W czwartek 2 kwietnia 2009 w ramach MUR (Międzynarodowy Uniwersytet Regionalny przy Radzie Oświaty ZG PZKO – dr Danuta Chwajoł) odbył się wykład nt. tożsamości narodowej w związku z uchwaleniem Konstytucji 3 maja r. 1791. Prelegentem był dr Bohdan Kowala, z zawodu lekarz, z ambicjami historyka. Nie zawiódł naszych oczekiwań. Swoją wiedzą historyczną wzbudził podziw wszystkich obecnych.
Na wstępie dowiadujemy się, że Rosjanie i Niemcy zrobili z Konstytucji efemerydę, czyli zjawisko krótkiego trwania. Konstytucja 3 maja została ustanowiona ustawą rządową przyjętą przez sejm. Jej celem było zlikwidowanie obecnych od dawna wad sytemu politycznego ówczesnej Rzeczypospolitej, a wiec Korony Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego (1569–1795). Do czasu uchwalenia Konstytucji za naród polski uważano tylko stan szlachecki. Poza nawiasem byli mieszczanie i chłopi. Konstytucja wprowadziła zrównanie wszystkich stanów. Była ujęta w 11 artykułach i wprowadzała prawo powszechnej niepodległości oraz trójpodział władzy – ustawodawczą z dwuizbowym parlamentem, wykonawczą na czele z królem i sądowniczą.
Doniosłe znaczenie miało zniesienie instytucji zwanej liberum veto, pozwalające każdemu posłowi unieważnienie wszystkich przez sejm podjętych uchwał. Mógł tak zrobić z własnej inicjatywy lub przez przekupienie siłami zagranicznymi czy też domowymi magnatami. W obecnych czasach w demokratycznych państwach też się zdarzają takie wypadki politycznej korupcji w postaci tzw. zbiegów politycznych (po czesku zwani přeběhlíci). Konstytucja 3 maja była pierwszą w Europie i drugą na świecie (po amerykańskiej z r. 1787) nowoczesną demokratyczną spisaną ustawą. To coś niebywałego, kiedy sobie uświadomimy, że tego typu konstytucja w Rosji powstała dopiero w roku 1993.
Reakcje ówczesnych polskich sąsiadów, mianowicie Prus, Rosji i Austrii były różnorakie. Niestety konstytucja obowiązywała tylko przez rok, zanim została obalona przez armię rosyjską wraz z konfederacją targowicką w wyniku przegranej wojny polsko-rosyjskiej (1792). Po pierwszym rozbiorze Polski (1772 – Rosja, Prusy, Austria) dochodzi do drugiego (1793 – Rosja, Prusy) a 2 lata później – trzeciego (Rosja, Prusy, Austria). Po utracie niepodległości (1795) przez 123 lata przypominała walkę o nią.
Czynnikami narodowotwórczymi niewątpliwie są symbole narodowe: język,obyczaje, zwyczaje, historia narodu, świadomość narodowa, dziedzictwo kulturowe, charakter narodowy, pochodzenie etniczne... Ogólnie przyjmuje się, że najistotniejszym czynnikiem jestjednak język. Tymczasem z przeprowadzonego badania w Polsce wynika, żeaż 69% respondentów jest zdania, iż najważniejszym jest po prostu indywidualne odczucie, wedle którego jest się Polakiem, jeśli sam się za takiego uważam— takim się czuję. Dopiero na 4. miejscu(20%) znalazł się czynnik językowy.
Dla nas, Polaków na Zaolziu, obok muzyki (chóry), malarstwa, legend czygwary najistotniejszą wartość narodowotwórczą posiada zdecydowanie język (w wersji pisanej i mówionej). Powstaje więc pytanie, w jakim związku pozostaje do kwestii tożsamości nasza gwara?Czy mówienie „po naszymu" przyczynia się do pomniejszenia, czy raczej powiększenia poczucia naszej tożsamościnarodowej? Pomimo iż bardzo by mnieciekawiło zdanie prof. Daniela Kadłubca, pozwalam sobie na stwierdzenie, że moim zdaniem gwara jest wartościąsamą w sobie i chociażby dlatego należy ją pielęgnować. Język literacki i naszagwara bywają dziś zaśmiecane i wypierane zwrotami obcojęzycznymi. Mowapolska jest zalewana czechizmami, zwrotami angielskimi, nawet wulgaryzmami — i to nie tylko w mowie ulicznej. Jednym słowem przeciętny Polak, w tymZaolziak, nie zawsze szanuje język narodowy, a skoro tak, to nie szanuje także podstawowego składnika duchowo-kulturowego, który decyduje o jego tożsamości narodowej.
Zasadne wydaje się więc takie pytanie: skoro zaolziański Polak nie pielęgnuje swego języka, a dodatkowo nie jest członkiem PZKO, nie czyta „Głosu Ludu" ani „Zwrotu", nie należydo żadnego zespołu czy polskiego stowarzyszenia, nie uczęszcza na MUR, nie chodzi na przedstawienia Sceny Polskiej itd. itp., to kim on właściwie jest? Na domiar złego znikają z mieszkań młodychludzi (nie tylko u nas) półki z książkami.Zamiast odpowiedzi podaję stosownycytat zaczerpnięty z Internetu:„Mówić o >kulturze narodowej< w obliczu takich faktów wydaje się pewnąprzesadą, chociaż nie wszyscy się z tymzgodzą. Czy literatura nie czytana przeznaród jest częścią >kultury narodowej<?"
Obrońcy dawności i apologeci rzeczywistości
Drugą niezwykle ważną i frapującą dlamnie sprawą jest zjawisko asymilacjinaszej mniejszości narodowej. Zadajęsobie otóż pytania, czy idzie o zjawiskonieuniknione, czy też istnieje szansa najego zatrzymanie? To, co teraz powiem,zabrzmi być może jak herezja. Odnoszęotóż mocne wrażenie, że akurat w tym zakresie jesteśmy wyraźnie podzieleni.Jedna część naszego polskiego społeczeństwa, skrajna i mniejszościowa naszczęście, usiłuje przeciwstawić się procesowi asymilacji za każdą cenę, walcząco swoje racje zawzięcie i nie pozostawiając za sobą przysłowiowego kamienia nakamieniu. Niektórzy są w stanie poruszyć niebo i ziemię w celu utrzymanianp. polskich szkół tam, gdzie występuje całkowity brak uczniów, albo zachowania miejscowych kół PZKO tam,gdzie tworzy je grupka starców. Są tol udzie, jak dr Jan Pyszko z Bazylei, którzy w swej nieustępliwości, np. w kwestii dwujęzycznych napisów, gotowi sądoprowadzić nawet do zmiany granicymiędzy Polską a Czechami (przesadzam świadomie i umyślnie dla podkreśleniaważkości sprawy).
Osobiście nie podzielam ich poglądów, uważam bowiem, że prędzej czypóźniej i tak dojdzie do wchłonięcia naszego etnikum. Dla przykładu przytoczędane statystyczne z mojej wioski rodzinnej, Mostów koło Jabłonkowa. W r. 1937rozpocząłem tam naukę w szkole podstawowej — w drewnianej jednoklasówcemiejscowego szewca Franciszka Kufy.Nowo powstała czeska szkoła na Szańcach zionęła wówczas pustką, klasy starano się zapełnić nawet dziećmi Cyganów z pobliskiej Milošovej na Słowacji.Wg spisu ludności z 1939 r., w Mostach k. Jabłonkowa żylo wtedy 912 Polaków, 47 Czechów, 79 Niemców, pozostali, czyli 2201 osób, deklarowali narodowość „śląską". Z tzw. Ślązoków nikt nie mówił po czesku, chociaż twierdzili o sobie,że są Czechami. Dziś w czterotysięcznej wiosce coraz mniej osób deklaruje narodowość polską, polskie szkoły zanikają,dwujęzyczne nazwy są uszkadzane czyusuwane, polscy rodzice posyłają dzieci do czeskiego przedszkola i czeskiejszkoły itd. Dodam, że wg spisu ludnościz 2001 r. spośród 3997 obywateli Mostówk. Jabłonkowa 3106 było narodowości czeskiej, 729 polskiej, 39 „śląskiej" (pozostali uważali się za Słowaków i Morawian).
Kto chce, ten może
Dlaczego uważam (zaznaczam, że idzie o moje prywatne zdanie), że asymilacjamniejszości narodowej przez większość czeska jestnieunikniona? I że nie należy z tego powodu rozdzierać szat? Otóż dlatego, że tak właśnie dzieje się z wieloma grupami etnicznymi czy narodowymi w świecie,z gatunkami zwierząt i roślin. Nie pomoże nawet najgłębsze zakotwiczeniekorzeniami w polskości.
A zatem, moim zdaniem, nie ma żadnego sensu, aby nasza polskość — kultura, cały dorobek naszych przodków— była utrzymywana siłą tylko w celuprzekazania jej przyszłym pokoleniom,możliwie na wieczne czasy. Jakakolwiekpróba zakonserwowaniastatus quojest niemożliwa. I dobrze, że nie dzieje siętak, jak w wielu miejscach na świecie,gdzie tego typu sprawy „rozwiązuje się"zbrojnie, przez dywersję itp. Uważamnatomiast, że naszym obowiązkiem, wprost imperatywem, jest korzystanieteraz i tutaj, na bieżąco, ze skarbca narodowego przez tych, którzy po prostuczują się Polakami! I nic ponadto. Należy tylko stwarzać potemu odpowiedniewarunki. Ale nic na siłę. To nie jest nawoływanie do pasywnej postawy ani biernego wyczekiwania. Jest bowiem rówocześnie wyzwaniem, by ludzie na stanowiskach, polska elita zaolziańska, a więc redaktorzy polskich pism, dyrektorzy szkół, prezesi kół PZKO, Rada Polaków, itd., wytwarzali po temu odpowiednie warunki.
JAN KUFA
Karwina Mizerów
Komentarze