymi faktycznie – w świetle prawa - nie mieli nic wspólnego. A, jak dzisiaj widzimy, ostatnio już nie osób - pociągów. I to niemieckich.

Ciekawe jest to, że z wyjątkiem egzotycznych na poczatku wieku środowisk nikt o tym nie mówił głośno. Nic dziwnego, skoro prof. Tomasz Strzembosz – historyk, który zakwestionował „warsztat” Grossa zastosowany w „Sąsiadach” - sprowadzający się do tego, że za wiarygodne uznaje się wyłącznie relacje Żydów – został w ramach ówczesnej "merytorycznej dyskusji" przez „Gazetę Wyborczą” oskarżony o antysemityzm. Mandat „Gazety” w kwestii składania deklaracji w imieniu polskiego narodu też jest dość kontrowersyjny. Wielu jej publicystów zabierających głos w sprawach związanych z polskim antysemityzmem jest Polakami narodowości żydowskiej aktywnie funkcjonującymi w polskich organizacjach skupiających osoby o ich pochodzeniu. W swych artykułach natomiast – z małymi wyjątkami – próbują występować z pozycji „polskiej inteligencji”. Pewne apogeum tego zjawiska stanowi wspomniany na poczatku notki artykuł A. Michnika dla „New York Times'a”. Narodowość awangardy „Gazety” jest mi obojętna, jednak w tym konkretnym przypadku ma istotne znaczenie. Moralny absolutyzm serwowany przez ten tytuł od dawna jest uzurpacją. Należy się tylko cieszyć, że aktualnie wpływy i możliwości tego środowiska przez kilkanaście lat zmalały w takim stopniu, że oskarżenie w rodzaju obelgi rzuconej pod adresem prof. Strzembosza spotkałoby się z protestem, którego nie dałoby się ukryć w "głównym nurcie".

Dyskutując o próbach narzucenia odpowiedzialności zbiorowej Polakom oraz jej wykluczenia w odniesieniu do innych narodów, warto przypominać głosy z 1942 oraz 2001. 

 

PS Celowo nie podjąłem wątku gróźb kierowanych przez szefostwa organizacji żydowskich wobec Polski w przypadku "uchylania się od zadośćuczynienia". Temat tej notki jest nieco inny.

Foxx
O mnie Foxx

foxx@autograf.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka