Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
894
BLOG

Panie Ziemkiewicz...

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Społeczeństwo Obserwuj notkę 14

        ...nie pitol pan! - chciałoby się wykrzyczeć, choć nieco dosadniej, ale co zrobić, skoro w człowieku tkwią jeszcze resztki hamulców po nabytej w dzieciństwie kindersztubie. Ta zaś, w okresie ewolucji zmierzającej w kierunku totalnego ogłupienia i schamienia przeciętnego homo sapiens, jest obecnie tak potrzebna, jak nie przymierzając szczątki kości ogonowej. Przy czym zwłaszcza w przypadku Ziemkiewicza może być zbędna, bo niejednokrotnie zasłużył sobie, aby nie tylko pisać i mówić bardziej wprost, ale i posunąć się nawet ,,o krok" dalej, co przywróciłoby mu może równowagę ducha, a wraz z nią i zdolność logicznego myślenia, na którą go przecież stać.

        - Hm, dobrze - ktoś zapyta - a w czym rzecz? No to już mówię, zaczynając od podkładu historycznego

        Otóż zaczęło się tak. Na początku było Słowo, później Środek, czyli Ziemia, a trochę potem, ale niezbyt długo, objawiło się w historii rozwoju ludzkiego gatunku Państwo Środka. Myliłby się jednak ten, który kojarzyłby je sobie z środkiem czystości – co to, to nie. I pewnie dlatego z Państwa Środka i jego okolic wychodziły i wędrowały po świecie różne pandemie. W Księdze rekordów Guinnessa nie odnotowano jeszcze takiej konkurencji, ale kiedy już ją ustalą, to znaczy ustalą rekord w zatruwaniu świata zarazami, Chiny zdobędą niekwestionowany prymat. I gdyby ktoś miał wątpliwości, to niech odwiedzi kibel chiński oraz dla porównania japoński, i będzie widział w czym rzecz. Niby cywilizacyjnie oba skośne, oba żółte, a przecież jakże inne i zaskakujące zupełnie różnymi estetycznie doznaniami.

        No więc zaraz na początku rozprzestrzeniania się chińskiej zarazy Ziemkiewicz szerzył antypandemiczne klimaty. W programie ,,W tyle wizji”, zapożyczonym toczka w toczkę z tefauenowskiej propagandowej jaczejki, jaką jest ,,Szkło kontaktowe”, zadowolony z siebie, w tym głównie ze swojej wszechwiedzy upoważniającej go do opiniowania oraz krytykowania wszystkich i wszystkiego, obśmiewał rzekomą histerię lęków, sprowadzając kroczącą przez świat pandemię, w tym pełznącą już pod zatrzaśniętymi kwarantanną drzwiami naszego kraju, do grypki, chrypki i kataru. Oj, śmiał się Ziemkiewicz z ogarniętych strachem ludków, którzy żyjąc w wyimaginowanym stanie zagrożenia, przyczyniają się do rozniecania powszechnej paniki, oj, śmiał! A potem przepraszał za pomyłkę, gdy śmierć zaczęła kosić jakby szerzej, dokładniej i przy samej glebie, niż w wyniku drobnych dolegliwości.

        - Ops, myliłem się - rzekł publicysta. I tyle. Tyle, to znaczy ile, a dokładniej ilu ludzi, którzy uwierzyli jego słowom i zbagatelizowali stosowanie środków zabezpieczających przypłaciło to swoim życiem, a nawet życiem zarażonych przez siebie najbliższych? Ilu odchorowało, tracąc przy tym na zawsze zdrowie? Widać jakieś dziurawe i niezbyt ciążące mu sumienie posiadł popularny wśród Polaków RAZ. Najgorsze zaś jest to, że nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji własnych słów, a nie tylko o wydalany wraz z nimi dwutlenek węgla przecież chodzi.

        Oczywiście mylić może się każdy, ale mylić się dwa razy w tej samej sprawie może tylko idiota. Albo człowiek złej woli. Jak poseł Dziambor, który początkowo lekceważył zagrożenia pandemiczne, później sam ciężko zachorował, a dziś – reprezentując elektorat antyszczepionkowców, płaskoziemców, foliarzy i wyznawców Latającego Potwora Spaghetti – boi się odpowiedzieć na pytanie, czy sam się szczepił, czy nie, by nie stracić zaufania idiotów. Znaczy kolejny mandat pana posła do Sejmu uzależniony jest od utrzymywania poziomu społecznego ciemnogrodu i jego zagrożenia śmiercią. Można to inaczej tłumaczyć? No można, ale po co wydziwiać, skoro oczywistość kłuje w oczy?

        Z Ziemkiewiczem jest trochę podobnie. W swoim niedawnym wideoblogowym występie, zatytułowanym ,,Potęga wyparcia”, pan Rafał dysząc niekiedy jakby łączył na co dzień palenie z siłownią, dzieli się z oglądającymi kilkoma prawdami, które nazwałbym ziemiewiczowskimi, znaczy takimi nieco bardziej pośledniego gatunku.

        Pierwsza z nich zasadza się w wiekopomnej konstatacji, że pomimo stosowania masowych szczepień wirus zawsze będzie istniał, co ma w jakimś sensie zaprzeczyć sensowi powszechnego nakłuwania ludzi. Czy to prawda? No prawda, z tym jednak, że nie to jest istotne czy wirus będzie istniał, czy nie, tylko czy będzie, czy nie będzie zarażał zaszczepionych, a jeśli nawet tak, to czy wyłącznie w takim stopniu, który nie stwarza już problemu ludzkości jego powszechnością. To mniej więcej tak, jakbym odciął autora od mediów, wyłączając mu Internet. Czy spowoduje to, że Ziemkiewicz przestanie istnieć? No nie, nie przestanie, natomiast nie będzie już zarażał ludzi swoimi głupimi i szkodliwymi przemyśleniami.

        Prawda druga to stwierdzenie powszechności zjawiska ataków na antyszczepionkowców, w tym głównie ze strony mediów rządowych oraz osób zaszczepionych. Trochę tego nie rozumiem, bo czy propagandę szczepień można nazwać atakiem? Albo czy obawy osób zaszczepionych przed zarażeniem ze strony niezaszczepionych (wszak autor powinien wiedzieć, że szczepionki jak zawsze chronią w pewnych procentowym zakresie – mniejszym lub większym w zależności od przyjętego specyfiku) należy uznać za nieuzasadnione? Ewentualnie czy jako niedorzeczne należy potraktować pomysły izolowania zaszczepionych od niezaszczepionych w pewnych strefach i obiektach użyteczności publicznej? No nie należy. Problem w tym, że ani rząd, ani zaszczepieni nie organizują protestów zamieniających się w uliczne burdy. To głównie domena walczących antyszczepionkowców, odznaczających się nie tylko słowną agresją w Internecie, ale i w trakcie demonstracji, czego dowodem ostatni atak na punkt szczepień w Grodzisku Mazowieckim.

        Można spekulować czy Hannibal, Nelson albo Kutuzow zaraz po utracie jednego oka nabrali czy nie wyrazistości widzenia pewnych sytuacji i łatwości podejmowania na ich bazie trafnych decyzji, i czy tej brutalnej prawdy nie należałoby w praktyce zastosować na Ziemkiewiczu? A to dlatego, że odjazdy od rzeczywistości popularnego autora mogą budzić obawy, czy aby tego typu guru dla ubogich umysłem i duchem powinien kształtować opinię publiczną ze szkodą dla obywateli.

        Jakby na potwierdzenie tych dylematów pan Rafał stwierdza dalej, w formie prawdy trzeciej objawionej, że rząd, skoro uważa szczepienia za słuszną i jedyną metodę walki z pandemią, powinien wprowadzić ich obowiązkowość. A nie robi tego, bo jeśli same kompanie farmaceutyczne nie chcą brać na siebie odpowiedzialności za ryzyko wywołania komplikacji poszczepiennych, zatem władza de facto nie jest pewna wyniku powszechnej i obowiązkowej wakcynacji. Znaczy kłamie obywatelom, namawiając do poddania się zabiegowi.

        Czy to prawda? No nie i Ziemkiewicz na pewno zdaje sobie z tego sprawę. Powodem namawiania, a nie zmuszania obywateli do szczepień jest wiedza, notabene znana powszechnie już przed początkiem akcji wakcynacyjnej, potwierdzająca brak społecznego zaufania do stosowanych szczepionek, w tym także lęku przed mogącymi zaistnieć komplikacjami zdrowotnymi. I właśnie obawa przez reakcją grożącą wybuchami społecznymi jest prawdziwym powodem wstrzymywania się z wprowadzaniem obowiązku szczepień, a nie niewiara w ich skuteczność. Jest to zresztą problem całego świata, problem, który nie zaistniałby w erze przedinternetowej, kiedy to głupota nie miała narzędzia powszechnego przebicia się do społecznego odbioru.

        I wreszcie Ziemkiewicz zastanawia się, dlaczego zaszczepieni obawiają się niezaszczepionych. Dorozumianą odpowiedzią ma być potwierdzenie faktu, że sami zaszczepieni nie wierzą w skuteczność przyjętych preparatów – tak przynajmniej przewrotne pytanie publicysty należałoby potraktować. A jest to prawda związana ściśle z nieczystościami, potocznie zwana gówno prawdą, bo zaszczepieni wierzą w skuteczność, tyle że procentową, pozostawiającą wspomniany już margines ryzyka – to raz. Dwa, obecność wielomilionowej grupy osób niezaszczepionych zwiększa szanse na odnawianie się wirusa w kolejnych mutacjach, wobec których przyjęty preparat może okazać się nieskuteczny. I wreszcie powodem trzecim unikania kontaktów przez osoby zaszczepione z niezaszczepionymi jest zwykły odruch, zrodzony w wyniku życia w wielomiesięcznych lękach przed zarażeniem. To tak, jak w tej historii z oskarżeniem znajomej z towarzystwa o prostytucję. Plotka okazała się wierutnym kłamstwem, ale niesmak i na wszelki wypadek unikanie dalszej znajomości pozostały. Tak samo jest z zaszczepionymi, którzy czują się pewnie, ale jeszcze nie na tyle, by stłumić w sobie odruchy wynikające z instynktu samozachowawczego.

        Na tym kończę polemikę z cieniem, bo nie zakładam, że Ziemkiewicz mój tekst przeczyta. Oczywiście rozumiem, że aby istnieć na rynku publicystycznym trzeba być kontrowersyjnym, napędzając własną popularność często sensacyjnymi teoriami, niemającymi nic wspólnego z rzeczywistością. Co gorsza, schlebiającymi niekiedy nawet niezbyt wyszukanym intelektualnie gustom. Sęk w tym tylko, o czym zapomina autor, że stając po stronie społecznych sporów i kierując się przy tym nie prawdą, ale własnym interesem, o co podejrzewam Ziemkiewicza, kreuje się niekiedy szkodliwe teorie, które dla ich wyznawców mogą skończyć się nawet tragicznie. Oczywiście trudno byłoby zarzucić komuś bezpośrednie sprawstwo głupopisaniną czy durnym gadaniem, ale odpowiedzialność moralna wciąż pozostaje pytaniem otwartym. Niby dziś to już niewiele, niemniej łudzę się – tak, już tylko łudzę, że nawet teraz jeszcze coś znaczy.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo