Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
451
BLOG

Wirus bez korony

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Społeczeństwo Obserwuj notkę 9

        Byłem coraz bardziej przygnębiony i zawstydzony – tak po prostu, zwyczajnie, żeby nie powiedzieć po ludzku, co mogłoby już zostać uznane niemal za autoreklamę. Bo jak długo można nie mieć tego, co od dawna mają inni, jak długo należy opierać się światowym trendom globalizacji? Ten ma, tamten też – niby tylko trochę, ale jednak, jeszcze inny posiada tyle, że bez ujmy hojnie dzieli się z innymi, a ja co, czym jako Polak mogę się pochwalić? Jak zwykle stałem się pokazywanym palcem uosobieniem zaścianka, o ile nawet nie cywilizacyjnego zadupia, gdzie dotacje na telewizję, obronę, bezpieczeństwo wewnętrzne czy naukę i kulturę stawia się wyżej niż wydatki na walkę z rakiem, a walkę z rakiem przedkłada się nad kulturowe leczenie totalnego ogłupienia mas, będącego głównym schorzeniem zagrażającym narodowemu przetrwaniu. Ale co tam masy? Ciemny lud to kupi, jak mawiał były już prezes TVP Jacek Kurski A co kupi? No wszystko, byle mu to odpowiednio sprzedać, czyli cała sztuka w opakowaniu i lepko-ujmującym zachowaniu socjotechnicznego marszanda.

        Nie wierzycie? No na przykład śmierć – ta też może być towarem. Oczywiście tym zalegającym półki politycznej propagandy, czyli niekoniecznie sklepu z trumnami czy miejsc na cmentarzu parafialnym. A szczególnie śmierć połączona z długim umieraniem, odciskająca się znacznie cięższym piętnem na bliskich niż na przykład taka nagła – na zawał lub w wypadku. Trzask, prask - był człowiek i go nie ma. Nie to, co przy raku, gdy rodzina, zmęczona pomocą, ale i oczekiwaniem, z modłów o wyzdrowienie z czasem przechodzi do próśb o szybkie, bezbolesne odejście. W interesie chorego? W interesie własnym? Zostawmy to - tajników ludzkiej moralności nie warto roztrząsać jak obornika nad zagonem warzyw, bo jedno i drugie bywa tak samo odpychające.

        No więc tę śmierć na raka można przeliczyć na wszystko, na co się tylko chce, przy czym zgodnie z obecnie panującą modą - na propagandę telewizyjną. To znaczy odwrotnie, pieniądze na propagandę telewizyjną - tak jakby telewizja nie miała innych zadań - na potencjalnych onkologicznych ozdrowieńców. I to hasło działa, lepiej nawet niż dawniej korupcyjne łzy jak grochy poseł Sawickiej – taki to jest czuły na wszelką krzywdę lud w ,,tymkraju”. A dlaczego? Bo Polak, podobnie jak przedstawiciel każdej innej nacji, boi się raka. Natomiast już jako produkt wyłącznie własnej, polskiej zbiorowości, z przyczyn uwarunkowań historyczno-obyczajowych - o ile nawet już nie genetycznych - przejawia wyjątkowo wysoki poziom empatii dla złapanych za rękę złodziei i szubrawców. Taki już tu mamy mentalny klimat i trudno temu zaradzić.

        A wracając do raka, ciekawe, że nikt nie pyta ilu pacjentów szpitali onkologicznych można było wyleczyć za 187 miliardów złotych, znaczy tyle, ile w latach 2007-2015, czyli za rządów Platformy i PSL, państwo straciło na wyłudzeniach podatku VAT. To znaczy ilu konkretnie tego nie wiemy, ale przecież jak wynika z prostego rachunku aż o 93.5 razy więcej niż za dwumiliardową dotację przeznaczoną na media publiczne zamiast na onkologię. To kto odpowiada za niewyleczone wtedy z powodu braku funduszy przypadki, no kto? A jest to przecież zasadne pytanie, wzorowane na pokrętnej propagandowej logice europosła Halickiego. Ten, choć spojrzenie ma przymglone i mało bystre, co powoduje, że caracale mylą mu się z karakanami, natomiast facjatę wydawałoby się moralnie obojętną, to już duszę łotrzykowsko-cwaniacką – w sam raz jak na politykiera totalnej opozycji przystało.

        Zaraz, moment, tak się rozgadałem, że już dawno straciłem wątek. A przecież miało być o tym, jak długo pozostawaliśmy we wstydliwym ogonie globalizacji i postępu. I raptem jest! Już nie będziemy wyrzutkiem Europy, już nie musimy się rumienieć, że inni mają a my nie. Ba, teraz nawet możemy się podzielić – między sobą i z innymi, bo koronawirus, o którym miał być ten felieton, wjechał na teren naszego kraju autobusem z Niemiec. I jest w tym jakaś kontynuacja historycznych zaszłości, bo Niemcy zawsze byli dla nas hojni, oferując za darmo lub po mocno zaniżonych cenach germanizację, rozsiewane pod ścianami zabudowań pociski z karabinów maszynowych, Cyklon B i – last but not least - Donalda Tuska.

         W każdym razie, zaraz po tym pierwszym pasażerze autobusu, kolejni dolecieli samolotem z Włoch. I jeszcze z USA, skąd zniecierpliwiona opóźnianiem się epidemii w kraju rodzina dowiozła rodakom chorobę za własne pieniądze. Kiedyś Polonusi wysyłali bliskim paczki żywnościowe, sprzęt gospodarstwa domowego, a co bardziej szczodrzy samochody, a nawet ursusy, choć wtedy jeszcze bez Kidawy-Błońskiej, a dziś?… Dziś przerzucili się na rzeczy małe, tycie całkiem, których gołym okiem nie widać, a przecież jakże cenne – głównie z uwagi na wydatki państwa skierowane do walki z epidemią.

        Tak więc koronawirus stał się w kraju faktem. Albo wirus korona, jak mawia wspomniana Kidawa-Błońska – osoba będąca bez dwóch zdań koronowanym wirusem prezydenckich wyborów i patogenem rodzimej polityki w roku chińskiej zarazy.

        Dziś, gdy piszę te kilka uwag, liczba chorych w kraju zwiększyła się do stu trzech przypadków, z czego trzy osoby zmarły. I sądzę, że zarażenia będą rosły w coraz szybszym tempie. Mam takie obawy, gdyż nie jesteśmy krajem na tyle bogatym, by stworzyć odpowiednią bazę zabezpieczenia sanitarno-epidemiologicznego, to znaczy sieci szpitali, wyszkolonego personelu, ilości niezbędnych medykamentów oraz sprzętu technicznego, a także środków ochrony, w tym masek i kombinezonów. Poza tym zastanawiam się, czy Polacy zaliczą egzamin ze zdyscyplinowania i organizacji – cech społecznych niemal kardynalnych w okresach epidemii, które przyczyniają się do ograniczenia jej zasięgu, a które nigdy nie były naszą mocną stroną. I wreszcie okres przedwyborczy powoduje, że decyzje rządu stają się przedmiotem gier i targów politycznych, ograniczając szybkość i skuteczność podejmowanych działań. A nie oszukujmy się, że choć to opozycja stara się ugrać punkty na krytyce PiS, to troska o wizerunkowość udziela się przecież i władzy. Dlatego przy całym zaangażowaniu ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, z którego powinniśmy być dumni, czy premiera Mateusza Morawieckiego, możliwości własne i okoliczności sprawiają, że mam… No, nie czarne, ale szare myśli, przy czym bardzo przecież chciałbym się mylić.

        Na pewno niejedna osoba zarzuci mi, że ważną sprawę potraktowałem z prześmiewczym przymrużeniem oka. – No a dlaczego by nie? – zapytam. Przecież kiedy patrzę na walczącą koronawirusem totalną opozycję, która jeszcze do niedawna zarzucała rządowi ukrywanie przypadków zarażeń, jakby ze wstydem nie mogła się ich doczekać, natomiast obecnie zarzuca mu, że nie testuje na obecność choroby wszystkich obywateli, to znaczy… No właśnie, znaczy, że mamy do czynienia nie tylko z ludźmi podłymi, ale co gorsza głupimi i niekompetentnymi, kompletnie nieprzygotowanymi do kierowania krajem, którym mimo wszystko to się marzy. A przecież są to rzekome elity z przywódczymi ambicjami. Elity w postaci Budki, Halickiego, Szczerby, Nitrasa czy Szłapki. Elity rzekłbym typu petrukomorowskiego – durne, niedouczone i diabli wiedzą kogo naprawdę reprezentujące, ale znajdujące jednak swoich wyborców w społeczeństwie. Co gorsza, w niemal jego połowie.

        Można być politycznym nielotem i intelektualnie osiągnąć w momentach umysłowych wzmożeń poziom lekkiego przysiadu, co na przykład cechuje premier Szydło, ale dobrze życzyć krajowi i poświęcać tej sprawie całą swoją energię. Wtedy trzeba się tylko modlić o dobrych doradców takiej osoby. Ale można być też Kidawą-Błońską z prezydenckimi ambicjami i dobrze życzyć wyłącznie sobie, a wtedy nawet doradcy nie pomogą. Przy takim przywództwie obcy każdego autoramentu - i państwa, i związki państw, i organizacje gospodarcze, a nawet zarazy - mają ułatwione zadanie. Tym bardziej że elity są zawsze nie tylko dość przypadkowo wyłonionymi reprezentantami określonych środowisk, ale i osobami mentalnie reprezentatywnymi dla społeczeństwa lub dużej jego części.

        Znaczy co, spojrzymy w lustro, szukając w sobie wirusa? Co prawda bez korony, ale za to jeszcze bardziej groźnego.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo