_ _
197
BLOG

Danny Szetela, a sprawa Polska

_ _ Kultura Obserwuj notkę 0

     Zagadnienie wzajemnego kaperowania piłkarzy przez krajowe federacje od zawsze budziło emocje. Budziło je, gdy Polakiem zostawał Emanuel Olisadebe, wcześniej Nigeryjczyk, pierwszy czarnoskóry reprezentant Polski. Budziło je także, gdy traciliśmy, jak przyjęło się to określać, duet napastników Klose – Podolski na rzecz naszych zachodnich sąsiadów. Dziwić nie powinien zatem fakt, że uniesień nie brakowało także na przestrzeni ostatnich tygodni, kiedy to niczym  spod ziemi wyrosły przypadki dwóch młodych, zdolnych piłkarzy związanych z naszym krajem.  

      Różni ich praktycznie wszystko, wszak nawet wobec pozornie łączącego ich dylematu podchodzą z przeciwległych biegunów. Dawid Jarka i Danny Szetela, piłkarz, którego rzekomo chcieli nam podkraść i piłkarz, którego podkraść chcieliśmy my.

      Urodzony w Świerklańcu Jarka to odkrycie tego sezonu w Orange Ekstraklasie. Dwudziestolatek w rozegranych dotychczas 11 meczach zdobył 10 bramek. Zasłynął szczególnie w dwóch spotkaniach, z bytomską Polonią oraz sosnowieckim Zagłębiem, którym wbił odpowiednio 3 i 4 bramki. Kiedy powołanie do reprezentacji Polski otrzymał partner Jarki z ataku Górnika, Tomasz Zahorski, jedna z gazet goniących za sensacją opublikowała tekst, w którym zwróciła uwagę na groźbę utraty Jarki na rzecz reprezentacji Niemiec. Jak przyznał bowiem sam zainteresowany, posiada on niemiecki paszport i w latach juniorskich poważnie rozważał możliwość gry dla Niemców.

      O Szeteli większość polskich kibiców usłyszała podczas Mistrzostw Świata U-20 w Kanadzie. Grający dla reprezentacji USA pomocnik wsławił się szczególnie dwiema bramkami strzelonymi naszej reprezentacji. Urodził się w stanie New Jersey, jest synem pary polskich emigrantów, płynnie mówi po polsku, co jest efektem starań nieżyjącego już ojca. 17 października bieżącego roku zagrał nieco ponad 6 minut w meczu seniorskich reprezentacji USA i Szwajcarii, czym na zawsze uciął temat jego występów w barwach biało-czerwonych.      

      Również Dawid Jarka ostatecznie uciął spekulacje, oświadczając, że na szanse gry w pierwszej drużynie biało-czerwonych będzie czekał cierpliwie. Przez nikogo nie niepokojony – wypadałoby dodać, komentując absurdalny lament brukowca, sugerującego jakoby reprezentacja Niemiec swoich strzelb szukać musiała w polskich klubach.      

      Obserwując tą całą licytację toczącą się szczególnie wokół Szeteli, uwagę moją zwraca fakt, że nikt nawet na chwilę nie zająknie się nad zachowaniem samego piłkarza. Czy człowiek z ugruntowaną tożsamością narodową traktowałby ją jako kartę przetargową w swojej sprawie? W wywiadach dla polskich mediów, pomocnik Racingu Santander często podpierał się brakiem zainteresowania ze strony PZPN-u. Czy wnioskować należy zatem, że powodem jego wyboru, było pogniewanie się na piłkarską centralę?

      Z ulgą przyjąłem informację o występie Szeteli w meczu Szwajcaria – USA. Swego czasu Euzebiusz Smolarek, co ciekawe, aktualny kolega klubowy Szeteli, na pytanie, czy nie rozważał możliwości gry w reprezentacji Holandii, pół żartem, pół serio, odpowiedział – Nie, bo by mnie ojciec zabił. Ta odpowiedź dość wyraźnie ukazuje subtelną różnicę w dwóch postawach względem własnej tożsamości. Szetela w reprezentacji Polski, brzmi równie abstrakcyjnie jak Jarka w niemieckiej kadrze. Dobrze się stało zatem, że obaj pozostali tam, gdzie ich miejsce.

      Przyznam się, że jestem konserwatystą jeśli chodzi o powoływanie piłkarzy do reprezentacji Polski. W swojej radykalnej opinii trwam mimo argumentów przeciw, które przynosi życie. Mecze reprezentacji Polski traktowałem zawsze jako święto. Jak ktoś uwielbia atmosferę Bożego Narodzenia, to mnie zrozumie. Ja mam tak samo, tylko kilkanaście razy w roku. Już jako dzieciak, żwawiej wstawałem z łóżka i gnałem do szkoły w środy, w które grali biało-czerwoni. Nie miały na to wpływu wyniki odnoszone przez reprezentantów. Pamiętam przecież wygraną z San Marino 1-0 po ręce Furtoka, czy przerwaną przez Kryszałowicza, trwającą ponad rok, serię meczów bez zdobytej bramki. I dla mnie tamte mecze były tak samo szczególne jak te z Portugalią pod wodzą Leo. Właśnie w tym doszukuje się przyczyny mojego personalnego konserwatyzmu.

      Nie potrafię wyobrazić sobie reprezentacji Polski, w której po boisku obok wypruwających sobie płuca Jacka Krzynówka, czy Marcina Wasilewskiego biega chłodno kalkulujący piłkarz, którego przodkowie urodzili się nad Wisłą. Nie jest moim zamiarem sugerowanie, że każdy taki odszukany Polak nie będzie się maksymalnie angażował w grę biało-czerwonych. Wierzę po prostu w to, że piłkarz, który nie jest świadomy swojej narodowości, nie jest jednocześnie świadomy tego o co walczy. Desperacka szarża Krzynówka z meczu w Lizbonie w wykonaniu Szeteli byłaby moim zdaniem bardzo mało prawdopodobna.    

      Wspomniałem o kontrargumentach dla mojej postawy. Nie chodzi mi wcale o uznanie dla Olisadebe za jego bramki, które wyraźnie pomogły nam w powrocie po 16 latach do finałów Mistrzostw Świata. To jest oczywiste. Mam tu na myśli młodego piłkarza, którego większość polskich kibiców poznała podobnie jak Szetelę na MŚ do lat 20. Mowa o Benie Staroście, piłkarzu Sheffield United, który polskie korzenie zawdzięcza dziadkowi. Ten młody człowiek, swoją postawą w trakcie kanadyjskich mistrzostw mocno zachwiał moją pewność siebie co do przybranej postawy. Akurat w jego przypadku można mówić o górowaniu ambicji i zaangażowania nad wyszkoleniem piłkarskim. Wyrazistość tej sytuacji, zniekształca jednak nieco fakt, że w przeciwieństwie do Szeteli, Starostę poznałem już jako reprezentanta Polski (młodzieżowego, ale jednak reprezentanta). Podejrzewać można również, że jako piłkarz głębokich rezerw Sheffield United (aktualnie na wypożyczeniu do Brentford (IV liga)), były reprezentant juniorskiej reprezentacji Anglii możliwość gry na turnieju rangi światowej starał się wykorzystać w celu promocji własnej osoby. Co z kolei pozwala odwołać się do fragmentu o chłodno kalkujących piłkarzach, akapit wyżej.      

      Prognozy wskazują, że zjawisko powoływania obcokrajowców z polskim obywatelstwem będzie niestety postępować. Wystarczy prześledzić kadry młodzieżowe, by zaobserwować, że działacze PZPN, pchani ku temu presją publiczną, nagonką medialną po przypadkach Klosego i Podolskiego, a także standardami dyktowanymi przez inne federacje światowe, penetrują bardzo starannie zagraniczne rozgrywki w poszukiwaniu utalentowanej młodzieży o polskich korzeniach. W juniorskich reprezentacjach spotykamy już nie tylko zniemczone nazwiska, ale także takie przypadki jak: Philip Stiller czy Zeyn Alabidyn S-Latef. Ten ostatni swoją drogą, pomimo, że nie ma jeszcze 17 lat, zdążył już zagrozić przejściem do reprezentacji Szwecji, jak tylko z jego usług korzystać przestał trener Globisz. Komercjalizacja oraz globalizacja świata futbolu sięga także tych względnie najbardziej odpornych dotychczas rozgrywek piłkarskich. Dążenie do wyniku wysuwa się na pierwszy plan, dając ogólne przyzwolenie społeczne na szukanie jakichkolwiek powiązań utalentowanych piłkarzy z danym krajem. Dziś nie dotyczy to już tylko naturalizowanych Brazylijczyków, czy Afrykanerów w barwach Francji. Teraz dotyczy to także Polaków. Igrzyska ponad wszystko – chciałoby się powiedzieć obserwując obojętność polskich kibiców i mediów wobec tego, kto ich reprezentuje.

   Chciałbym dać wyraz temu, że rozumiem, iż każdy człowiek na świecie, któremu przysługuje polskie obywatelstwo, ma prawo reprezentować nasz kraj. Nie godzę się jednak na instrumentalne traktowanie tego przywileju. Szetela reprezentuje dzisiaj USA, bo było mu wszystko jedno, w jakich barwach pokazywać się będzie na arenie międzynarodowej. Wiele osób twierdzi zapewne, że to przywiązanie do Polskości to oznaka zacofania lub „polskiej mentalności.” Nie obchodzi mnie to, tak samo jak nie obchodzi to większości kibiców reprezentacji. Tym bardziej dziwne, że nie obchodzi ich także to, kto w niej będzie grał.

_
O mnie _

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura