Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
704
BLOG

Pomysł

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Humor Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

        Czasem, gdy człowiekowi odbija, to znaczy jest pod niekontrolowanym wpływem jakichś bodźców - no na przykład alkoholu, religii, a jak religii, to może nawet i opium, bo jakoś dziwnie się to jedno z drugim kojarzy - wtedy zaczyna widzieć znaki. Tu od razu powiem, że lepiej ich nie dostrzegać, a jeśli się nie da, lekceważyć - rzecz jasna z wyjątkiem drogowych, co na ogół źle się kończy. Natomiast jeśli już ktoś je zobaczy i któryś zapamięta, to w żadnym wypadku nie należy chwalić się taką przypadłością, bo… No tak, na stosie niby nie spalą, ponieważ to już nie te czasy, choć niekoniecznie lepsze, jako że niekiedy stos miał swój głębszy sens niż tylko podgrzewanie w ludziach wiary. Tak więc choć nie spalą, za to wyśmieją, zwłaszcza za plecami. Kto, kto? Wiadomo - wszyscy, którzy nam dobrze życzą, czyli ogół właśnie.

        Poza tym, że widzimy znaki, możemy również słyszeć głosy. Te natomiast mogą podpowiadać maluczkim do ucha złe i dobre rady, w zależności od podpowiadającego i ich interpretacji. Jeśli złe, sprawcą podpowiedzi był diabeł ewentualnie Kaczyński, jeśli dobre – wtedy Bóg lub również Kaczyński, a wszystko uwarunkowane bywa tym, kto i gdzie ucho przykłada.

        Co ciekawe, głosy mogą dotyczyć nie tylko rad, ale i pewnych sytuacji, których choć nie byliśmy świadkami, to dziwnym trafem możemy je przywołać - nie tylko uchem zresztą, ale i okiem wyobraźni. Wystarczy tę ostatnią zainspirować czymkolwiek, ot, na przykład porcją propagandy, z którą przebywamy za pan brat niemal na co dzień. Lewackiej lub prawackiej, w zależności od tego, jaki obraz chcemy uzyskać i jakie głosy usłyszeć, żeby stać się niemym obiorcą pewnych wydarzeń. A jak to działa? Już mówię.

        Oto delikatnie przymykam oczy, oglądany obraz powoli się zaciera, zamiast towarzyszących mi odgłosów w tło wchodzą szmery, urwane fragmenty słów, wreszcie całych rozmów, plan akcji staje się coraz bardziej wyrazisty – jakiś gabinet, tak, na pewno gabinet, biurko – dość masywne, kilka foteli, dywan, chyba perski, na ścianie godło – orzeł, czarny lub biały – trudno jeszcze powiedzieć. Ustalmy więc póki co, że czarno-biały – głównie z powodu niezdecydowania lokatora. Poniżej zaś … Zaraz, podkręcam ostrość… O, jaka miła focia. To chyba Tusk i Merkel podający sobie dłonie… Taaa, na pewno dłonie, a w nich przekazywany kanclerzycy cyrograf. Za biurkiem, w fotelu, człowiek - jakiś cały taki po francusku, cokolwiek miałoby to znaczyć. Przed nim, na masywnym blacie mebla, od strony okna, po lewej - duże zdjęcie Bronisława Geremka. Z fajką, rzecz jasna. Zresztą po prawej też – i również z fajką, co powoduje pewien mętlik głowie, jakoby znakiem wolnomularzy była fajka właśnie, a nie na przykład kielnia lub cyrkiel. Natomiast w środku, na wprost… Nie, to też Geremek – pewnie, żeby nie było wątpliwości w jakiej ideologicznej stajni lokator gabinetu się wychował – inaczej wszystkie trzy nie byłyby zwrócone frontem do wejścia. No dobrze, to tyle opis wnętrza, a teraz przechodzę na nasłuch:

- No, …eść, …eł, dobrze, …e ….edłeś.

(momencik, jakieś kłopoty techniczne, zaraz wyreguluję – o, teraz)

- No cześć, Paweł, dobrze, że przyszedłeś.

(uf, w porządku)

- Cześć, Rafale. Możesz powiedzieć, co mnie tu sprowadza? Bo wiesz, troszeczkę zajęty jestem…

- O, zaskakujesz mnie. Zajęty w południe? Czyżbyś znów robił sobie selfie w łóżku?

- A nie, nie, jeszcze nie… Tym razem to poważna sprawa, polityczna nawet. Wiesz, zadzwoniłem do Michała Moskala, tego młodzieżowca od Kaczora. Umówiliśmy się w kawiarni na pogawędkę i powiem szczerze, że jestem pod wrażeniem…

- Taaa? A co na to ten twój Michał – ślubny, że się tak wyrażę?

- Oj, Rafale, daj spokój. Tobie się wydaje, że w moim środowisku, podobnie jak w twoim, za wszystkim stoi seks, a to nie tak. Po prostu chłopak podziela nasze poglądy na pewne sprawy, jeśli natomiast nie, to w każdym razie wydaje się ugodowy. A dokładniej nie chce walczyć, tylko wyraźnie płynąć na fali. I do tego ten uśmiech, ta miła oku miękka pucułowata prezencja - takiego amorka z brodą, no i ten trochę dziecięcy jeszcze głos…Powiem szczerze, że zazdroszczę go Kaczorowi. Oczywiście jako szefa biurka… Tfu, to znaczy biura - to miałem na myśli nic poza tym, naprawdę. Ach, jak on może pięknie inspirować…

- Kto, Kaczor? Chyba zwariowałeś.

- Nie, przecież mam na myśli Moskala.

- Paweł!

- O, przepraszam, rozmarzyłem się. No więc co mnie tu sprowadza?

- Ogólnie to pomysł, a w zasadzie dwa…

- Dwa? Mam się już zacząć bać, jak wtedy z paletami i plażą?

- Nie za bardzo, bo tym razem jeden wyklucza drugi, więc będziesz miał czas na swoje te, no… zainteresowania.

- Wykluczające się pomysły? To brzmi tak, jakbyś był za, a nawet przeciw, Rafale.

- Niezupełnie. Ale najpierw posłuchaj. Mówi się: do trzech razy sztuka, ale ja już po dwóch mam dość…

- Masz na myśli lata kadencji, tak?

- To też, ale tym razem chodzi o Czajkę…

- Zaraz, przecież kiedy byłem tu ostatni raz zakazałeś wymawiania tego słowa w swoim gabinecie pod groźbą ośmiogodzinnego słuchania funku przez słuchawki, i to na maksymalnej głośności.

- Wiem, ale muszę, tym bardziej że pomysły każą optymistycznie postrzegać przyszłość.

- Dobra, wal!

- Słuchaj, pierwszy jest znacznie tańszy. Chodzi o to, że zarzucają nam trucie Wisły, tak?

- Hm, no tak.

- No to my zrobimy ich w Giertycha. Patrz na mapę. Tuż za zrzutem gówna budujemy tamę, znaczy przegradzamy rzekę - o tu. Co wtedy robi gówno?

- No, nie wiem…

- Ech, Paweł, pomyśl, proszę. O, widzę przebłysk w twoich oczach…

- Czego, gówna?

- Nie, przebłysk zrozumienia. Otóż gówno się kręci.

- Ale, Rafał, do tego potrzebny jest chyba przerębel, a teraz mamy ocieplenie, więc…

- Paweł, mówiąc, że gówno się kręci, mam na myśli fakt, że zawraca wraz z wodą. A gdzie?

- Do Grubej Kaśki?

- Otóż nie, odetchnij. Bo po drodze, tuż, tuż prawie od ścieku, jest wejście do Kanału Żerańskiego, rozumiesz?

- No tak! Zaraz, chyba nie…

- Paweł, to przecież proste, tylko przestań na moment myśleć o Moskalu. Patrz tu! Puszczamy Wisłę wraz z gównem Kanałem do Zalewu Zegrzyńskiego, a stamtąd dalej, do Narwi. Czyli co? Ano to, że Wisła staje się dopływem Narwi. Inaczej mówiąc, robimy taką wodną obwodnicą. Natomiast Narew sama już płynie dalej, by pod Nowym Dworem Mazowieckim wpłynąć do dawnego koryta Wisły…

- I co, wraca do Warszawy?

- No jak, pod górę? Paweł, myśl trochę.

- Dobra, ale nadal płynie do Bałtyku.

- Płynie, tylko co, Wisła?

- No nie, Narew.

- A widzisz. Nikt już nam nie zarzuci, że trujemy Wisłę – na tym właśnie polega mój pomysł. A my w tym czasie opychamy deweloperom stare, wyschłe koryto tej przeklętej rzeki – od Warszawy aż po Nowy Dwór. No i miejsce po Czajce. Przy nas Sławek, to Tuskowe szczenię, to malizna. Wyobraź sobie tylko, jak duże meble z wielgachnymi skrytkami musiałby sobie sprawić, gdyby to on wpadł na taki pomysł.

- Biedny Sławek, że mu te skrytki wywąchali. Ale zaraz, to Czajki już nie będzie?

- A po co nam Czajka, Paweł, skoro nie trzeba będzie Wisły oczyszczać, tylko Narew? Sądzę, że za pół ceny spróbujemy opchnąć ją jakimś prowincjonalnym kacykom, na przykład władzom Nowego Dworu, którym smak narwianki będzie przeszkadzał, ale to już ich ból w dupie… O, przepraszam, Paweł.

- Nie szkodzi, nie szkodzi, przecież niektórzy z nas, jak Robek choćby, mają z tym całkiem miłe skojarzenia. A wracając do sprawy, to wiesz, że ciekawe, ciekawe… No ty, Rafale, masz łeb jak sklep. Tylko czy nam na to pozwolą?

- Kto niby?

- No wiesz, rząd, a tak naprawdę Kaczor.

- Paweł, moje miasto, weź troszeczkę od uwagę, dobrze?

- Jasne, jasne. Cóż tu dodać, powiem, że pomysł sam w sobie genialny.

- Ha, widzisz, ale to jeszcze nic przy kolejnym, całkiem nowatorskim, bo zawracanie biegu rzek to ktoś już wymyślił przede mną, też geniusz, tyle że nie pamiętam, kto. Ale do rzeczy. Słyszałeś na pewno o tej niemieckiej rurze. No wiesz, tej bałtyckiej…

- No co ty, Rafał, żeby tak o Olce? Przecież ona cię wspiera.

- Ja mam na myśli Nord Stream 2, Paweł, Nord Stream, kojarzysz coś? Halo, Paweł, mówi się!

- No teraz tak, ale co z tą wielką rurą, bo temat trochę mnie jara?

- Ano to, że gdyby jej nie ukończono, wtedy za psie pieniądze można by ją odkupić.

- I położyć w miejsce tych, co pękają, tak?

- No coś ty, Paweł, tyle rury na byle gówno? Wtedy to my całą Wisłę moglibyśmy rurą puścić.

- Jak to, rurą? Przecież nie da się.

- Da się, da. I to od samej Baraniej Góry.

- Znaczy tej, na której Środa z feministkami sabat odprawia?

- Nie, one na Łysej, a ta Barania jest - od źródeł Wisły.

- No, no, że ty takie drobiazgi ze szkoły pamiętasz?

- Co ty, Paweł, a na diabła mi trzymać w głowie nieważne informacje? Zresztą z Bronkiem o duperelach po francusku nie rozmawialiśmy, a tylko dyskusje z nim warte były zapamiętania. Zwłaszcza kwestia rynku pracy paryskich prostytutek w średniowieczu – to jest temat, chłopie, na miarę dwóch intelektualistów! No więc najważniejsze, że ciotka Wikipedia wie wszystko, w tym i to, czego my nie musimy wiedzieć. Ale wróćmy do rzeczy. Otóż te rury ułożymy od samych źródeł do Bałtyku. To samo z głównymi dopływami, dołączonymi dla zbicia kosztów taśmą klejącą do rury głównej…

- Zaraz, moment, ale ta rura, choć grubaśna, nie ma takiej przepustowości, żeby całą Wisłę nią przelać z miejsca na miejsce.

- Nie ma? Oj, Paweł, Paweł, nic dziwnego, że jesteś tylko wice. Przecież jak ją przewęzisz, to będzie płynąć szybciej, ba, nawet bardzo szybko, ale będzie. Wiesz, jak ta ruska pszczoła wielkości wróbla - piszczy, a tak i do ula małą dziurką wlezie. To samo z Wisłą. W ten sposób, już tak przy okazji, wielkim ciśnieniem pozbędziemy się z rzeki tego całego niepotrzebnego w wodzie śmietnika, znaczy chciałem powiedzieć tych śmierdzących ryb, kijanek, żab, komarów, mułu i wodorostów – wszystko won do morza! Mazowszanką prosto z rury będą w Warszawie butelki napełniać – tak będzie.

- A jak rura ciśnienia nie wytrzyma?

- Spokojna głowa. Pytałem już jajogłowych z naszej polibudy. Powiedzieli, że wystarczy ją obetonować i po problemie.

- No a co z Gdańskiem?

- Jak to co, niemiecki przecież będzie.

- To i ja wiem, bo Olka nad tym pracuje. Ale mnie nie o to chodzi, Rafale. Pomyśl, co będzie, jak woda z taką prędkością do Zatoki wpłynie? No katastrofa albo i gorzej - nawet tsunami jakieś. A na Helu to istny potop.

- E tam, ujście rury pod kątem w górę zainstalujemy i stworzymy największy na świecie gejzer. A nad nim wielgachną tęczę, oczywiście podświetlaną w nocy. Na przykład imienia Pawła Rabieja – dar gejów warszawskich dla gejów trójmiejskich. Co o tym sądzisz?

- No piękne, naprawdę piękne. A przede wszystkim potrzebne. Teraz mnie przekonałeś. Wiesz, każę zaraz sekretarce zadzwonić do Gazpromu i dowiedzieć się, co z tą rurą, gdyby Nord Stream 2 zakończyło się wielką klapą. No i po ile chcieliby za metr z dostawą i ułożeniem. Ale, ale, zapomniałbym: a co wtedy z Czajką?

- Jak to co? A po co nam Czajka, jak Wisły już nie będzie można zatruć? To samo, jak w przypadku wodnej obwodnicy – zdemontuje się, a teren sprzeda deweloperom. Wtedy problem już tylko w meblach.

- Racja, święta racja, Rafale. To idę nadać sprawie urzędowy bieg.

- Idź, idź, a ja tymczasem jeszcze raz przemyślę sobie wszystko, tyle że po francusku - tak aby pomysł przyjął odpowiednią cywilizacyjnie rangę.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości