Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
1052
BLOG

Kandydat Trzaskowski

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 36

        Rzadko zdarza mi się pisać tuż przed wyborami tekst, który można by uznać za przejaw wyborczej propagandy, co zresztą jest mylne, ponieważ jeśli już przejawiam takie wewnętrzne zapotrzebowanie, moje refleksje stanowią jedynie wyraz troski o kraj. Dlatego i dziś postanowiłem podzielić się z Czytelnikami garścią obserwacji i przemyśleń. A rzecz będzie o  dublerze Małgorzaty Kidawy-Błońskiej w zmaganiach o najwyższy urząd w państwie, który nie tyle z powodu walorów umysłu i osobowości, co z uwagi na zjawisko wojny polsko-polskiej i jej wyborcze konsekwencje, ma duże szanse przejść do historii jako szósty w kolejności prezydent III Rzeczypospolitej.

        Zacznę może nietypowo, niemniej jak sądzę studząco zapały zawodowych propagandystów, atakujących nierzadko byle czym i byle jak kandydata Koalicji Obywatelskiej. Otóż nie jest prawdą jakoby Rafał Trzaskowski ukrywał swą prawdziwa przeszłość, a jego dossier pełne było dwuznaczności i niewyjaśnionych do końca sytuacji. W szczególności zaś trudno powiązać go w jakikolwiek sposób z tajemniczą śmiercią Johna Fitzgeralda Kennedy’ego czy późniejszym porwaniem i zabójstwem włoskiego premiera Aldo Moro. Nie można mu również zarzucić jakichkolwiek związków ze słynną operacją polskich służb specjalnych o kryptonimie ,,Żelazo”, ubabrać w planowaniu skierowanej w środowiska homoseksualne akcji Milicji Obywatelskiej o nazwie ,,Hiacynt”, przykleić łaty młodzieżowego działacza PZPR w okresie uniwersyteckich studiów, postawić zarzutu uczestnictwa w Wojskowej Radzie Ocalenia Narodowego ani nawet udziału w magdalenkowo-okrągłostołowej zdradzie narodowych interesów. Nie, Trzaskowski ma w tych wszystkich wymienionych przypadkach całkowicie czyste konto, co przypominam zwłaszcza twórcom programu ,,Kulisy Manipulacji”, redaktorom Katarzynie Gójskiej i Piotrowi Lisiewiczowi, i to teraz, zanim przyjdzie im do łbów, by sięgnąć garścią po wspomniane ,,fakty”, pozostając tym samym w zgodzie z tytułem ich własnej audycji.

        Czy to oznacza jednak, że Rafał Trzaskowski jest, jeśli nie idealnym i wymarzonym kandydatem do objęcia prezydentury w Polsce, to może chociaż dobrym albo tylko dostatecznym, przez co już akceptowalnym? Odpowiem tak: skoro udało się wam z całą pewnością ustalić, że kobieta sprzedajna, z którą zamierzacie pójść do łóżka, nie cierpi na nową, egzotyczną odmianę kiły, jaką mogłaby się z wami chętnie podzielić, to czy oznacza to zarazem, że nie poczęstuje was choćby wysłużonym i poczciwym tryprem? No nie oznacza, prawda?

        Podobnie rzecz ma się z Trzaskowskim. Po pierwsze, przeciętny wyborca, który jest jego zwolennikiem, nic o nim nie wie, albo wie zbyt mało, by przewidzieć skutki jego prezydentury. Większość zdecydowanych oddać na niego głos zademonstruje tym aktem po prostu swoją wrogość wobec kandydata PiS, a ich pobudki emocjonalne i nieskomplikowana umysłowość podpowiedziałyby im poparcie nawet psa Trzaskowskiego, byle ten zechciał wystąpić przeciwko Andrzejowi Dudzie. Rzecz druga, to kiepskie przygotowanie obywatelskie Polaków, którzy kierując się rozbudzanymi przez opozycję plemiennymi waśniami, nawet nie wiedzą, że wygrana kandydata Koalicji Obywatelskiej wpędzi kraj w paraliż władz wzajemnie się zwalczających. A to, przynajmniej na najbliższe trzy lata, źle wróży Polsce – zarówno na arenie wewnętrznej, jak i na niwie dyplomatycznej.

        Kim więc jest naprawdę Trzaskowski? W moim prywatnej ocenie to Donald Tusk numer dwa, w związku z czym Polska nie mogłaby gorzej trafić. Niemniej, jak to bywa z kolejnymi modelami, ten został znacznie zmodernizowany. Przede wszystkim często szorstki styl bycia pierwowzoru zastąpiono tylko pozornie ujmującym, natomiast do ponadprzeciętnego sprytu dołożono kilka ekstra obwodów inteligencji i wiedzy, w tym znajomość języków obcych, czym kandydacki dubler Platformy punktuje w relacjach z polskimi wynarodowionymi pseudoelitami. Natomiast te w pupilu Bronisława Geremka widzą pożądanego kandydata na najwyższy w państwie urząd. A że opinia pseudoelit, głoszona wszem wobec przez antyrządowe media, chciwie kopiowana jest z kolei przez pseudointeligencję i inny motłoch, któremu choć brak wykształcenia, to nie zbywa na chorych ambicjach podskakiwania pod umysłową światłość, efekt poparcia tylko z tej strony można ocenić na ponad trzydzieści procent. Resztę w drugiej turze pan Rafał zdobędzie ze schedy po dotychczasowych konkurentach.

        Skoro już wspomnieliśmy o Tusku, to faktem jest, że obaj – i on, i Trzaskowski - świecą światłem odbitym z Berlina, o czym w przypadku tego ostatniego przekonuje wypowiedź na temat braku zasadności budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego, skoro taki sam jest tuż, tuż, za odrzańską miedzą. Skoro więc postawa polityczna Tuska, jaką bez cienia popełnienia omyłki określiłbym mianem kanclerskiej przydupaśności, jest niekwestionowanym faktem, to są podstawy, by sądzić, że prezydencja pana Rafała byłaby jej groźną, jeśli nawet nie groźniejszą powtórką. Z tym tylko, że dla odmiany powtórką realizowaną nie z gmachu Urzędu Rady Ministrów, a z dawnego Pałacu Namiestnikowskiego, co nota bene zgadzałoby się co da faktu, choć nie geograficznego kierunku, obliczoną na przewidywalne frukta pruskiej wdzięczności - głównie w postaci unijnych synekur, a to już przecież przerabialiśmy.

        Cechą równie  dostrzegalną i dla mnie przynajmniej szczególnie odpychającą w Trzaskowskim jest także łatwość w posługiwaniu się kłamstwem i różnymi przejawami matactwa, co szczególnie dało znać o sobie w prowadzonej obecnie kampanii. Gość z dnia na dzień, ba, z godziny na godzinę gotów jest zapomnieć, że pięć lat wcześniej głosił sprzeciw wobec zmniejszenia granicy wieku emerytalnego, niedawno jeszcze wspierał pomysł gejowskich małżeństw, skłonny był przyjąć każdą liczbę migrantów, krytykował program religii w szkołach, podkreślając laickość wychowania własnego syna i miał się za zwolennika szybkiego wprowadzenia euro. Dziś, na potrzeby kampanii wyborczej, myśli już kompletnie inaczej. Zapowiedział, że nie podpisze ustawy wydłużającej wiek emerytalny, gwałtownie odszedł o idei jednopłciowych małżeństw na rzecz wyłącznie związków partnerskich, stwierdził, że nigdy władze platformy nie godziły się na automatyzm przyjmowania nachodźców, podkreślił, że Polska potrzebuje prezydenta, który nie mówi o wartościach, ale je praktykuje, natomiast na temat wprowadzenia euro nagle nabrał wody w usta. Jeśli więc szukać przykładów hipokryzji, to Rafał Trzaskowski jest po prostu jej uosobieniem. Brać, wybierać do woli – możliwości trafienia na uczciwość i szczerość zostały w jego przypadku ograniczona do zera. Ot, natura już taka i tyle.

        Ale ta garść faktów przekonuje tylko, że Trzaskowskiemu nie zbywa na bezczelności, tupecie, cynizmie i po prostu braku etyki, bo przecież człowiek moralny nigdy by sobie na podobne zachowanie nie pozwolił. Tym bardziej gdy odbiorcami tego zachowania są podpatrujące go miliony rodaków. Niestety, tylko podpatrujące, bo o ocenę i wyciagnięcie wniosków jest już im trudniej.

        Nie wiem dlaczego, ale Rafał Trzaskowski wygląda mi na człowieka, który bez względu na zakres przygotowania i wewnętrznego moralnego nakazu, o ile coś takiego w ogóle szepcze mu do ucha, przyjąłby każdą nobilitującą go propozycję. To znaczy mógłby bez oporów własnych być delegowany na każde intratne stanowisko. Wczoraj posła i europosła, dziś prezydenta stolicy, jutro prezydenta Polski, pojutrze szefa Rady Europejskiej, a popojutrze choćby i papieża nawet. A co, czemu nie? Ważne jaki miałby zakres władzy, ile osób zginałoby przed nim kark i ile by na tym zarobił.

        - No a Polska? - chciałoby się zapytać.

        - Jaka tam Polska?… wyczytalibyśmy odpowiedź z ironicznego uśmieszku kandydata, który często gości na jego twarzy i jest uznawany za przyjazny. Taaa, jestem o tym głęboko przekonany


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka