Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
1313
BLOG

Anatomia wyborcza

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 26

        No, wydawałoby się, że można odetchnąć. To znaczy zwolennicy Andrzeja Dudy, póki co mogą sobie na to pozwolić, ale sponsorzy i wyborcy Rafała Trzaskowskiego już nie za bardzo, choć pewną satysfakcję również powinni odczuwać. Bo mimo że kandydat-dubler wyskoczył jak Filip z konopi za pięć dwunasta, to nie tylko odzyskał straty w elektoracie, który za sprawą fatalnego wizerunku Kidawy Błońskiej wyciekł jej przez palce, ale w drugiej turze zdołał dobrać sobie jeszcze rzesze sympatyków swoich konkurentów z bloku opozycji. Tak więc to, co początkowo odpłynęło od kandydatki Koalicji Obywatelskiej do popleczników Hołowni, wielkomiejskich chłopów i gejowskiej, kawiorowej lewicy, napędzając im chwilowo sondażowe poparcie, nagle zawróciło pod sztandar Trzaskowskiego wraz z rzeszą innych przeciwników PiS, upatrujących w prezydencie Warszawy większych szans podkopania politycznej pozycji rządzącego ugrupowania.

         Tu warto zauważyć, że to nie zalety ducha czy umysłu Rafała Trzaskowskiego, bo de facto jakichś ekstraordynaryjnych nie posiada, zdecydowały o jego niekwestionowanym sukcesie mimo ostatecznej przegranej. Również nie program, którego nie zaprezentował, bo w ogóle go nie miał, a już na pewno nie polityczne zaplecze, które często, w sytuacji niezbyt skomplikowanego umysłu kandydata, stanowi o jego –jeśli nawet nie za niego – przyszłym potencjale reformatorskim i w konsekwencji decyzyjnym. A nie, bo stały za nim miernoty typu Budki, Kierwińskiego, Tomczyka czy Nitrasa – ot, grupa bardziej lub mniej oświeconych łobuzów i niedzielnych politykierów sołeckiego szczebla, która zaraz po mszy spotkała się na politycznych pogwarkach przy kuflu z piwem. I jeśli nie trafiłem dokładnie, to w każdym razie są to ktosie o takiej właśnie proweniencji, charakteryzujący się typową dla wspomnianych grup mentalnością i publicznie prezentowanymi manierami.

         Co więc zdecydowało o powrocie elektoratu jeszcze przed drugą turą? Jedna jedyna rzecz, a jest nią anatomiczna normalność Rafała Trzaskowskiego. Co, że jest to niejasne? Już tłumaczę.

        Otóż o ile Małgorzata Kidawa-Błońska udowodniła wyjątkowo szybko - nawet bez konieczności dokonywania wciąż ryzykownej trepanacji czaszki wraz z włożeniem do środka palucha przez jakiegoś niewiernego Tomasza - że posiada tylko jedną półkulę mózgową i to kiepskiej próby, to co by powiedzieć złego o Trzaskowskim, on na pewno dysponuje kompletem, w tym obie połówki są w całkiem niezłym stanie. To znaczy nie żeby jakieś wyjątkowo sprawne, ale dostatecznie okraszone wiedzą i ilorazem inteligencji, co widać zwłaszcza na tle pozostałych przywódczych miernot z jego ugrupowania. Powiedzmy sobie uczciwie, że aby tak dobrze łgać, kręcić, udawać, manipulować, robić uniki i stwarzać pozory, a do tego nie przejawiać cienia zażenowania, trzeba być politycznym szulerem wyższego rzędu, a do tego niezbędny jest łeb jak sklep. Bez tych cech nie będzie odnosił sukcesów ani polityk-karierowicz, czyli tuskopodobny - człowiek bez jakiejkolwiek wizji i dorobku poza ciepłą wodą w kranie, ani sprzedawca używanych samochodów, bo obaj mają do zaoferowania lichy towar z ukrytymi wadami.

        Należy jednak pamiętać, że sama inteligencja nie musi być powodem dumy. Na przykład ksiądz Jerzy Popiełuszko, który był dobrym Polakiem a zarazem dogmatycznym katolikiem i bezkrytycznym urzędnikiem Kościoła, co nie za dobrze świadczy o jego inteligencji i wrażliwości, zapisał się na trwałe w księgach polskiej historii po stronie dobra. Natomiast jego morderca, Grzegorz Piotrowski, człowiek podobno wybitnie inteligentny, był łotrem spod ciemnej gwiazdy i figuruje w księdze wstydu naszych dziejów. Tak więc nie ulegajmy przedwcześnie urokom wysokiego IQ jakiegoś aparatczyka, dopóki ten nie sprawdzi się w praktyce, w konsekwencji czyniąc nam dobrze lub źle.

        Oczywiście byli i tacy, którzy twierdzili, że za sukcesem Trzaskowskiego, oprócz jego wiedzy i uroków osobistych, kryje się pewna tajna broń, a konkretnie małżonka. Ci w osobie na wskroś przeciętnej odnaleźli – choć nie wiem jak, za to wiem, dlaczego – pewien głęboko ukryty ślad nieprzeciętności, takie błyszczące ziarno w parcianym worku z otrębami, przekonując, że pani Małgorzata stała się czarnym koniem kampanii męża. I choć słowo ,,czarny” jest obecnie wygumkowywane ze słownika w ramach walki z rasizmem, to kolor konia nie dziwi, jako że szanowna małżonka pochodzi ze Śląska. Niestety, nawet ona mimo starań mocno ją przerastających nie stała się kamieniem węgielnym prezydentury pana Rafała, który ostatecznie uległ Andrzejowi Dudzie zaledwie o grubość wstyd powiedzieć jakiego włosa, a dokładniej kłaka, co jest miarą odległości równą pi razy drzwi jednej tysięcznej końskiego paznokcia. I mimo że nie znajdziecie jej w zbiorach w Sèvres, zwłaszcza w jej pełnej hardcorowej nazwie, to trafnie oddaje ona nastroje w obozie dotkniętych tyci, tyci porażką wrogów PiS. Bo żeby przegrać o długość konia, nawet czarnego, ale o jakiś kłak?

        Jednak to nie zalety osobiste Trzaskowskiego, w tym obie mózgowe półkule zaświadczające o anatomicznej normalności i nic więcej, zdecydowały o jego niemal remisowym wyniku w drugiej turze wyborów. Te czynniki pomogły mu tylko odzyskać zgubiony przez poprzedniczkę elektorat. O przejściu na jego stronę części wyborców Hołowni, Kosiniaka-Kamysza, Biedronia i Bosaka zdecydowała ich wręcz zwierzęca i bliżej nieuzasadniona nienawiść do Prawa i Sprawiedliwości, a zwłaszcza do Jarosława Kaczyńskiego. Jak wskazują analizy powyborcze, większość tych, którzy oddali swój głos na kandydata Koalicji Obywatelskiej, faktycznie głosowała przeciwko Andrzejowi Dudzie.

        Tak więc to nie dubler Kidawy ich urzekł, bo potraktowali go jedynie instrumentalnie jako kogoś, kto daje nadzieję zablokowania kolejnej kadencji obecnie urzędującego prezydenta. Podejrzewam więc, że poparliby każdego, kto stanąłby w szranki z obecną głową państwa, nawet pierwszego lepszego mętniaka, a że był nim całkiem z pozoru do rzeczy właśnie pan Rafał… - No dobra, niech będzie on – pomyśleli sobie. Skoro bowiem w przeciwieństwie do Kidawy-Błońskiej jest skompletowany anatomicznie, to znaczy, że się nadaje. Ba, rokuje nawet pewne nadzieje na dobrą kadencję już po wygranej, zwłaszcza że zna francuski, a francuski w dyplomacji, proszę państwa, to ho, ho – nic więcej nie trzeba umieć, Zresztą nie tylko w dyplomacji, bo i w alkowie jest przydatny, ewentualnie pod prezydenckim biurkiem, co przerabiano już w USA za Billa Clintona i wbrew pozorom chłop na tym źle nie wyszedł. Ba, wyszedł lepiej niż inni, zwłaszcza ci bardziej wstrzemięźliwi, z gębami pełnymi katońskich frazesów zamiast właśnie francuszczyzny, bo miał i fan, i zachował w historii dobre imię. Niestety, jednak tych tak istotnych zalet nie bierze się jeszcze pod uwagę w wyborach, ale kto wie – nowe postępuje w zawrotnym tempie, więc może już jutro, może pojutrze… Przecież złe nie śpi, wraz z gender i LGBT łomocząc kolbami nachalnej ideologii do każdych drzwi.

        Jest jednak coś, co obu elektoratom nie daje spokoju – zwolennikom zwycięzcy odbiera pełnię radości, a zwolennikom przegranego stwarza łut nadziei, nie pozwalając spokojnie pogodzić się z porażką. A tym czymś są protesty wyborcze. Okazało się bowiem – to znaczy okazało się w rozumieniu opozycji - że ostateczny werdykt był ukoronowaniem sprzecznych nie tyle z prawem, co przede wszystkim z jej wolą i planami działań obozu władzy. A mówiąc wprost, PiS wyniki albo sfałszowało, albo nieprawnymi poczynaniami w istotny sposób wpłynęło na ich finalny wynik, skoro Trzaskowski przegrał. Innego wytłumaczenia jego porażki przecież nie ma. Bo jak to tak, żeby przegrać normalnie? Po prostu nie uchodzi. Przy czym gdyby wygrał, wtedy rezultatu by nie kwestionowano. A że do Sądu Najwyższego wpłynęło obecnie kilkanaście razy więcej protestów niż w okresie poprzednich wyborów, więc do czasu wydania orzeczenia przez zawisły od przeciwników Zjednoczonej Prawicy Sąd przyjdzie nam jeszcze poczekać.

        Złość, sianie fermentu i nadużywanie demokratycznych narzędzi prawa przez przegranych, to zachowania, których inspiracji należy poszukiwać za granicą – po zachodniej, a nie wschodniej stronie, co piszę, aby nie było wątpliwości. A to świadczy o determinacji, z jaką Bruksela, a de facto przy jej pomocy Berlin stara się o powrót do przeszłości, czyli żeby było tak, jak było. Niestety, szczuta na prawicę część bezrozumnej masy społecznej nie jest w stanie nawet pojąć, że staje się narzędziem w rękach obcych, że nienawidzi i warczy na rozkaz, chcąc dosięgnąć zębami rękę, która ich karmi. Zresztą zapytajcie kogokolwiek z opozycyjnych nienawistników, dlaczego chcą obalić PiS, to… No właśnie, tak naprawdę nie dowiecie się, bo odpowiedzią będzie milczące zakłopotanie albo jakaś bzdura o łamaniu demokracji lub naruszaniu konstytucji. Po prostu szok, jakich matołów Polska się dochowała!

        Pytaniem pozostaje więc, co będzie, jeśli i metoda protestów wyborczych nie zadziała, nie utoruje Trzaskowskiemu drogi do urzędu, a jego sponsorom, krajowym i zagranicznym, nie otworzy sezamu z kasą i mówiąc ogólnie możliwościami? Czy przyjdzie nam w bezczynności obserwować, jak opozycja z dnia na dzień hoduje kolejnego Niewiadomskiego, a prezydent Andrzej Duda wybiera się do Zachęty? Cóż, znając realia, sądzę, że pozostało tylko nerwowe oczekiwanie.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka