Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
2227
BLOG

Opiniotwórczość Jana Marii

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 53

        Jan Rokita - tylko dla szpanu Maria, bo naprawdę Władysław - jest na pewno jednym z najbardziej niespełnionych polskich polityków, co odnotowuję z niekłamaną satysfakacją, jako że nigdy za typkiem nie przepadałem. A ponieważ szykowany na ,,premiera z Krakowa” człowiek dwojga imion, w tym jednego na niby, na czele rządu ostatecznie nie stanął, to znaczy, że Bóg choć dla Polaków niełaskawy, skoro podrzucił im do kołyski najpierw Bolka a później kaszubskie jajo węża, potrafi jednak w porę się opamiętać, nie przebierając miary w zesyłanych na nich plagach.

         Bufonowaty, zgrywający intelektualistę, naprawdę okazywał swą małość ducha, nierzadko miałkość umysłu, a przede wszystkim nieopisany tupet w kilku momentach, które ostatecznie pozbawiły go na zawsze szansy uczestnictwa w wielkiej politycznej grze. Po raz pierwszy poczułem się przez niego zwyczajnie obrażony, gdy w 2005 roku zademonstrował powstały po całonocnych naradach wierchuszki PO program dla Polski, czyli strategię swojej partii, jaka szła po wyborcze zwycięstwo, de facto nie mając żadnych konkretnych propozycji dla rodaków. Wypisane na stronie z kawałkiem kilka ogólników, które śmiało można było zawiesić na gwoździu w sławojce, stanowiło rzekome założenia przyszłej polityki naprawy państwa po grabieżach dokonanych przez postkomunistów, działających na spółkę z popłuczynami po Solidarności. Jak wykazała bliska przyszłość, wyborcza oferta Platformy ograniczyła się do zaledwie ciepłej wody w kranie, idei wzajemnej miłości i złodziejskiej budowy dróg, czyli kolejnego skoku na kasę państwa, zatem tak naprawdę Rokita niepotrzebnie się wtedy na tym kawałku papieru rozpisywał.

         Inną kompromitacją niedoszłego premiera był wywiad telewizyjny, jakiego udzielił w związku z działaniami komornika, które ten podjął przeciwko niemu w związku z przegranym przez Rokitę procesem z Konradem Kornatowskim. Siedząc na tle śródziemnomorskiej roslinności i błyszczących wód włoskiego wybrzeża, bo Italię sobie upodobał, w pełnym słońcu przypominający pączek w maśle, narzekał biedaczysko na swój marny los człowieka pozbawionego środków do życia, któremu przyjdzie albo pracować ,,na czarno”, albo emigrować. Proszę tylko pomyśleć, jakim trzeba być pozbawionym empatii w stosunku do milionów zubożałych rodaków draniem, by będąc na wizji bezczelnie łączyć wizerunek zaszczutego przez prawo nędzarza z dobrze odżywionym, zażywającym tygodniami italskiego słońca turystą.

         Sa jednak opinie, że przysłowiowym gwoździem do politycznej trumny Rokity była sprawa wyprowadzenia go przez niemiecką policję z samolotu Lufthansy. Naruszając przepisy i zachowując się arogancko wobec stewardesy, sprowokował zajście kończące się prośbami o pomoc skierowanymi do polskich pasażerów, a żenujące wołania: ,,Ratunku, Niemcy mnie biją!”, przykleiły się do jego politycznego emploi niczym  guma do żucia do podeszwy.

         Osobiście mam nieco inną opinię, sądząc, że nic tak nie skompromiotowało byłego polityka jak jego żona Nelli, której każdy niemal medialny występ był mniejszym lub większym blamażem, przypisywanym do jego konta. Zresztą nie tylko Rokicie zaciążyła, bo śmiem twierdzić, że jej obecność w PiS miała wpływ na rankingi tej partii.

         To tyle o sylwetce Jana Marii, a teraz coś z dnia dzisiejszego. Odchodząc z czynnego uprawiania polityki stał się Rokita jej komentatorem. Od pewnego czasu wygrzał sobie miejsce w tygodniku braci Karnowskich i przyznaję, że czytam niekiedy zamieszczane tam przez niego artykuły. Tydzień temu komentował ostatnią podróż Trumpa na Bliski Wschód i do Europy, opatrując swoje przemyślenia tytułem ,,Zachwycona Arabia i rozgoryczone Niemcy”. Z tego to właśnie artykułu pochodzi fragment, w którym autor opowiada skąd wzięło się zamieszanie spowodowane użyciem przez amerykańskiego prezydenta określenia: ,,The Germans are bad, really bad”, jakiego ten użył w rozmowie z Junckerem i Tuskiem. Otóż gdy przeciek ze spotkania trafił do niemieckich dziennikarzy, ci przetłumaczyli słowo ,,bad” jako ,,böse”, co jak pisze Rokita nadaje słówu użytemu przez Trumpa znaczenie demonicznego zła, rozmijając się z intencjami prezydenta. Zapamiętajmy ten moment, bo świadczy on o manipulacji, kreślącej fałszywy obraz amerykańskiego przywódcy i jego stosunku do Niemców.

         Jednak trochę wcześniej, w tym samym artykule, wspomina autor fragment publicznego dialogu pomiędzy Trumpem a egipskim przywódcą generałem Sisim, w trakcie którego Amerykanin dostrzegając buty dyktatora, miał rzekomo powiedzieć: ,,Chłopcze, masz świetne buty”. Przyznam, że trochę mnie zamurowało, bo prasa amerykańska opisywała to wydarzenie, niemniej nie zapamiętałem, by Trump miał strzelić taką gafę, zwracajac się do egipskiego polityka dawnym językiem amerykańskich arogantów w ich kontaktach z czarnoskórymi. Za taki wybryk zostałby natychmiast rozstrzelany tłustą czcionką.

         No ale że pamięć już nie ta, co przedtem, sięgnąłem do źródeł. Co zatem powiedział amerykański prezydent? Oto te słowa: "Love your shoes. Boy, those shoes. Man,"

         Jak to przetłumaczyć? Otóż używając słów  ,,boy” i ,,man” , prezydent nie zwrócił się nimi do generała. Gdyby tak było, powiedziałby ,,I love yor shoes, boy”. Ale on użył słowa ,,boy” po kropce, w stosunku do butów, przekazując stan emocjonalny wyrażający podziw, i co można przetłumaczyć jako nasze ,,kurczę” ,,ojej”,  albo na przykład ,,o rany”. To samo odnosi się do słowa ,,man”, które wyraża analogiczny rodzaj podziwu. Tłumacząc zatem wspomnianą frazę na polski, wyglądałaby ona mniej więcej tak: ,,Ubóstwiam twoje buty. Kurczę, co za buty,! Ojej!

         Jest to język typowo potoczny, który mógłby sobie w kontaktach międzynarodowych Trump darować, niemniej kto wie, czy na przykład jego relacje ze zwykłymi rodakami nie są dzięki niemu tak dobre, bo jest dla nich bardziej komunikatywny, a tym samym bliższy od poprzedników.

         Zostawmy jednak Trumpa i wróćmy do Rokity. Jak na człowieka, który szlifował angielski na kursach w ambasadzie brytyjskiej i w licznych rozjazdach po świecie, Jan Maria wykazuje dość swobodne podejście do tłumaczeń. A jest to dziwne o tyle, że jak pisałem wcześniej zarzuca Niemcom grzechy na tym polu i też w odniesieniu do Trumpa. Tyle że Niemcy zrobili to intencjonalnie, natomiast jak wszystko wskazuje Jaś albo nie doczytał, albo nie zrozumiał. Niemniej, tak czy siak, wystawił amerykańskiemu przywódcy zupełnie różny od rzeczywistego wizerunek. Ktoś, kto przeczytał jego artykuł, pomyślał zapewne, że Trump jest niegrzecznym, amerykańskim bucem, aroganckim wobec zagranicznych partnerów. I jeżeli nawet tak jest, bo być może jest – tego nie wiem, nie wynika to jak raz z tłumaczonej przez Polaka wypowiedzi. Jeśli bowiem coś z niej wynika, to tyle, że opinotwórczość Rokity jako komentatora politycznego jest dość podejrzana.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura