Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
280
BLOG

Lichocka bez palca

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Koronawirus Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

        Tak, przyznaję – wielu ludzi, sytuacji i rzeczy nie lubię. Już tak mam i nic na to nie poradzę. Żeby czuć się jednak chociaż trochę usprawiedliwiony dodam, że nie lubię również siebie. Tylko nie za to, że nie darzę szacunkiem lub choćby obojętnością pozostałych, ale za to, że w ogóle dostrzegam w nich powody powstawania mojej niechęci, co życia mi wcale nie ułatwia. O ile bowiem prościej byłoby przebywać z kimś, o którym się nie wie, że jest prostakiem, łobuzem czy idiotą, prawda? A pewnie, że byłoby, tylko co zrobić, skoro życie bywa skomplikowane.

        – No ale – ktoś powie – w tobie też nie lada parszywiec w ludzkiej skórze może się skrywać, bo to niczym w wywodzie Sobakiewicza: jak wszyscy, to wszyscy, wyjątków od zasady nie znajdziesz – niby porządny, a i ten świnia.

        Owszem, racja, tylko czy z tego powodu nie mogę dostrzegać, a gdy odczuwam wewnętrzna potrzebę również komentować ułomności innych? Mogę, więc w czym rzecz? Tyle razy obrzucono mnie kamieniami, że nie widzę powodu, dla którego miałbym sam nie rzucić, na czym moje kontakty z Ewangelią zaczynają się i kończą. Bez zrozumienia oczywiście.

        No więc żeby nie robić długiej listy, co zajęłoby mi całe eony, wejdę w nią w miejscu, gdzie figuruje Joanna Lichocka. Otóż jak każdy się domyśla Lichockiej też nie lubię. Po pierwsze dlatego, że jest zaledwie taką sobie, jeśli nie gorzej dziennikarką, a po drugie i trzecie, że jako poseł okazała się osobą zakłamaną i bezczelną. Czyli niewiarygodną i jako publicystka, i jako polityk. Kto nie wierzy, niech sobie przypomni sprawę pokazywania oponentom poselskiego palucha, co raz, że było wulgarne, dwa, kulturowo obce, a trzy, w sposobie późniejszego zakłamywania faktów hucpiarskie.

       Dobrze, a co teraz mnie poruszyło, skoro przywołałem jej temat? Otóż Lichockiej przyszło do łba, aby rozszerzyć program szczepień o dziennikarzy. Chodzi jej o pracujących na pierwszej linii kontaktów społecznych, a tym samym narażonym na możliwość zetknięcia się z koronawirusem – mikrobem robiącym obok papieru, dżumy i czegoś tam jeszcze za niekwestionowany chiński wkład w nasza cywilizację. Przy czym wstępem do sprawy stała się choroba Piotra Semki, choć jak raz ten na pierwszej linii kontaktu z ludźmi nie pracował. No chyba że z kelnerami.

        Cóż, fakt, żurnaliści są narażeni, ale czy tylko oni powinni mieć szczególne przywileje? Takie jak lekarze, służby mundurowe, nauczyciele… Celebryci? No właśnie. Mam nadzieje, że Joanna Lichocka bywa w sklepach, gdzie stale narażonymi na kontakt z osobami zainfekowanymi są ekspedientki – i odwrotnie. Albo jeszcze bardziej, bo z większą częstotliwością, kasjerki ze sklepów wielkopowierzchniowych. Ewentualnie pracownicy usług. Ot, zjawi się w domu zamówiony hydraulik i pod pozorem wymiany cieknącego kranu lub kolanka przywlecze skośnooką plagę do chałupy albo sam się zarazi, bo wiadomo – czym chata bogata, tym rada. Nie ma więc wyjścia, jego też należałoby ciupasem w pierwszej kolejności zaszczepić. A do tego listonoszy roznoszących i odbierających ,,koperty śmierci”, kierowców publicznych środków komunikacji czy pracowników urzędów – tych z ,,okienka”.

        Listę można by mnożyć o inne zawody, które w ramach oczywistej oczywistości powinny przyjść Lichockiej na myśl. Zresztą podobnie, jak mogłaby zajarzyć się jej ostrzegawcza lampka, że podnosząc kwestię pierwszeństwa szczepień żurnalistów, w tym wykorzystując w tej sprawie swoją pozycję i znajomości, de facto bardzo nieprzystojnie załatwia branżowe interesy. A to nie uchodzi, bo jest posłem, który z nakazu pełnionego mandatu, w tym realizacji treści ślubowania, zobowiązany został do konstytucyjnego czynienia ,,wszystkiego dla pomyślności Ojczyzny i dobra obywateli”, a nie dobra grupy zawodowej, której sama jest członkiem. Tak więc w ramach dość swobodnego traktowania sejmowej reprezentacji polskiego społeczeństwa zakres pełnionych obowiązków poselskich przemieszał się Lichockiej z elementami korporacjonizmu i lobbingu. Co jest ciekawe, ale niebezpieczne dla demokracji, o ile coś takiego jak demokracja w ogóle istnieje. Co, że w bajkach? A tak, w liberalno-lewackich bajkach, czy może bajdach - jak najbardziej.

        I jeśli w całej tej sprawie, a może tylko sprawce, bo dotyczy przecież jednej osoby, mógłbym coś Joannie Lichockiej doradzić, to to, by w kolejnej rozmowie z Michałem Dworczykiem nie omieszkała zasugerować przeprowadzenia szczepień jej kolegów po fachu w Warszawskim Uniwersytecie Medycznym, koniecznie pod osobistym nadzorem rektora Zbigniewa Gacionga. Bądź co bądź miejsce jest już wypróbowane, rzekłbym takie z wymaganą renomą, zawodowa etyka profesora również zdała egzamin, zatem nikt już zdziwiony nie będzie.

        I tak oto, w ramach podsumowania, przyszło mi na myśl, że z palcem czy bez - Lichocka jest tak samo niestrawna.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości