_ _
40
BLOG

Piłkarze czytają gazety.

_ _ Kultura Obserwuj notkę 4
Reprezentacja Polski, która przed meczem z Kazachstanem była zdaniem Leo Beehnakkera trzy kroki od awansu do Mistrzostw Europy, wykonała krok pierwszy. A, że główni rywale biało-czerwonych wykonali krok do tyłu to od EURO 2008 dzieli nas… krok.

O meczach z rywalami klasy zbliżonej do reprezentacji Kazachstanu mówi się zazwyczaj, że były bez historii. Absolutnie ma się to nijak do sobotniego spotkania. Szokujące prowadzenie gości przez blisko godzinę, bezprecedensowa w Polsce, na meczu międzynarodowym awaria oświetlenia, wreszcie hat-trick Smolarka, skompletowany w 9 minut to bardzo dużo jak na mecz, który miał być łatwy i przyjemny. W tygodniu poprzedzającym mecz z Kazachami w mediach więcej zainteresowania wzbudzały prognozy terminu w jakim przyjdzie nam świętować premierowy awans do europejskich finałów, niż zbliżający się mecz. Wszyscy nasi konkurenci do awansu grali swoje mecze w roli gości, co pozwalało mieć nadzieję, że któryś z nich się potknie. Emocjonowanie się doniesieniami z Baku, Erewania oraz Brukseli miało nam jedynie umilić egzekucję na Kazachach.

Zgodzić się muszę z wypowiedzią Jacka Krzynówka udzieloną po meczu, że Polacy wcale pierwszej połowy nie przespali. Trudno zarzucać polskim piłkarzom brak chęci i walki w pierwszej odsłonie. Najwyraźniej jednak nasi kadrowicze na zgrupowaniu byli z prasą na bieżąco i podobnie jak media liczyli, że Kazachowie wyjdą na Łazienkowską na kolanach. Beenhakker, który tradycyjnie swoją miną nie wyrażał zupełnie nic, wewnątrz niewątpliwie się gotował widząc chaos panujący na boisku. Drużyna, którą w połowie września za taktyczną dyscyplinę chwalił wybitny strateg Scolari, trzy tygodnie później biegała po boisku bez ładu, nie mogąc narzucić stylu gry Kazachstanowi.

Paradoksalnie, w meczu, w którym poza wszelką wątpliwością mieliśmy sobie ustawić grę pod siebie, całą pierwszą połowę graliśmy tak, jak tylko mogli sobie wymarzyć to Kazachowie. Polska reprezentacja zamiast poukładanego zespołu z aspiracjami, przypominała bardziej gromadkę roztrzepanych uczniaków mających za nic wytyczne nauczyciela. Porozciągane formacje na niemal 70-ciu metrach boiska, nie dość, że uniemożliwiały grę kombinacyjną, a tym samym konstruowanie skutecznego ataku pozycyjnego, to otwierały przed rywalami okazje do szybkiego przenoszenia gry na naszą połowę, co w efekcie zaowocowało bramką Byakowa. Wszystko niemal co w pierwszej połowie udało nam się wypracować w przednich formacjach było efektem indywidualnych akcji Krzynówka i Łobodzińskiego.

Drugą połowę zaczęliśmy z Wasilewskim w miejsce kontuzjowanego Żewłakowa oraz Maciejem Żurawskim, zmieniającym Saganowskiego. Nim druga połowa zaczęła się na dobre, stadion Legii ogarnęła ciemność. Jeszcze długo przy rozmowach będziemy zapewne omawiać zbawienny wpływ tej zaskakującej przerwy na naszych piłkarzy. Kwadrans po wznowieniu gry bowiem Polska prowadziła już 3-1 po trzech bramkach Euzebiusza Smolarka.

Mało kto zapewne przypuszczał, że kluczową postacią, która odmieni losy spotkania będzie Maciej Żurawski, grający ostatnio praktycznie tylko w reprezentacji. Beenhakker, który coraz częściej zmuszony jest odpierać krytykę dotyczącą niektórych decyzji personalnych ponownie triumfował. Udowodnił, że gra w pierwszych składach drużyn klubowych nie może być kryterium decydującym o powołaniach w przypadku polskiej reprezentacji. Żurawski wniósł to, czego można było oczekiwać w takiej sytuacji od kapitana drużyny. Wniósł spokój, pewność i przede wszystkim wzmocnienie formacji ofensywnej, które doprowadziło nasz zespół do zwycięstwa.

Kiedy w 2001 roku Polska po zwycięstwie nad Norwegią wracała po 16 latach do finałów MŚ, doszukiwano się magii w tym, że awans przyszedł w Chorzowie. Gdy 4 lata później po zwycięstwie z Austrią Polacy awansowali do finałów MŚ w Niemczech już nikt nie miał wątpliwości, że Stadion Śląski jest tyleż przestarzały co wyjątkowy. Za miesiąc reprezentacja Polski w Mecce polskiego futbolu stanie przed możliwością wykonania ostatniego kroku. Ten stadion, ta historia, ta magia nie pozwalają mi mieć żadnych wątpliwości, że Leo Beenhakker dokona tego, czego wcześniej nie dokonał nikt.


_
O mnie _

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura