Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
261
BLOG

Ręka Boga

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Sport Obserwuj notkę 10

        Taka scenka. Parkiet siatkówki w olimpijskiej hali w Rio de Janeiro. W pewnej chwili trener jednej z drużyn żąda prześledzenia na monitorze powtórki ostatniej akcji. Twierdzi, że uderzona przez jego gracza poza boisko piłka wcześniej musnęła palce jednego ze skaczących do bloku zawodników przeciwnika. Trwa przeglądanie nagrania, a ja podpatruję zachowanie trójki siatkarzy – tych przed momentem blokujących ścięcie. Stoją, rozmawiają, uśmiechają się i… No tak, spokojnie oczekują na orzeczenie sędziego. A ten decyduje, że jednak było otarcie o dłoń, co widzowie sami mogą prześledzić w powtórce na zwolnieniu, i przyznaje punkt stronie atakującej. Wspomniana trójka zajmuje swoje miejsca na parkiecie, przygotowując się do kolejnego odbioru, a w wśród niej ten, który czuł otarcie piłki, choć się nie przyznał.

         Jakieś wnioski, mniej lub bardziej trafne refleksje? Ze strony telewizyjnych komentatorów nie było żadnych, a szkoda, bo brak reakcji podważa ich kompetencje – zwłaszcza moralne do komentowania wydarzeń sportowych. Skoro sędzia nie jest obowiązany do reagowania, niech chociaż komentator nazwie po imieniu zachowanie graczy, jakże dalekie od zasad fair play, oczekiwanych zwłaszcza w trakcie olimpijskich zawodów.

        Sam grałem latami w siatkówkę i wiem, że wyczuwa się każdy, nawet najmniejszy kontakt ciała z siatką lub piłką. No dobrze, a jak to się ma do opisanej scenki? Otóż tak, że wspomniani zawodnicy są na pewno znakomitymi siatkarzami, natomiast nie dorośli do miana sportowców, a w każdym razie nie dorośli do miana olimpijczyków. Ich beznamiętne zachowanie, jakie okazywali w tracie oczekiwania na werdykt, bardziej przystoi pokerowym szulerom niż osobom rozgrywającym mecze, a przypomnę tylko, że wykorzystywanie błędów arbitra w celu niegodnego zawodów ustalenia wyniku spotkania nie ma nic wspólnego z zasadą fair play. Zasadą, którą całkowicie odstawiono do lamusa sportowych zmagań od czasu, gdy te stały się wyłącznie kolejną kategorią wielkiego biznesu, w którego tle nie tyle kryją się, co na oczach publiczności bilansowane są z szumem banknotowych liczników równie wielkie pieniądze.

        No ale winą siatkarza było w tym wypadku ,,tylko” nieprzyznanie się do przypadkowo zaistniałej sytuacji. Natomiast inaczej należy oceniać już tak zwaną ,,Rękę Boga”, czyli celowe zagranie Diego Maradony, któremu nikczemny wzrost uniemożliwiał sięgnięcie piłki głową, więc zagrał dłonią, strzelając w ten sposób na mistrzostwach świata w Meksyku, w roku 1986, bramkę Anglikom. Jedną z dwóch zdobytych w tym meczu, zakończonego wynikiem 2:1 dla Argentyny, co zapewniło południowoamerykańskiej drużynie awans do półfinału i ostatecznie wywalczenie mistrzowskiego tytułu. A jak potoczyłyby się losy tamtego turnieju, gdyby bramki nie uznano? No cóż, tego nie wiemy, więc można tylko powiedzieć, że różnie, to znaczy, że niekoniecznie Argentyńczycy zdobyliby wtedy ten cenny puchar.

        Jako ciekawostkę trzeba odnotować fakt, że nieprawidłowe zagranie widzieli protestujący Angielscy gracze, widzieli widzowie na stadionie, ba, zauważyli je nawet kibice futbolu przed telewizorami na całym świecie, natomiast nie dostrzegli go boiskowi arbitrzy. Podobny przykład sędziowskiego łajdactwa miał miejsce dopiero trzydzieści cztery lata później, w roku 2019, gdy sędziowie sądów Rejonowego w Piasecznie i Okręgowego w Warszawie nie dopatrzyli się znamion winy Piotra Najsztuba w spowodowanym przez niego samochodowym wypadku.

        Ale koniec z dygresjami. Opłakiwany obecnie Maradona na pewno był wybitnym piłkarzem, natomiast nie był sportowcem, bo zachował się niegodnie tego miana. W sporcie celem jest zwycięstwo, ale nie zwycięstwo za każdą cenę, osiągane nieuczciwymi metodami. A te, gdy nie są odpowiednio piętnowane, zostają zapożyczone w różnych formach przez innych zawodników, jak na przykład rozpowszechnione w futbolu na masową skalę ,,nurkowanie”, wchodząc tym samym do stałego repertuaru danej dziedziny aktywności fizycznej. No bo przecież już nie sportu.

         Zachowanie Maradony pokazało, że ten niski wzrostem, choć wybitny piłkarz był przy okazji małym duchem człowiekiem, który dla osiągnięcia celu zrobiłby wszystko, w tym nawet sięgnął po geszeft, byle tylko wygrać. A następnie, gdy szwindel stał się już wiedzą publiczną, w poczuciu bądź źle pojętej wiary, bądź pod wpływem błazeńskiego poczucia humoru usprawiedliwił przed światem swój czyn bliską komitywą z Panem Bogiem. Późniejszy alkoholizm oraz wyniszczająca go narkomania tylko te oceny potwierdziły, to znaczy, że cierpiał na brak hamulców – nie tylko zresztą moralnych. Ale jak tu mieć hamulce, gdy alkohol i kokainę też podsuwała mu Ręka Boga? No po prostu nie da się i już!

         Niemal ogólnoświatowa medialna żałoba prowokująca pochlipywania dawnych fanów i innych idiotów w mediach społecznościowych, którzy sądzą, że tak wypada, a nawet że tak trzeba, ma w sobie coś z groteski zaburzającej prawidłowość ocen tego, co dobre i złe. I co będąc zbilansowane do kupy pozwala właściwie ocenić wartość odchodzących osób, zapomnianych rzeczy i przemijających zjawisk.

         Hm, cóż, widocznie tak już musi być, choć żadnej ręki ani nawet intencji Boga bym się w tym nie dopatrywał. Natomiast głupoty i złej woli ludzi - już tak.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport