A my zrobiliśmy parodię wiadomości i co nam zrobicie?
A my zrobiliśmy parodię wiadomości i co nam zrobicie?
Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
1148
BLOG

Michał Adamczyk na co dzień

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 28

        Doprawdy dziwna rzecz, którą początkowo trudno mi było sobie wytłumaczyć. Otóż przez ostatnie dwa tygodnie kwietnia i kilka dni maja oglądałem wiadomości TVP… Tak, wiem, wiem - to było poświęcenie i choć zdaję sobie sprawę, że dla propagandowej przeciwwagi Kurski robi to samo, co TVN, dzięki czemu mamy dwa całodobowe rynsztoki prawdy, a co dwa, to nie jeden, niemniej łatwo przez nieuwagę przedawkować. I to mi się właśnie przydarzyło, w związku z czym jako antidotum zacząłem przyjmować alkohol. Na początek w małych dawkach, to znaczy jedynie ,,dwudziestkąpiątką” i tylko raz, ale jednak. Natomiast w końcu drugiego tygodnia sam widok Michała Adamczyka skłaniał mnie do sięgnięcia po butelkę i pociągnięcie z gwinta, bo inaczej nie przetrwałbym kontaktu ani z głoszoną przez niego pisowską hosanną, ani z kolejną porcją jego mimiki.

        A musicie wiedzieć, że jestem niemal abstynentem, jako że wódkę pijam dwa razy w roku – raz do wigilijnego karpia, a raz do porcji pierwszego w sezonie złowionego i usmażonego na maśle sandacza. Ewentualnie szczupaka. Po kieliszku i tyle, no bo rybka lubi pływać. Wino zaś od dłuższego już czasu spożywam wyłącznie w potrawach, na przykład w bigosie albo wraz z duszonym w winie kurczakiem, zaś piwo tylko w temperaturach około 35 stopni Celsjusza, nie więcej jednak, niż dwa, trzy razy w roku. Zatem chlanie – jak to pod Adamczyka - byłoby trudnym do odszukania w moim curriculum vitae wybrykiem, przy czym nie wiem czy to dobrze, czy źle, bo jednak przez pewne skomplikowane emocjonalnie sytuacje łatwiej jest się prześlizgnąć w stanie wskazującym. Mniej więcej podobnie, jak bezpieczniej jest złapać poślizg na łajnie w kaloszach niż boso i nawet ostrogi nic by tu nie pomogły – chyba że przy hamowaniu.

        Nie wiem, czym by się to zakończyło, gdyby nie interwencja żony. To znaczy nie dlatego, że zabroniła mi stosowania procentowej terapii, ale zainteresowana tym, co na mnie tak podziałało, sama zaczęła pić przed ekranem. A że nie toleruję kontaktu z ludźmi w stanie wskazującym, więc zaprzestałem doświadczeń z wiadomościami rządowej telewizji, bo trudno mi było patrzeć i na żonę w takim stanie, i wskazujące ów stan lustro.

        Przy czym wszystko stało się za sprawą pandemicznej propagandy sukcesu. Otóż słuchając Adamczyka, ale również występujących na informacyjnej wizji jego dwóch puszystych koleżanek po fachu, zrozumiałem, że nic tak ożywiająco nie działa na polską gospodarkę, jak… Tak jest! - jak zaraza właśnie. Oto gdy cały świat - rzecz jasna z wyjątkiem Chin, które wymyśliły i przekazały koronawirusa dalej, coś na zasadzie podaj cegłę – przysiadł w kryzysowym dołku, nad Wisłą trwa istny festiwal ekonomicznych sukcesów. Najmniejsze bezrobocie w krajach Unii, największy wzrost gospodarczy, najdroższe inwestycje w infrastrukturę, zaś rolnictwo - prawdopodobnie zapomniawszy o dławiącej je piątce prezesa – wzięło trzeci oddech kaczuchy.

        Znaczy co? Ano to, że chińska plaga nam, Polakom, służy w najlepsze, chyba lepiej nawet niż dotacje z Unii, zaś w połączeniu z nimi tworzy odżywczy dla ekonomii koktajl. Jeszcze trochę, jeszcze moment, a dogonimy Chiny, zaś kurcząca się gospodarka niemiecka zamieni się rolami z przeżywająca rozkwit polską i jako od tej pory subsydiarna, zacznie produkować na potrzeby naszego przemysłu.

        Tak można by kombinować po wysłuchaniu wspaniałych wieści i obejrzeniu radosnego oblicza Adamczyka oraz codziennie emitowanych przy tej okazji ujęć pracujących nowoczesnych obrabiarek, rozpędzonych taśm produkcyjnych, dudniących w polu traktorów, rosnącego przekopu Mierzei, oddanego do użytku kolejnego odcinka autostrady i budowanego tunelu pod Świną. Przy czym ujęcia są zawsze te same.

        Tu trzeba jednak pochwalić redakcję wiadomości, bo w poprzednim roku wszelkie informacje dotyczące stanu gospodarki i sytuacji przedsiębiorców obrazowane były gościem kręcącym nad głową młynka kawałkiem ciasta na pizzę, jakimś skupionym wielce młodym człowiekiem przygotowującym espresso - od zeszłego roku fachowo zwanym baristą, kobietą ścielącą hotelowe łóżko i mięśniakiem spryskującym płynem dezynfekcyjnym maszyny w siłowni. I tak to trwało miesiącami, aż jakiś bardziej rozgarnięty i odpowiedzialny za propagandowy przekaz ktosiek (albo ktośka) zaskoczył, że to obciach, by polska gospodarka była symbolizowana wyłącznie przez usługi. Dlatego od tamtej pory na naszych ekranach goszczą codziennie wspomniane obrabiarki, taśmy produkcyjne, traktory i kombajny, autostrady i przekopy. Jak niegdyś plac budowy Huty Katowice, wysypywanie kamieni na przyszłych falochronach Portu Północnego, wydobyta na zmianie rekordowa tona węgla, kolejny spust surówki z martenowskiego pieca czy ściana budowanego z wielkiej płyty mrówkowca.

        Dziwne, prawda? Kto by się spodziewał, że napędowego kopa naszej gospodarce może zapewnić śmiertelna pandemia? A jednak! Zatem aby Polska rosła w siłę a ludzie żyli dostatniej, niezbędna jest jakaś zaraza, jakakolwiek – może być ta wcześniejsza, w wydaniu promoskiewskiego bolszewizmu albo obecna, w formie i treści koronawirusowej plagi. No i oczywiście Michał Adamczyk, który każdy okruch propagandy sprzeda w eleganckim, miłym dla oka opakowaniu – byle nie oglądać go codziennie.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura