Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
175
BLOG

Ugłaskiwanie smoka

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Polityka Obserwuj notkę 7

        Nie, nie i jeszcze raz nie! No więc definitywnie nie jest prawdą jakoby szefostwo firmy Mercedes zdecydowało się klęknąć i zrobić radkową ,,łaskę” dziesięciu losowo wybranym chińskim kibicom Formuły 1 w scenerii Wielkiego Muru, a następnie - rzecz jasna nie wstając z klęczek - pocałować ich w oba obnażone policzki. Natomiast prawdą jest, że obawiając się spadku sprzedaży swoich produktów na bardzo ważnym dla motoryzacyjnego giganta rynku w Państwie Środka, niemiecki koncern Daimler AG zamieścił na największym chińskim portalu społecznościowym oświadczenie utrzymane w tonie ekspiacji. Czyli zrobił to samo, czemu na wstępie zaprzeczyłem, tylko jakby trochę inaczej.

        A wszystko zaczęło się kilka dni temu od wyścigu Formuły 1 na torze w Turcji, gdzie fiński kierowca Mercedesa Valtteri Bottas zaprzepaścił wszelkie szanse na mistrzowski tytuł. Jednak nie przegrana zawodnika była problemem dla samochodowego koncernu, tylko to, co powiedział w wywiadzie. Otóż zapytany przez dziennikarza, czy chciałby ten dzień wymazać z historii, Fin przytaknął, ale zdążył dodać, że podobnie jak ten inny, w którym ktoś kupił nietoperza na wuhańskim targu.

        Cóż takiego nieprzemyślanego i obraźliwego powiedział Bottas? Otóż nic ponad przywołanie jednej z teorii głoszonej przez media na początku pandemii i funkcjonującej w świadomości milionów ludzi na całym świecie, że to chiński smakosz nietoperzej chabaniny sprzedawanej na tamtejszym rynku wchłonął koronawirusa, wylizując cenny tłuszcz z kości uskrzydlonego ssaka. A później tym koronawirusem podzielił się z innymi. Nie powiedział zatem nic, co Chińczyków mogłoby urazić, bo faktem jest, że pandemia ta, podobnie jak kilka innych w historii ludzkości, przywleczona została na inne kontynenty z ich właśnie terytorium, gdzie ludzie zawsze żyli na bakier z higieną, a sprawa z nietoperzem to tylko jedna z hipotez, podobnie jak inna – z zajadaniem się mięsem łuskowca.

        Obawiam się jednak, że nie chodzi o to co, gdzie i skąd Chińczyk zjadł, tylko że w ogóle był to Chińczyk, a później setki i tysiące jego zarażonych rodaków, którzy odpowiadają za pocałunek śmierci przekazany światu. Mówiąc zaś wprost, że to Chiny są odpowiedzialne za wielką globalną zarazę. I nie trzeba wcale tego powiedzieć, wystarczy zasugerować, co zrobił Bottas, nie odbiegając przecież od prawdy.

        No ale widać, że Chiny sobie tego nie życzą, bo wizerunkowo jest to dla nich tak samo zabójcze, jak dla Niemców wymordowanie milionów ludzi w czasie ostatniej światowej wojny. A już tak dobrze wszystko im szło. Za sprawą kłamliwej, ale wszędobylskiej propagandy, co zawdzięczają również płatnym sługusom w niemal większości państw świata, stali się w świadomości społeczeństw wynalazcami i pierwszymi użytkownikami niemal wszystkiego z czym mamy kontakt w codziennym życiu, wielkimi wodzami, pisarzami, poetami i filozofami. Rzecz jasna z Konfucjuszem na czele, którego głębia przemyśleń - notabene w części powstałych jeszcze przed jego urodzeniem, a w części wiele lat po jego śmierci - sięga poziomu ludowych przypowieści spisywanych niegdyś na wyszywanych makatkach wieszanych na ścianach kuchni polskiego gminu. I wszystko dobrze żarło do czasu aż zdechło, bo niespodziewanie wylęgła im się pandemia i jak powiedział Siara z filmu ,,Kilereów 2-óch": - Cały misterny plan w piz…u!

        Ale że Chińczyków cechuje mrówcza wręcz pracowitość - a jeśli nie, to jest z nich wyciskana siłą, zatem na jedno wychodzi - oraz nieuleganie załamaniom, więc zaczęli od początku, starając się przerzucić odpowiedzialność na czyjeś barki. Mniej więcej tak jak Niemcy winę za obozy śmierci na Polaków. I idzie im całkiem nieźle, bo właśnie doszukali się, że koronawirus, zanim odkryto go w Wuhan, pojawił się w Lombardii. A że mają pieniądze, są wielkim rynkiem zbytu, na którym niemal każdemu państwu zależy i posiadają powiązania ekonomiczne z całym światem, więc mogą wiele. Ba, mogą nawet przymusić zawsze dumnych Niemców do wystosowania pisma poniższej treści:

        ,,Drodzy chińscy fani, w niedzielę Valtteri miał trudny, rozczarowujący wyścig, w skutek którego stracił szansę na tytuł mistrza świata. Nie miał zamiaru nikogo urazić zaraz po jego zakończeniu. Na pewno też nie miał na myśli braku szacunku dla Chin i chińskich kibiców”.

        No ale po co to wszystko, skoro Valtterii powiedział tylko to, o czym wszyscy czytali lub o czym słyszeli? To może już niedługo nie będzie można wspominać o rewolucji kulturalnej, o milionach ofiar czerwonego terroru, o przymusowych aborcjach i innych faktach z życia tego azjatyckiego narodu, bez narażenia się na konsekwencje? Ba, palcem w bucie nie będzie można kiwnąć, jeśli tylko kiwnięcie zaliczone zostanie do antychińskich.

        Służalcza niemal nadgorliwość zarządu Mercedesa, zapewniającego Chińczyków o braku jakichkolwiek złych intencji w zachowaniu ich kierowcy i to zanim ci zdążyli się jeszcze obrazić, jest po prostu żenująca. Żenująca, ale i niebezpieczna, bo stwarza precedens kajania się za winy niepopełnione, o ile tylko Azjaci mogliby się ich doszukać. Natomiast na drugim biegunie niemieckich zachowań królują wciąż buta, bezczelność i zakłamanie okazywane słabszym, na przykład Polakom, którymi nasi zachodni sąsiedzi, zawsze uciążliwi, leczą zapadłe w ich świadomości kompleksy po kontaktach z silniejszymi.

        No cóż, żałować tylko należy, że nam nigdy nie uda się osiągnąć tego poziomu relacji z Berlinem, na jakim ustawili poprzeczkę Chińczycy. I nie dlatego, że nie jesteśmy tak ważni, ale dlatego, że gdyby nawet tak było, to nasza własna opozycja wykarmiona piersią niemieckiej Mutti nigdy by do tego nie dopuściła.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka