Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
228
BLOG

Antysemicka fotka

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Społeczeństwo Obserwuj notkę 7

       Przyszło nam żyć w świecie zaskakującym naszą do tej pory uporządkowaną przewidywalność - ciepłą logicznie i przytulnie spójną, w której skutek nie zdumiewa przyczyny. W świecie, w którym to, co się robi i mówi, ewentualnie odwrotnie – gdy nic cię nie zrobi i nic nie powie w sytuacjach, w których ktoś lub grupa ktosiów uzna, że powinno być zrobione i powiedziane, może zostać użyte przeciwko nam. Oczywiście nie musi się to kończyć sądowym wyrokiem, choć może, ale napomnieniem, utratą pracy, infamią i towarzyskim ostracyzmem już na pewno. Taką to mamy rzeczywistość, na którą sami zapracowaliśmy, pozwalając przeciekać jej między palcami, co oznacza tyle, że nie sprawowaliśmy nad nią obywatelskiej kontroli. Nawet choćby dostatecznej. A to z kolei doprowadziło do wynaturzeń, w których jednym można więcej niż drugim i nie tylko cenzus majątkowy decyduje o przywilejach. Aby zrozumieć lepiej zawiłości dnia dzisiejszego, o których mówię dość ogólnikowo, pozwolę sobie posłużyć się przykładem.

         Wyobrażmy sobie, że ktoś robi mi zdjęcie i wrzuca do internetu, na  przykład na/w - niepoprawne skreślić - Facebooku, dając dopisek ,,Polak“. I co? Ano nic, bo nic – co ma być? Czy mam się jednak o to obrazić? Ależ skąd! Niby za co? A czy obraża to innych Polaków? Też nie. Co najwyżej uznam, iż autor zdjęcia i podpisu pod nim nie ma zbyt dużej wiedzy na temat mojego pochodzenia – i tyle. No chyba że zrobiłby fotomontaż, na którym trzymam palec w nosie, co razem z napisem ,,Polak“ byłoby już zdecydowanie obraźliwe. A jeszcze bardziej, gdyby dołożył do tego ujęcia pięść walącą mnie w twarz, co z kolei korespondowałoby ze znanym dowcipem z gatunku polish jokes, w którym na pytanie: ,,Jak najłatwiej złamać Polakowi palec?“, odpowiedź brzmi: ,,Uderzyć go w nos“. Mało śmieszne oczywiście, no ale skądś się przecież wzięło, prawda?

         A teraz dla odmiany weźmy inną sytuację. Oto facebookowe zdjęcie pokazuje jakiegoś mężczyznę, no na przykład twórcę i fundatora społecznościowego serwisu, Marka Zuckerberga, a pod nim widnieje napis ,,Żyd“. Jak wtedy reagujemy? Oczywiście część z oglądających najpierw z ciekawością zacznie konfrontować napis z cechami semickości rysów pomienionego, niemniej w ich głowach zrodzi się pewne podejrzenie, wynikłe głównie z presji czasów, w których przyszło im żyć, a mianowicie czy aby nie mają do czynienia z przypadkiem antysemityzmu. Natomiast część druga nie będzie miała żadnych wątpliwości odnośnie tego, co jest co, uznając fotkę z informacją za antysemicką prowokację w czystej postaci i podejmie odpowiednie działania.

         Pytaniem pozostaje, czemu moje zdjęcie, czy nawet osoby powszechnie znanej, jak na przykład prezydenta Dudy lub prezesa wszystkich prezesów, a choćby i nawet profesora Hartmana, zamieszczone publicznie z dopiskiem ,,Polak“, nie będzie negatywne w wymowie, natomiast zdjęcie Marka Zuckerberga z napisem ,,Żyd“, już tak? Co przemawia za tym, że ktoś jest bardziej ważny od innego ktosia, uznany za bardziej wrażliwego z natury, a jego pochodzenie wymaga większej ochrony prawnej? No więc co przemawia? Ano to, co na wstępie do tego akapitu napisałem – to coś, co pozostaje pytaniem.

         Sęk jednak w tym, że ostatnio świat przśpieszył, stawiając przed nami nowe wyzwania. Otóż zamieszczone zdjęcie Marka Zuckerberka nie musi mieć już wcale żadnego podpisu, by należało je ocenić jako antysemickie, o czym może zdecydowac jedynie sam na nim uwieczniony. Wystarczy, by nie przepadał za tym, kto to zdjęcie zamieścił, by narobić mu kłopotów.

         Tak to sobie myślałem, inspirowany wiadomościami  z Wegier, gdzie tamtejsze władze od pewnego już czasu są skonfliktowane z miliarderem Georgem Sorosem. To w ogóle śmiesznie brzmi – władze państwa skonfliktowane z pojedyńczym człowiekiem, ale gdy przymomnimy sobie jego format i to, jak potrafił kiedyś namieszać w Banku Anglii i finansach Malezji, to śmiechu nam się odechce.

         No więc rzecz ma się tak, że na ulicach wegierskich miast pojawił się w lipcu plakat ukazujący twarz uśmiechnietego miliardera, z dopiskiem: ,,Nie pozwólmy, by Soros śmiał się ostatni.“ Czy Soros może poczuć się obrażony treścią plakatu? A czemu to, przecież nie ma ku temu powodów? Strony już od dawna są w zwarciu i rząd w Budapeszcie uznał, że należy nakłonić obywateli do większego zaangażowania w walkę polityczną z osobą, która zdaniem władz zagraża węgierskim  interesom – to wszystko, znaczy nic, co mogłoby kogokolwiek obrazić.

         Trzeba jednak przyznać, iż wymowa plakatu jest tak jednoznaczna i oczywista, przedstawiająca Sorosa jako wroga Węgier, że trudno byłoby mu propagandowo odbić tę piłkę i dlatego zdecydował się wyjąć asa z rękawa, oskarżając rząd w Budapeszcie o antysemityzm. Na jakiej podstawie? Diabli wiedzą, może wydał się sobie zbyt semicko brzydki, może uznał, że z jakichś powodów jego zdjęcie przynosi ujmę pobratymcom, albo że nosi znamiona antyżydowskiej karykatury. Tylko że nie ma się o co pieklić, bo obiektywnie rzecz ujmując, stary George naprawdę wygląda tak, jak na obrazku, więc o co chodzi?

         Otóż nie wiemy, ale możemy się domyślać, że stawka starcia George’a Sorosa z rządem Węgier jest tak wielka, że można sięgnąć po każdy argument, byle je wygrać. Dlatego teraz, będąc w zwarciu, miliarder powiedział: ,,Jestem zbulwersowany sposobem, w jaki obecny reżim węgierski wykorzystuje antysemicki wizerunek w ramach kampanii dezinformacji”. No i proszę, okazuje się, że tamtejsze władze nie tylko szermują propagandą anysemityzmu, ale w ogóle są reżimem. I wszystko się zgadza, bo gdyby była demokracja, i to taka, jaka na Węgrzech marzy się Georgowi Sorosowi, czyli żeby robił, co mu się żywnie podoba, a nie rzekome rządy przemocy, antysemityzm przecież by nie zaistniał – to chyba jasne. Teraz należy się już dobrze wsłuchiwać, czy aby u Madziarów nie sychać tłuczenia sklepowych witryn i chrzęstu szkła na chodnikach. Szkła rozdeptywanego buciorami faszystowskich bojówek Orbana.

         Czyli co? Ano idzie nowe, a z tym to, co szlachetne i moralnie uzasadnione oraz jednoznacznie konieczne - mam na myśli walkę z antysemityzmem - przekroczyło granice nie tylko śmieszności. I od teraz może trzeba się będzie dziesięć razy zastanowić, zanim upubliczni się czyjeś zdjęcie. Po prostu strach! Ale to nie koniec, bo może być jeszcze antysemickie kiwanie palcem w bucie, antysemickie wzruszenie ramion, westchnienie czy antysemickie mrugnięcie okiem. Ludzka inwencja nie zna przecież granic - w przeciwieństwie do ludzkiej odporności.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo