Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
706
BLOG

Merchant z Pałacu Prezydenckiego

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Prezydent Obserwuj temat Obserwuj notkę 28

        Nie wiem dokładnie, skąd biorą się polscy politycy, ale coraz częściej skłaniam się ku opinii, że jednak nie z miłości, ewentualnie czysto sportowego uprawiania seksu z zaliczonym wypadkiem przy pracy, a z kapusty właśnie, i to w postaci nie innej, tylko głąbów. To samo zresztą dotyczy grona ich współpracowników, a zwłaszcza doradców. Gdyby było inaczej, nie mielibyśmy do czynienia z kuriozalnymi wypowiedziami i zachowaniami, jakich przedstawiciele naszych drogich elit władzy i opozycji obywatelom nie szczędzą. Co ciekawe, nawet nie zdają sobie sprawy, jak bywają niezręczni i śmieszni,  będąc przekonani o swoim wyjątkowym posłannictwie na ziemi. Posłannictwie, którego dobry Bóg - zapewne jak zwykle zajęty wyłącznie sobą - nie raczy kontrolować. A przecież wystarczyłoby, aby tak zaprogramował nas, ziemian, byśmy okazywali wieksze zainteresowanie własnymi sprawami, co wyszłoby nam tylko na zdrowie.

         Piszę o tym pod wrażeniem słów wypowiedzianych przez głowę polskiego państwa, prezydenta Dudę, który za wszelką cenę chce udowodnić, że nie jest Adrianem, tylko Andrzejem. Sęk w tym, że robi to ze skutkiem odwrotnym, adrianizując się jeszcze bardziej. A najciekawszy w całej sprawie jest fakt, że nikt nie podjął najważniejszego wątku jego wystapienia.

         Rzecz dotyczy konkretnie jednego zdania, wypowiedzianego w formie ostrzeżenia, które brzmi następująco: ,,Nie podpiszę ustawy o Sądzie Najwyższym, jeśli Sejm najpierw nie uchwali mojej ustawy o KRS”.

         Nie obchodzi mnie, czy prezydent Duda chciał sobie dorobić kilka punktów w sondażach, stając na straży inaczej rozumianej demokracji, czy zamierzał poprawić swój wizerunek jako polityka niezależnego, czy wreszcie jego wystąpienie było czy nie było uzgodnione z kierownictwem PiS. To zupełnie inne zagadnienia, rzekłbym drugorzędnę, bardziej z gatunku wizerunkowego. To, co kompromituje Dudę, to fakt, że stara się on publicznie frymarczyć reformami polskiego sądownictwa, a zatem sprawami podstawowymi dla ustroju państwa.

         Bo co znaczy, że nie podpisze ustawy, jeśli?… Co, ku***, w ogóle znaczy ,,jeśli”? Bo albo jego zdaniem ustawa jest dobra dla Polski i chce ją podpisać, albo zła – i wtedy nie podpisuje. Ale żeby coś za coś? Czyli jak to tak, w zależności od zależności? A jeśli Sejm nie uchwali jego projektu, wtedy on wstrzyma wykonanie innych przepisów, które mają pryncypialne znaczenie dla systemu polskiego sądownictwa? Przepisów, które uważa przecież za potrzebne, skoro zakłada możliwość podpisania ustawy wprowadzającej je w życie, tyle że warunkowo?  A może mu się nie podobają, może uważa je za szkodliwe, ale mówi: ,,No dobra, skrobnę wam ten bubel, jeśli wy przepchniecie w Sejmie mój pomysł”?  I co, popsuje państwo za cenę własnych przekonań i ambicji? To chore, chore! Gość nie zaprezentował nic z państwowca, za to wiele z krakowskiego przekupnia, któremu pomyliły się role. Natomiast  jeśli był to zaplanowany chwyt propagandowy, to wyjątkowo niezręczny, stawiający prezydenta  nie w lepszym, ale wręcz niekorzystnym świetle.        

         No ale wy tego nie dostrzegacie, ogłupione partyjniactwem gamonie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka