Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
2417
BLOG

Nienormalnienie świata

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 46

                                                                      Czy to jest dobry tekst na Sylwestra? Nie, i dlatego go piszę 


        Wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie i to pewnie dlatego świat jest tak ciekawy. Jeszcze wczoraj moje okolice zalegała gruba na prawie stopę warstwa śniegu, a dziś, po ulewie połączonej z silnym wiatrem, nie zostało po nim nawet śladu. Natomiast ślad pozostawił drobny strumyk, dzień wcześniej do połowy podmarznięty, z trudem przeciskający się przez przewężone lodem koryto, teraz pokrywający małym rozlewiskiem część otaczającego mój dom zalesienia.  

        Albo przypomnijmy sobie ulice wielkich metropolii sprzed ataku chińskiej zarazy – ludne i głośne, dla mnie męczące wielkomiejskim gwarem, ale za to jakże optymistycznie zaświadczające o witalności homo sapiens, znaczy nas. I teraz porównajmy je do dzisiejszych obrazków - mocno przerzedzonych chodników, po których poruszają się zamaskowani obywatele świata – jeszcze nie zombies, ale kto wie, co będzie jutro?

        Człowiek budzi się i dowiaduje, że jest inaczej niż było wczoraj, inaczej niż widział, wiedział, odczuwał i rozumiał otaczający go świat. Przetrzesz oczy i dostajesz z radia na dzień dobry informację, że stan wojenny, że mur berliński upadł, że wojna w Zatoce Perskiej, że Związek Radziecki nie istnieje, że World Trade Center… Albo że giełda się zapadła i straszą kolejnym czarnym czwartkiem, i że smród, bród i ubóstwo wszystkich czeka. Szybko liczysz drobne w portfelu, bilon w kieszeniach i bierzesz głębszy oddech. Na chleb i jakieś puszki jeszcze przez tydzień wystarczy, jeśli tylko zdążysz coś kupić. Patrzysz na sierściucha, który domaga się żarcia, przeciskając się między twoimi nogami i mówisz: - Sorry kot, ale wiesz, jak będzie ciężko – sam rozumiesz, nie? Jednak już dwa dni później, wieczorem, zapowiadają, że owszem, będzie czwartek, ale tylko tłusty i wcale nie czarny, jednak dopiero za tydzień, a ten inny, czarny znaczy – o ile o czarnym w ogóle można jeszcze mówić, że jest czarny - został odwołany. Więc otwierasz puszkę whiskasa, którą jeszcze wczoraj rano zostawiłeś sobie na czarnoczwartkową godzinę, dając ją wreszcie zgłodniałemu kotu. Później, szczęśliwy, patrzysz, jak zajada mrucząc, a ty z ulgą zacierasz w świadomości przywołaną poprzednio wizję, kiedy to za tydzień, może dwa, dusisz go w rondlu z ostatnią cebulą, sparciałą marchewką i starym ziemniakiem z białymi pędami, nie odcinając ich, żeby na talerzach było więcej. Uff, sapiesz i nic dalej już cię nie interesuje. Ulga, kure*ska ulga! Nawet to, że na tym jednorazowym tąpnięciu giełd niektórzy zarobili miliardy, nie ma dla ciebie znaczenia. Rzecz jasna zarobili kosztem twoim i takich dupków jak ty.

        Taaa, wszystko się zmienia jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. We wtorkowy wyborczy wieczór Trump dziękuje za poparcie i ogłasza zwycięstwo, dwa dni później Biden ogłasza zwycięstwo i też dziękuje, a ty nie wiesz, czy smucić się, bo może jutro Trump znów ogłosi, że jednak wygrał i wyjdziesz na idiotę, zamartwiając się zawczasu. Ostatecznie wygrywa Biden, bo Trumpa zdradzili nawet republikanie wraz z wybranym przez niego w jednej trzeciej osobowego składu Sądem Najwyższym. No więc klękasz, przypominając sobie z młodości jakiś pacierz – jakikolwiek, bo każdy jest dobry na taką okazję – i klepiesz: - Drogi panie doktorze, spraw, żeby Joe Biden nie zmarł ani nie rozchorował się na dobre, bo jak na jego miejsce przyjdzie ta lewacka wydra, to przystrzyże nas, wyrówna i przygnie do poziomu bawełny.

        Zmiany, zmiany, zmiany – niekiedy nagłe i zadziwiające, choć czasem tylko pozornie. Żyjesz oto w przeświadczeniu, że istnieje państwo islamskie. Od kilku lat tak z tym żyjesz i nawet już się przyzwyczaiłeś, bo ciebie ten problem bezpośrednio nie dotyczy. Jeszcze, więc nie musisz robić z tego sprawy. Kalifat jest zły, bo ucina przybranym w orange ludziom głowy, niszczy pamiątki kultury, znęca się nad chrześcijanami i burzy kościoły, co nawet cieszy lewaków. Wiesz to wszystko, bo czasem włączysz na niewłaściwym kanale telewizor i na przykład zamiast programu ,,Mam talent” – jak się okazuje wylęgarni intelektualnych i moralnych dupków na przyszłych mężów stanu – dotrze do twojej świadomości, że gdzieś talent przetrwania jest najważniejszy. Fala wojny i ludobójstwa przewala się od Syrii po Irak, przy okazji powodując tarcia pomiędzy Turcją, Rosją i Stanami Zjednoczonymi. A ty, o ile masz coś więcej w głowie niż sieczkę, pomyślisz czasem, jak to jest możliwe, żeby nic nie produkując, nie mając zapasów ani finansowego i materiałowego wsparcia, uzbroić osiemdziesiąt tysięcy sfanatyzowanych islamem bandziorów i przez kilka lat prowadzić intensywne działania wojenne.

        Aż tu nagle cisza – radiowi i telewizyjni szczekacze nie wspominają już o ISIS, milknie na ten temat internet, a gazeciarze zajmują się innymi tematami. No więc ty, znajdując się nagle w innej rzeczywistości, w której ta poprzednia już się nie liczy, o ile tylko nie masz wspomnianej sieczki we łbie zadajesz sobie pytanie: - Kto tak samo nagle jak je odkręcił, teraz zakręcił kurki z forsą, bronią i amunicją, paliwem, żarciem, umundurowaniem i medykamentami, by wymienić tylko podstawowe dostawy niezbędne do prowadzenia wojny? Kto nagle wyłączył ten konflikt jak lampkę nocną – pstryk i go nie ma. I co na tym zyskał, bo zyskał, skoro już wyłączył, prawda? A ponieważ nie znasz odpowiedzi, więc nie zawracasz sobie tym głowy. No a jeśli nawet się domyślasz, bo jesteś łebski i masz odpowiedni zapas wiedzy, to tym bardziej nie drążysz sprawy, żeby broń Boże dziury na wylot w mózgu sobie nie wyskrobać. Albo nie zrobili tego za ciebie inni, usłużni na każde zlecenie. Bo jak nie, to będziesz płakać, a potem znajdą cię w stanie wczesnego rozkładu, w samochodzie, pod jakimś centrum handlowym, niech będzie, że Karolinka w Opolu. Natomiast na pytanie dziennikarza, co się stało, jakiś ważniak odpowie, że nie chciałeś jeść muchomorów i stąd ta dziura w skroni. No i co, nikt się nie zainteresuje? Nie, bo przekaz był łatwo czytelny.

        Kalejdoskop zmian dotyczy również ludzi. Z dnia na dzień były, powszechnie szanowany sekretarz ONZ okazuje się zbrodniarzem wojennym, bezwzględny spekulant giełdowy dobroczyńcą, Kolumb ludobójcą, kardynał pedofilem, arcybiskup TW Filozofem, baba chłopem i na odwrót - chłop babą, a ojciec duchowy i jeden z założycieli III RP, zanim powiedział ,,My, naród…”, mówił: ,,My, SB…”. Tempo, za szybkie dla mnie tempo tych zmian – już nie ogarniam, kto jest kim.

         Ale zmiany dotyczą również najważniejszej dla ludzkości kwestii, czyli szczepionek. Pierwszą informację na ten temat wyczytałem mniej więcej w końcu stycznia, że najwcześniej możemy spodziewać się wakcyny za… miesiąc!!! Nie uwierzyłem, bo była to bzdura, ale już po tygodniu druga informacja przedłużyła ten okres do trzech miesięcy, kolejna - do końca roku, Fauci w lipcu przewidywał rozpoczęcie procesu szczepień na 2021, zaś Szumowski, zajęty bardziej jachtingiem i kursami posiadanych akcji niż pandemią – stąd to zmęczenie - w nieprzemyśleniu tematu sięgnął nawet po początek 2022 roku. Tylko Trump się nie pomylił, gwarantując Amerykanom pierwsze serie szczepionki na grudzień, ale przecież Trumpowi nie można wierzyć, więc to nieprawda.

        Dobrze, faktem jest, że szczepionkę wprowadzono do użycia, a testowano wstępnie na angielskich królikach, a może nawet na królowej i reszcie jej familijnych pasożytów – kto wie? Natomiast pytaniem pozostaje, na jak długi okres lek zabezpieczy nas przed wirusem? Jeszcze w połowie grudnia media obwieściły, że działanie szczepionki można oszacować nawet na trzy lata. Ale już kilka dni później, jak się domyślam w prezencie gwiazdkowym, pewien polski profesor, który w jueseju mógłby robić co najwyżej za szaletowego dziadka w uczelniach Ivy League, oznajmił w telewizorni, że działanie preparatu ocenia na okres trzech miesięcy do pół roku. Hm, gdyby tak miało być, cała akcja szczepień nie miałaby najmniejszego sensu. O ile bowiem jakimś cudem w polskim bałaganie zostałby osiągnięty pułap miliona zastrzyków miesięcznie, to po sześciu miesiącach pierwsze z zaszczepionych osób straciłyby już oporność. A potem kolejne i kolejne. Powstałoby więc pytanie: - Szczepić następne miliony, czy zacząć od początku z tymi pierwszymi? W przypadku odporności trzymiesięcznej problem byłby jeszcze większy. Ba, zgodnie z polsko-profesorską wiedzą, akcja nawet udanej mobilizacji społecznej w kierunku akceptacji szczepień byłaby bezproduktywna, bo nigdy nie osiągnęlibyśmy odporności grupowej, i to wcale nie z powodu krnąbrności i głupoty rodaków, tylko niewydolności leku.

        Zacząłem wszystko czarno widzieć… Nie, no oczywiście, że tylko ciemnoszaro. Ale już trzy dni później – znów zmiana. Niezastąpiony w zakresie wiedzy medycznej, a zapewne czarnoksięskiej i znachorskiej także, doktor Anthony Fauci, zapytany o czasokres oporności na wirusa jaki daje zastrzyk, odpowiedział, że nie więcej niż rok, ale i nie mniej niż rok. – Znaczy powiedz, że około roku, ty stary durniu! – chciałoby się poprawić mocno zawoalowany sens jego wypowiedzi. Trochę się pocieszyłem, aż tu nagle przedwczoraj znów wyczytałem, że nabyta odporność może chronić nas prawdopodobnie do trzech lat. No, ku*wa, tego już chyba za wiele, ale mimo wszystko alleluja, bracia i siostry! Przynajmniej pięknie nas okłamują.

        Kalejdoskop chciejstwa, niewiedzy, wróżenia z fusów, pogoni za sensacją i celowej dezinformacji rzuca nami od ściany do ściany – od pesymizmu do optymizmu, a z tym różne nastroje, w tym nadzieja i totalne rozczarowanie towarzyszą nam na zmianę każdego dnia. Tak, wiem, że nikt nie może wyprzedzić czasu i przenieść się o pięć lat do przodu, by w internecie znaleźć informacje na temat okresu skutecznego działania obecnych szczepień i opublikować te dane współcześnie, już jako wiarygodne. Jednak mimo wszystko medialne spekulacje przekazywane społeczeństwu, oceniające ten okres od trzech miesięcy do trzech lat są kompromitacją i mediów, i naukowców, którzy za tymi informacjami stoją. Bo czy można z jednej strony namawiać do szczepień, a z drugiej oceniać ich działanie na kwartał? Raczej nie, bo nawet dureń zorientowałby się, że coś tu nie gra. Chyba że szczepienia tak się rozpowszechnią, że będzie je można przyjąć przy okazji kupna fajek czy gazety w kiosku, chleba w piekarni albo ziemniaków w osiedlowym warzywniaku. I tu przychodzi mi do głowy taka scenka:

- Proszę dwie bułki i zastrzyk na koronę.

- Ma Pan szczęście, został już tylko jeden – następne dostaniemy dopiero za trzy dni, ale gdyby ktoś z rodziny potrzebował, to mają świeżą dostawę w pralni, w pawilonie obok. Proszę, niech pan spocznie na ławeczce za tą kotarą i odsłoni lewe ramię, a koleżanka zaraz pana zaszczepi. – Jasiu, jak obsłużysz tę panią, to zmień rękawiczki, załóż maseczkę i ukłuj pana, gdzie trzeba, hehe…

- No a tych dwóch - ten jeden, co siedzi taki blady i drży, i ten drugi, te , który leży na podłodze koło ławki, to kto?

- A to ci, co mają reakcje poszczepienne. Do tego, co siedzi, musimy zadzwonić po pogotowie, bo nadal dycha, tylko że czasu nie ma – pan rozumie, klienci, no więc tak trochę dogorywa od godziny. A po tego drugiego przyjadą z zakładu pogrzebowego – Jasia już zadzwoniła. Wie Pan, wyprosił dwie dawki, żeby mieć odporność nie na kwartał, tylko na pół roku i nie wytrzymał. Ale Pan wygląda na zdrowego chłopa to i nie ma się czego obawiać. - Jaśka, przestań gadać i idź zaszczepić pana, tylko teraz, kurde, nie zapomnij zmienić strzykawki.

        Ktoś powie, że to bzdury, że do tego nigdy nie dojdzie. Hm, naprawdę? Świat bierze nas z zaskoczenia każdego dnia, oferując propozycje kolejnych zmian swojego oblicza. Czy jeszcze wczoraj ktoś przypuszczał, że puszczająca bąki krowa stanowi zagrożenie dla życia na Ziemi, że kopulujący geje i lesbijki spłodzą więcej dzieci niż heteroseksualni partnerzy albo że kazirodztwo może być postrzegane jako piękny przykład miłości macierzyńskiej czy bratersko-siostrzanej, rzecz jasna przejawiającej się w formie erotycznej? A przecież za tymi teoriami stoją profesorskie głowy. Stoją, a powinny leżeć. Nie żeby zaraz oddzielone od karku – co to, to nie, tylko wystające z powalonego na podłogę ciała, spętanego kaftanem bezpieczeństwa.

        No ale, niestety, w tym kierunku świat nie chce się zmienić. Zmienić, by znormalnieć.

-----------------------------

A na koniec ciekawostka. W USA zaszczepiono przez szesnaście dni trochę ponad 3 miliony ludzi, przy czym Trump zapowiadał 20 milionów. W tym tempie szczepienia tutejszej populacji zajmą prawie pięć lat, a biorąc poprawkę na czasokres działania zastrzyku, przyjmowany na rok, Amerykanie nigdy nie osiągną odporności grupowej. Chyba że widmo piekarni, zieleniaków czy pralni spełni się w ich przypadku. 


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo