_ _
81
BLOG

Kibic jaki jest, każdy wie

_ _ Kultura Obserwuj notkę 1
Pięć lat czekali łodzianie na wizytę biało-czerwonych w ich mieście. Trudno podejrzewać, że towarzyska potyczka z Węgrami, która przypadła im w udziale, wprawiła kibiców z włókniarskiego miasta w zachwyt, ale na bezrybiu… Spotkanie z tymi „od miecza i od szklanki” firmowane było przez Beenhakkera jako okazja dla potencjalnych zmienników, którzy na stadionie Widzewa mieli sobie wybiegać zaufanie u selekcjonera. Pismo nosem wyczuli najwyraźniej kibice, którzy trybuny wypełnili zaledwie w 2/3. Mimo słabej frekwencji, to chyba głównie oni pokazali poziom reprezentacyjny. 

            Mecze jak ten z Węgrami to dość specyficzny rodzaj piłkarskich zmagań. Z jednej strony szkoleniowy materiał sztabu trenerskiego, z drugiej zaś oczekiwania kibiców. Te ostatnie często, wygórowane są szczególnie w obliczu występów reprezentantów aspirujących dopiero do ról pierwszoplanowych. Wiadomo przecież, że my kibice, gdybyśmy mieli okazje chociaż raz przywdziać trykot z orłem na piersi, dalibyśmy z siebie 100% możliwości, albo i więcej. Ten rozdźwięk interesów, naszych i Beenhakkera, jest dość pozorny, bo czy Holender miałby coś przeciwko gryzieniu trawy przez swoich podopiecznych? Różnica podejść polega na tym, że podczas gdy my oczekujemy od grającej w takim zestawieniu po raz pierwszy i ostatni drużyny efektownych akcji i wysokiej wygranej, selekcjoner sprawdza pod kątem przydatności do swojej drużyny każdego z piłkarzy indywidualnie.

 

            My, kibice, widzieliśmy reprezentację zmienników jedynie przez 90 minut przegranego meczu z Węgrami. Większość z nas wyrobiła sobie podobne zdanie na temat ich predyspozycji, a które w tytule umieściła Gazeta Wyborcza – „Dublerów brak”. Przeciętny kibic nie ma czasu ani ochoty na odrobinę cierpliwości czy zrozumienia. Gdy siada przed telewizorem, to tylko po to, aby po 90 minutach wstać od niego ukontentowany z wyniku i poziomu gry. Nie interesuje go poszukiwanie zmienników czy wdrażanie nowych rozwiązań taktycznych. Dla kibica brak podań otwierających nie jest wytłumaczeniem braku strzałów oddanych przez napastnika. Zła organizacja gry nie tłumaczy obrońców z przegranych pojedynków, mimo, że rywale atakowali w liczebnej przewadze. Dla kibica, Brożek jest do kitu, a Smolarek jest cacy, bo to ten drugi dał mu powody do radości strzelając trzy bramki. Kibic nie patrzy na to, że Smolarek w meczu z Węgrami nie odmieniłby obrazu spotkania. Kibic nie ma na to czasu.

 

            Selekcjoner miał owych zmienników pod swoim okiem prawie dwa tygodnie. Każdego dnia obserwował ich na treningach, mecz z Węgrami traktując jako klamrę spinającą ten okres. Na stadion Widzewa wyszła drużyna, która już nigdy więcej nie zagra w takim kształcie. Jaką niesprawiedliwością byłoby rozliczać ten jednorazowy zlepek jako drużynę? Czemu winni są Kiełbowicz, Brożek czy Zahorski, że nie mieli szansy na zabłyśnięcie grając w tym eksperymentalnym zestawieniu? Czy Beenhakker jest takim głupcem żeby skreślać tych piłkarzy po jednym meczu? Na pewno nie jest. Co więcej, skoro mówił tak głośno o wielkim talencie Gołosia, to na pewno nie tylko po to by dodać mu wiary w siebie przed meczem z Węgrami, ale dlatego, że Beenhakker wie na co stać pomocnika Górnika. Czy Holender zamknie drogę do kadry Tomaszowi Zahorskiemu bo ten większość piłek jakie otrzymywał od pomocników odbierał 40 metrów od bramki Węgrów?

 

            Kibic jaki jest każdy wie. Nie interesują go przyczyny tylko efekty. Wystarczy cofnąć się w czasie do początków pracy Beenhakkera z reprezentacją. W przegranym meczu z Finlandią największym rozczarowaniem był piłkarz, bez którego obok Smolarka i Krzynówka dziś trudno wyobrazić sobie reprezentację Polski. Jego nazwisko nie mieści się na koszulce, a jego najlepszym przyjacielem jest… Konrad Gołoś.

_
O mnie _

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura